sobota, 20 czerwca 2015

Większe zmiany nadchodzą!

Witajcie kochani x
Piszę do was, bo widzę co zaczyna dziać się na moim blogu i postanowiłam coś zmienić. Wiem,że teraz większość z was czyta swoje ff na wattpad więc ja też postanowiłam przenieść Missing właśnie tam,a od przyszłego miesiąca jak matura wypadnie pomyślnie zacznę pisać nowe opowiadanie. Kto nadal jest chętny na czytanie moich prac zapraszam na tutaj kliknij . Mam nadzieje,że zostaniecie ze mną moi kochani. Dziękuje jednak za wszystko kochani x Miłego wieczoru.

Wasza @hug_me_justin_b

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 21 "First kiss"

                Chłopak przybliżył się do nas, a moje serce gdy zobaczyłam go w świetle księżyca, to było coś jakby fabuła z książki. Zdałam sobie sprawę, że stoi przede mną mój przyjaciel. Sama zaniemówiłam i nie wiedziałam co zrobić. Wyglądał strasznie jego warga była rozcięta, a siniak, który miał się najprawdopodobniej znaleźć pod okiem był także na jego kości policzkowej. Chciałam go mocno przytulić i już nie puszczać by nic mu się nie stało. W moich oczach zaświeciły się łzy, czułam jak dłużej nie mogę ich w sobie trzymać. Przez mój rozmazany obraz widziałam jego włosy, nie były jak zwykle ułożone tylko oklapnięte i pomierzwione. Dla mnie nadal był perfekcyjny jak każdego dnia, którego za nim tęskniłam. Nie miałam wcale ochoty przyłożyć mu w twarz widząc jak wygląda.
- To ja zostawię was samych – Alison puściła moją dłoń i mrugnęła do Justina, który pokręcił głową – przyjadę po ciebie niedzielę – skinęłam głową, wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak to mało.
- Dzięki Ali – poczułam jak jego głos przyprawia mnie o ciarki na plecach i dzięki Bogu, że miałam na sobie bluzę – odezwiemy się gdy skończymy – zaśmiał się przez co moja postawa stała się bardziej prosta.
Gdy Alison wyszła zostaliśmy sami. Tylko ja i Justin na kompletnym odludziu. Miałam jeszcze większą  ochotę go wtedy wyściskać, ale bałam się, że tym mogę sprawić mu ból lub jakąś krzywdę. Postanowiłam jednak zaryzykować. Moje małe ciało uniosło się ma palcach i objęłam go jak najmocniej potrafiłam. Jego zapach, za którym tak tęskniłam znowu mogłam się nim rozkoszować. Po chwili poczułam jak jego silne ramiona tulą mnie do siebie, a jego głowa spoczęła gdzieś na moim ramieniu. Czułam jak jego ciepły oddech znajdował się na mojej szyi. Justin sprawiał, że byłam naprawdę wniebowzięta.
- Tęskniłaś chociaż trochę za mną? – szepnął cicho patrząc w moje oczy, nasze twarze były bliżej niż zwykle – powiedz, że o mnie nie zapomniałaś?
- Oszalałeś? – szepnęłam w takim tonie jak on – nigdy bym o tobie nie zapomniała – delikatnie pogłaskałam jego policzek – boli cię?
- Jak ty dotykasz to ani trochę – uśmiechnął się do mnie bardzo delikatnie, a jego dłoń spoczęła na moim policzku.
- T-to dobrze – uśmiechnęłam się lekko spuszczają wzrok by już dłużej nie patrzeć w te cholernie cudowne karmelowe oczy.
Zamknęłam oczy czując jak jego usta zbliżają się do moich. Poczułam jak nasze oddechy przez chwilę się mieszały zanim złączyliśmy nasze usta. Jego miękkie usta spoczęły na moich. Oplotłam jego szyje, a on delikatnie wziął moją twarz w swoje dłonie. Delikatne muśnięcia przekształciły się w pocałunek. Moja dłońmi zsunęła się na jego umięśnione plecy. Ten pocałunek miał smak cudownej czarnej kawy zmieszanej z miętową gumą, którą lubił często żuć. Justin podniósł mnie i posadził na stole, który znajdował się za nami. Pocałunek pogłębiał się z delikatnego na czuły i warty pożądania. Jego dłoń teraz znajdowała się na moim karku, jego usta zsunęły się na szyję, którą mu udostępniłam.
Marzyłam o tym od wielu lat. Czułam jak moje serce ma ochotę wyskoczyć z klatki piersiowej, a stado motyli, które myślałam, że dawno pomarło z tęsknoty właśnie reaktywowało swoją obecność. Jego zwinne palce odpięły moją bluzę i zsunęły jedno ramię. Czułam jak jego zęby delikatnie drażnią moją wrażliwą skórę na szyi przez co westchnęłam głośniej wydając z siebie cichy jęk. Nie znałam Justina jako kochanka. Inaczej mężczyzny, z którym mogła bym się całować lub uprawiać seks.  Podobało mi się jak delikatnie ze mną postępował. Wsunęłam mu dłonie pod koszulkę i badałam jego umięśnione ciało. Po chwili wrócił do moich ust i nadał naszemu pocałunkowi jeszcze więcej pikanterii niż wcześniej. Justin całował cudownie nie mogłam oderwać się od jego ust. Po chwili jednak odsunęłam się od niego.
- Co my robimy? – szepnęłam oblizując usta by nadal czuć jego smak – dopiero co się odnalazłeś, a ja – próbował uciszyć mnie pocałunkiem lecz odsunęłam się ponownie.
- Rosie, o co chodzi? – mruknął niezadowolony z toku sytuacji – przecież jest cholernie miło musisz to psuć? – mruknął jeżdżąc opuszkami palców po moim udzie.
- Justin, nie możemy tego robić słyszysz? – pokręciłam głową idąc w stronę kanapy – nie możemy –szepnęłam drżącym głosem.
- Nie płacz, Rose – usiadł obok mnie na bezpieczną odległość – aż tak ci się nie podobało? – zaśmiał się by rozluźnić atmosferę, a  ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.
                Emocje, które trzymałam w sobie w końcu znalazły ujście. Bałam się, że gdy go pocałuje znowu zniknie i już nigdy go nie zobaczę. Płakałam roztrzęsiona sytuacją, a chłopak objął mnie ramieniem i położył moją głowę na jego torsie.
- Musiałem nieźle się zmienić skoro płaczesz na moje żarty – głaskał mnie delikatnie po plecach by mnie uspokoić – Rosie, jestem z tobą.
- Nie zostawiaj mnie proszę – mówiłam wprost w jego tors łkając – nie chce już się o ciebie martwić słyszysz? – spojrzałam mu w oczy.
- Słyszę Rose – uśmiechnął się w moją stronę – ale nie masz już powodów, jestem tu z tobą – złożył delikatny pocałunek na moim czole.
- Kto ci to zrobił? – skrzywiłam się na myśl o jego siniakach i ranach – jesteś już bezpieczny tak?
- Rose, nie mówmy teraz o tym – westchnął ciężko – teraz jesteś tu ze mną i nie pytaj o to.
- Jeśli chcesz to nie będę cię o to pytać – przygryzłam wargę czując się lekko skrępowana.
- Chce byś po prostu była teraz ze mną, to co masz ochotę na jakąś kolację, a potem przeszlibyśmy się na plaże? Dzisiejsza noc jest wyjątkowo piękna – uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej.
- Zgoda – uśmiechnęłam się lekko ocierając łzy – też uważam, że ta noc jest piękna.
- Zrobię nam nasz ulubiony shake z truskawek – skinął głową na swój genialny pomysł i ruszył w stronę kuchni, która znajdowała się zaraz obok.
                Domek był taki jak każdy z nadmorskich. Wszystko w jednym pomieszczeniu tylko łazienka była oddzielnym pomieszczeniem. Justin podszedł do każdej ze świeczek i zapalił je po kolei przez co dopiero teraz mogłam zobaczyć go wyraźniej i całe miejsce , w którym jesteśmy.  Było tu naprawdę miło. Cisza i kompletny spokój. Byłam cholernie wdzięczna Alison za to co dla mnie zrobiła. Moją głowę zaplątały cały czas te same pytania i te wszystkie sytuacje.
- Przeczytałaś tą książkę, którą ci podarowałem? – Justin spojrzał na mnie zza okienka, przez co wyglądał odrobinę zabawnie.
- Tak, przeczytałam – uśmiechnęłam się do niego – a czemu pytasz? – spojrzałam na niego uważniej by na wszelki wypadek odczytać coś z jego twarzy.
- No nic, wiem, że kochasz tego autora więc pytam czy ta książka zrobiła na tobie wrażenie jak inne – uważnie rozdrabniał truskawki i wrzucił je do miksera po chwili piliśmy już cudowny shake przypominający mi początki naszej przyjaźni.

JUSTIN POV
                Po długim spacerze postanowiliśmy wypić ciepłą herbatę i pójść spać. Rozmawiało mi się z Rosie jak dawnej. Nadal tak słodko chichotała gdy po raz setny opowiadałem jej ten sam żart. Słysząc ją nucącą piosenkę pod prysznicem byłem sam nie wiem bardziej radosny czy bardziej pragnąłem wejść i zobaczyć co kryje się pod tymi ubraniami. Bieber powinieneś się ogarnąć. Nie możesz tak myśleć o twojej przyjaciółce.
                Sam nie wiem jak to się stało, że ją pocałowałem. Czułem, że oboje chcemy tego pocałunku. Może ja nawet bardziej go pragnąłem? Sam nie wiem. Popełniłem wiele błędów, a teraz mogłem ją stracić. Nadal czułem jej truskawkowy błyszczyk na moich ustach, jej maleńkie rączki na moich plecach. Ten pocałunek jeszcze bardziej uświadomił mi jak bardzo mi jej brakowało. Widząc ją wychodzącą z łazienki automatycznie podniosłem się z kanapy.
- Coś nie tak? – zaśmiała się uroczo idąc w moją stronę lekki krokiem – uciekaj ja tutaj śpię – byłem w nią kompletnie zapatrzony, wiele nie było potrzeba by wyglądała zjawiskowo.
- M-mówiłaś coś? – lustrowałem jej ciało, które było tylko w mojej zwykłej szarej koszulce – zamyśliłem się trochę – nie mogłem przestać patrzeć na jej długie nogi, nawet nie wiedziałem, że są one aż tak długie.
- Tak, idź na swój materac i to już – zachichotała siadając na łóżku i delikatnie poprawiła swoje długie włosy, które pachniały cudownym szamponem brzoskwiniowym.
- J-już mnie nie ma – pokręciłem głową i poszedłem na swoje miejsce, które teraz było na materacu – jeśli coś będzie się dziać budź mnie.
- Jasne, pamiętaj, że ja aż tak się nie boję Justin – mruknęła zakopując się pod kołdrą – tylko nie uciekaj stąd, dobrze?
- Nigdzie ci nie ucieknę – położyłem się tak by widzieć jak zasypia – dobranoc, Rosie – szepnąłem widząc w świetle świeczki jej ciało i oczy przygotowują się do snu.
- Dobranoc Justin – mruknęła cicho w moją stronę jej delikatnym tonem.
                Późną nocą rozpętała się burza, ale słyszałem, że Rosie przewraca się na łóżku od pewnego czasu. Nawet nie wiem czy w ogóle spała. Po chwili usłyszałem tupot jej stóp.
- Justin? – szepnęła cicho – nie chce cię budzić.
- Nie śpię, co jest? – mruknąłem jeszcze trochę śpiąco gdy kolejny raz mocno zagrzmiało.
- B-boję się – mruknęła słysząc grzmot – położysz się ze mną? – te słowa były mnie jak zbawienie.
- Jasne, że się położę, chodź – uśmiechnąłem się w duszy, ale nie chciałem robić z siebie głupka.
                Rosie najpierw położyła się na drugiej stronie łóżka wtulała się w swoją poduszkę. Nawet nie sądziłem, że aż tak boi się burzy. Po kolejnym głośnym grzmocie przysunęła się do mnie tak blisko, że jej głowa znajdowała się na moim torsie. Chciałem by przestała się bać więc zacząłem głaskać ją po głowie. Wystraszona ciągle zaciskała oczy. Byłem jedynym facetem więc powinienem się nią zająć. Musnąłem delikatnie jej czoło czując jak bardzo jej pragnę.
- Jestem przy tobie Rosie – spojrzała na mnie uważnie – nie musisz się bać tej burzy, zaraz przejdzie.
- Mam taką nadzieję – oblizała delikatnie wargę i nadal miałem ochotę ją ponownie pocałować.

                Nie wiem jak to możliwe, ale ona jakby czytała w moich myślach. Przysunęła się do mojej twarzy, a ja poczułem jej oddech na moich ustach. Wariowałem gdy była aż tak blisko w tak skąpym ubraniu. Jak każdy facet miałem ochotę kochać się z nią tyle ile tylko będziemy mieć siły. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Przyciągnąłem jej podbródek do mojego i ponownie tego wieczoru złączyłem nasze usta. Natychmiast oddała pocałunek, który po chwili stał się jeszcze bardziej namiętny. Jej ręce błądziły po moim torsie co bardzo mi się podobało, a ja delikatnie położyłem dłonie na jej pośladkach. Cholera nikt nie ma takiego cudownie jędrnego tyłka jak Rosie Parker rozumiecie? Woooow, woooow Bieber stop! – słyszałem w swojej podświadomości – czy ty się właśnie zakochujesz w swojej przyjaciółce? Czy ja się właśnie zakochiwałem czy pociągała mnie tylko jako kobieta?


______________________________________
Witam wszystkich x
Justin wrócił! Robi się gorąco :)
Jeśli czytasz to opowiadanie to bądź tak kochanym człowiekiem i napisz mi jakiś komentarz x
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam tym rozdziałem ♥
CZYTASZ = KOMENTARZ
pamiętajcie to dla mnie naprawdę ważne x
dziękuję za wyświetlenia słoneczka ♥

Wasza @hug_me_justin_b

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 20 "Silence"


Kilka dni wcześniej
Kiedy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że zostało mi już tylko kilka dni na Florydzie. W poniedziałek wylatuje. Czułam przez to ogromną pustkę najpierw nie chciałam tu przylecieć, a teraz łączy mnie tu tak wiele rzeczy, że nie mam ochoty opuszczać tego miejsca. Słysząc czyjeś kroki za drzwiami postanowiłam sprawdzić kto się tak skrada. Wstałam po cichu i lekko odchyliłam drzwi, zobaczyłam moją kuzynkę w lekko potarganych włosach i bez butów.
- Gdzie byłaś? – stanęłam w drzwiach opierając się o ich framugę – z Maxem? – czułam jak kolejny raz przeszedł mnie dreszcz wściekłości.
- Tak, a czemu o to pytasz? – spojrzała na mnie zaspana – idę spać Rosie, jestem zmęczona – mruknęła słabo w moją stronę zamykając drzwi za sobą.
                Starałam powstrzymać się od złośliwego komentarza by nie wzbudzać podejrzeń. Chciałam być tą samą Rosie, którą ona zna. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko wzdychając ciężko. Czułam jak moje emocje mieszają się i jednocześnie mam ochotę płakać, ale też wrzeszczeć na wszystkich ze wściekłości. Miałam tyle pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Jedynym rozwiązaniem było dowiedzieć się od Maxa co zeszłej nocy robiła moja kuzynka . Miałam nadzieję, że jeszcze go nie wtajemniczyli. Szybko podniosłam mój telefon i wybierając numer, na który jakiś czas temu dzwoniła Alison odezwał się Max.
- Hej Max, z tej strony Rosie – przygryzłam wargę czując jak serce bije mi ze stresu.
- Witaj Rose, coś się stało? – brzmiał normalnie, nie słyszałam żadnego zawahania czy drżenia.
- W sumie to tak, wiesz co martwię się o Ali. Kiedy się ostatnio widzieliście? – było mi przykro, że musiałam dopuścić się takich sposobów, ale inaczej się nie dało.
- Ostatnio..umm – chłopak zastanawiał się chwilę, a ja miałam wrażenie, że mija cała wieczność –wczoraj spędziliśmy całe popołudnie na plaży, a wieczór mówiła, że spędza z tobą. Rose, była z tobą?
- Tak, spędzałyśmy go razem – zacisnęłam oczy okłamując szatyna – po prostu mówiła, że się stęskniła – zachichotałam nerwowo.
- Ja za nią też, powiedz jej, że potem przyjadę – jego niski i męski głos po chwili zmienił się w szept – muszę kończyć, na razie – rozłączył się wcześniej niż zdążyłam się pożegnać.
                Alison kłamała i ja też kłamałam. Czy my mamy to do cholery we krwi? Kłamstwo jest dziedziczne? Teraz to był dla mnie najmniejszy problem. Ali nie miała alibi na wczorajszą noc. Zaczęłam czuć się jak detektyw, a Alison była moim pierwszym podejrzanym. Zawsze gdy mówiłam o Justinie to albo tego unikała, albo miała milion powodów by nie rozpoczynać pogawędki o moim przyjacielu. Jake był cały czas ze mną tego wieczoru, a może Alison go kryje? Cholera nie wiem. Nic nie wiem.
                Ubrałam się szybko w swój strój do biegania i biorąc butelkę wody z kuchni, wybiegłam na ścieżkę, po której zawsze biegam. Czułam jak mnóstwo teorii rodzi się w mojej głowie. Wariowałam przez to wszystko. Bałam się osoby, którą jeszcze ostatnimi czasu uważałam za przyjaciółkę. Biegłam szybciej i szybciej. Biegłam by zapomnieć. Biegłam żeby się zmęczyć. Po dłużej chwili szybkiego sprintu zatrzymałam się dysząc ciężko. Kropelki potu ukazały się na moim czole po tak szybkim biegu. Musiałam znać prawdę od Alison. Ona mi musiała wszystko wytłumaczyć. Po wykonaniu wyznaczonego dystansu wróciłam do domu. Weszłam do kuchni, po której chodziła babcia, a Alison jadła śniadanie. Nie było jak  zwykle. Czułam napięcie między mną, a moją kuzynką. Miałam ochotę wykrzyczeć jej to co aktualnie czuje, ale ugryzłam się w język.
- Dzień dobry babciu – musnęłam jej policzek, a na Ali skinęłam tylko głową po czym udałam się na górę.
- Dzień dobry, Rosie, a śniadanie? – wystawiła głowę z pomieszczenia patrząc na schody.
- Potem – burknęłam zamykając się w łazience po czym osunęłam się na zimne kafelki krzycząc w mój puchaty beżowy ręcznik.
                Po dłuższym prysznicu zeszłam na dół prosto do kuchni by po prostu wziąć jogurt i nie patrzeć na Alison. Dziewczyna jednak siedziała na swoim miejscu i czułam jak patrzy na mnie przeszywając mnie wzrokiem.
- O co ci chodzi, Rose? – westchnęła bezsilnie dziewczyna – staram ci się pomóc, a ty mi się tak odwdzięczasz?
- Gówno prawda – mruknęłam zamykając lodówkę – dla kogo to robisz co? – spojrzałam jej w oczy by się nie bać jej wzroku, by to ona obawiała się mnie.
- Co dla kogo? – zmarszczyła brwi lekko zdziwiona – nie wiem o jaką zbrodnie mnie podejrzewasz, ale to nie tak.
- A jak? – stanęłam blisko niej będąc wściekła – może to Jason ci kazał? Aż tak cię wkurwiałam? – prychnęłam czując, że za moment eksploduje jak wulkan.
- Jasona znam tylko ze szkoły, do której razem chodziliśmy, ale nic więcej. Zwariował po odsunięciu go z miejsca na uniwerku i tyle! – warknęła zirytowana – to rozmyślanie o tym Justinie aż tak wyprało ci mózg, że wariujesz?
- Przestań tak mówić! Nie zwariowałam! – wrzasnęłam na Alison tak samo głośno jak ona na mnie.
- To przestań o nim mówić w kółko – warknęła na mnie – on i tak o tobie zapomniał. Może bawi się z jakąś blondyną na plaży i już poszłaś w odstawkę Rose! Pojmij to!
                Te słowa dogłębnie uderzyły w moje serce. W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie na znak smutku tylko wściekłości. Gdyby nie babcia uderzyła bym Alison w twarz. Spojrzałam na nią ze wściekłością i zamknęłam się w pokoju. Nie miałam ochoty nikogo widzieć.
Piątek rano
                Schodząc do kuchni jak każdego dnia po bieganiu w pomieszczeniu spotkałam tylko swoją babcię. Była jakaś przygaszona, nie taka jak zwykle, radosna i podrygująca do muzyki z radia. W domu od naszej kłótni z Alison jest cicho. Ten stan zaczynał mnie męczyć dlatego często wychodziłam na salę by potańczyć i wracałam tak późno by Ali nie było, a babcia spała.
- Wnusiu – babcia złapała mnie za rękę przerywając milczenie w całym domu – proszę cię zacznijcie ze sobą rozmawiać.
- Babciu proszę – westchnęłam zamykając lodówkę – już mówiłam, nie wybaczę jej dopóki ona mnie nie przeprosi, zresztą ja nie mam jej za co przepraszać – burknęłam nadąsana i usiadłam w kuchni.
- Czy wy obie musicie być aż takie uparte? – usiadła naprzeciwko mnie patrząc na mnie uważnie – proszę cię bądź rozsądna i odezwij się do niej pierwsza.
- Babciu, bardzo cię kocham, ale dopóki Ali nie przeprosi może zapomnieć o mnie – musnęłam pomarszczone czoło babci i udałam się do pokoju.
                Było cicho. Niezręcznie cicho. Zza ściany nie słyszałam muzyki puszczanej przez moją kuzynkę ani jej rozbawionego śmiechu kiedy rozmawia z Maxem. Byłam naprawdę taka uparta? Miałam powód do tego by taka być. Bolały mnie jej słowa, które każdego ranka powodowały płacz i sprawiało, że miałam ochotę wracać do Stratford. Miałam tylko weekend żeby to naprawić. Z moich rozmyślań wprowadził mnie dźwięk sms-a. Odblokowałam go i weszłam w treść wiadomości.
Od: Jake
Przyjadę wieczorem. Wszystko wyjaśnię ci potem. Czekaj na mnie proszę.
                Wiadomość od Jake’a sprawiła, że czułam się jak w niebezpiecznej grze, o której stawką jest czyjeś życie, a to zwykły sms. Mam nadzieje, że złoży mi solidne teraz wyjaśnienia. Wybrałam numer chłopaka, ale odezwała się poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze raz, ale bez skutku. Po trzecim razie odpuściłam sobie. Chciałam ułożyć jakąś mowę. Nie wiedziałam czy chodzi mu o ostatnią kłótnie z Alison, a może było coś innego niż myślałam.
                Po obiedzie przygotowałam się do wyjścia. Ubrałam moją ukochaną zapinaną fioletową, długą bluzę z kapturem, obcisłe rurki i stare znoszone już trampki. Czułam się swobodnie przy Jake’u i nie musiałam jakoś specjalnie się szykować. Po chwili usłyszałam trąbienie klaksonu samochodu chłopaka. Zeszłam na dół biorąc swój telefon i klucze. Wsiadłam do jego samochodu i uśmiechnęłam się niepewnie.
- Hej Jake – przywitałam się cicho czując mocne napięcie.
- Hej Rose – mruknął patrząc na drogę i gdy zapięłam pasy od razu ruszył.
                Po przywitaniu nie odezwał się do mnie ani razu. Jechaliśmy przez osiedle domków nad morzem przez dłuższy czas. Chciałam przerwać tą niemiłą dla moich uszu ciszę.
- Jake, co ja ci zrobiłam? – mruknęłam na niego dość poirytowana – naprawdę wszyscy mnie tak nienawidzicie?  - Jake nadal milczał – Jake! – mruknęłam na chłopaka gdy zatrzymał się na kompletnym odludziu, a  przed nami stał jeden mały domek.
- Poznajesz to? – pokazał mi połowę serduszka, którą podzieliłam się z Justinem gdy zaczęliśmy się przyjaźnić.
- Oczywiście, że tak – spojrzałam zszokowana na niego – skąd to masz do cholery?!
- Wysiadaj – Jake był inny niż zwykle, zimny i bez uczuć co spowodowało, że zaczęłam się bać.
                Grzecznie wysiadłam z samochodu, a z domku wyłoniła się moja kuzynka. Czy oni chcą mnie teraz zabić? Domyślili się, że wiem co robią Justinowi i chcą się mnie pozbyć. Moje serce podskoczyło do gardła, a bicie przyspieszyło jak samochód rajdowy.
- Co ty tu robisz? – burknęłam do Alison nadal będąc zła – co my tu robimy do cholery? – Alison mnie do siebie przytuliła.
- Nie denerwuj się już i chodź ze mną – szepnęła do mnie, a Jake patrzył na nas uśmiechnięty – przepraszam cię za te słowa, ale cholernie mnie zdenerwowałaś.
- Wieeeem – przygryzłam wargę – ja też przepraszam za to jak się zachowałam i za próbę uderzenia cie – szepnęłam jej do ucha tuląc ją.
                Po chwili Alison wprowadziła mnie do małego domku, w którym było kompletnie ciemno. Gdy chciałam zapalić światło, zobaczyłam, że czyjeś ciało podnosi się z fotela. Złapałam Alison mocno za rękę przez stres, który przechodziłam.
- Nie zapalaj tego światła – mruknął do mnie niski i seksowny męski głos – i tak nie działa – gdy go usłyszałam ponownie miałam wrażenie, że znam go, jakbym słyszała go już miliony razy wcześniej.
                Nie chciałam wypowiadać jego imienia. Bałam się, że to znowu jakieś moje kolejne urojenia. Chciałam go teraz zobaczyć, ale moje serce biło jak szalone. Stresowałam się tak bardzo, że nie wiedziałam co mam powiedzieć. Stałam kolejny raz z kumulacją moich uczuć.  

_______________________________________
Witam wszystkich x
No i jak myślicie? Co dla was przygotowałam? Czy Rosie przytuli Justina?
Chce znać waszą opinię i dziękuje za ostatnie komentarze i proszę o następne kochani x
Nasza zasada:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Wasze komentarze to moja motywacja, dziękuje wam za wszystko x
Jeśli macie ochotę zostać ze mną na dłużej zapiszcie się do zakładki INFORMOWANI :)
Miłego wieczoru i do następnego ♥
Wasza @hug_me_justin_b

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 19 "I help you, Rose"

Chciałam pocałować Jake’a, ale moje serce uważało inaczej niż chciałam postąpić. Przybliżałam się do niego czując jak nasze oddechy mieszają się ze sobą, a dłonie chłopaka dotykają moich pośladków. Siedziałam mu na kolanach na samym środku sali tanecznej. Jego dłoń delikatnie przesunęła się po mojej kości policzkowej po czym wplotła się w moje długie włosy. Zamknęłam oczy i lekko obróciłam głowę w przeciwną do jego. Gdy już chcieliśmy się pocałować usłyszeliśmy czyjeś odchrząkniecie.
- To jest sala taneczna, a nie „7 minut w niebie” – pokręcił głową mężczyzna opierający się o framugę drzwi – te nowoczesne nastolatki – przewrócił oczami.
- P-przepraszam, nie powinniśmy – wstałam szybko z kolan Jake’a i ruszyłam z rumieńcem na policzkach w stronę wyjścia.
- Cudownie tańczysz – tancerz obrócił się za mną – rób to częściej, a uszczęśliwisz wielu ludzi – dodał na koniec.
Słowa mężczyzny, którego próbkę talentu widziałam już rano uderzyły dogłębnie do mojego serca przez co stałam chwilę zapatrzona w jeden punkt przed siebie. Pewnego dnia powiedziałam tak Justinowi  gdy zagrał mi moją jedną z ukochanych piosenek na gitarze. Czułam się podle z myślą, że chciałam wykorzystać Jake’a dla swojej idiotycznej chwili słabości. Byłam sobą kolejny raz zawiedziona przez co w moich oczach pojawiły się łzy.
- Rose, j-ja nie powinienem – stanął przede mną wyrywając mnie z moich przemyśleń – to było idiotyczne – przytuliłam go mocno i rozpłakałam się w jego ramię.
- To ja jestem taka podła – szlochałam w jego ramię czując jak sam przytula mnie do siebie.
- Nie jesteś podła Rose – głaskał mnie delikatnie po plecach by mnie uspokoić – nie płacz już proszę, nie lubię gdy płaczesz – szepnął mi do ucha.
- P-przepraszam, po prostu nie chce robić ci nadziei na cokolwiek, bo ja go naprawdę kocham, Jake – spojrzałam mu w oczy, w których nie widziałam smutku tylko spokój i odprężenie.
- Całkowicie cię rozumiem, a teraz mam ci coś ważnego do powiedzenia – uśmiechnął się w moją stronę – dasz się namówić na lody?
- Chętnie – przygryzłam wargę czując się dobrze z myślą, że Jake nie stał się jakimś natrętem tylko chciał ze mną pobyć.
- Wskakuj, znam świetną lodziarnię kawałek stąd – zabrał mój rower na dach swojego samochodu i gdy spojrzałam w lusterko miałam wrażenie, że facet w samochodzie za nami patrzy na nas.
- Jake? Czy ten facet na nas patrzy? – zapytałam przyjaciela  i w tym momencie samochód ruszył szybko z miejsca na parkingu.
- N-nie, wydaje ci się coś Rose – wsiadł do samochodu ze sztucznym uśmiechem i ruszył w drogę.
Ten wzrok już mnie obserwował. W drodze na sale też mnie widział i jechał za mną. Myślałam, że to Jake gdy go zobaczyłam, ale to nie był on. Nie bałam się tego wzroku schowanego pod ciemnymi oprawkami okularów przeciwsłonecznych wręcz przeciwnie miałam wrażenie, że był spokojny i opanowany.
- Rose, słuchasz mnie? – zawołał mój zniecierpliwiony kumpel – pytałem o coś.
- Nie słuchałam, ale możesz powtórzyć – uśmiechnęłam się w jego stronę – ty też na pewno czasem się zamyślisz.
- Pytałem czy mogę włączyć radio i jakie lody lubisz? – pokręcił głową skupiając się na drodze.
- Jasne, możesz włączyć radio, a lody to czekoladowe i miętowe – położyłam nogi na schowku samochodowym.
W radio rozbrzmiała piosenka Beyonce – Single Ladies przez co oboje nabraliśmy chęci do tańca. Próbując udawać układ wokalistki wiliśmy się w każdą stronę przez co mieliśmy ogromny ubaw. Teraz tak naprawdę zobaczyłam jaki jest Jake bez żadnych akcji z alkoholem jest naprawdę zabawnym chłopakiem, za którym będę na pewno tęsknić. Po piosence zatrzymaliśmy się na miejscu przed budynkiem z ogromnym lodem nad wejściem. Sam budynek nie był jakiś wyjątkowy, ale gdy weszliśmy do środka poczułam się jak mała dziewczynka. Wokół mnie ściany były zwykłą tablicą do pisania, a na niej kolorową kredą napisane menu. Ta lodziarnia sprawiła, że każde dziecko miało ochotę tam przyjść. W środku było mnóstwo ludzi, a najmłodszych obsługiwał chłopak przebrany za waniliowy rożek.
- Widzę, że jesteś zachwycona – uśmiechnął się do mnie Jake.
- No pewnie, macie tutaj więcej takich miejsc? – rozglądałam się zachwycona pomieszczeniem.
- Mamy mnóstwo atrakcji – zaśmiał się widząc moją reakcję – tata nas tu często zabierał w niedzielne popołudnia – westchnął patrząc na pomieszczenie.
- Chcesz o tym p-pogadać? – spytałam niepewnie gdy stanęliśmy przy dwóch lodówkach, w których sama nie wiem ile było smaków lodów.
- Nie teraz, Rosie – uśmiechnął się do drobnej blondynki, która na swojej plakietce miała wygrawerowane „Amber, dopiero się uczę” – witaj Amber – uśmiechnął się do blondynki w koszulce z logo firmy.
Chwilę rozglądałam się zachwycona za posypkami i polewami gdy mój przyjaciel bezczelnie zaczął podrywać i flirtować z naprawdę miłą uczennicą. Postanowiłam uratować sytuację aby dziewczyna przez mojego przyjaciela nie została już wywalona.
- Jake – szturchnęłam chłopaka przez co on niechętnie spojrzał na mnie – przestań flirtować z panią i zamów coś w końcu.
Gdy dokonaliśmy zamówienia dziewczyna wykonała je dla nas ciągle zerkając na mojego kumpla. Poczułam się lekko nieswojo więc zaczęłam rozglądać się po sali. Wiele zakochanych parek albo rodzin z dziećmi tutaj bywało. Jake zrobił na mnie wrażenie przywożąc mnie tu. Gdy przyszło do płacenia dziewczyna podając mu serwetkę napisała mu na niej swój numer telefonu. Dziecinada pomyślałam przewracając oczami lecz widziałam w tym coś słodkiego i romantycznego. Cieszyłam się, że Jake zaczyna myśleć o flirtowaniu z innymi niż ze mną.
- Co, spodobała ci się? –usiadłam na białym krzesełku przed lodziarnią ze swoim lodem o smaku czekoladowym, wiśniowym, miętowym z polewą kawową i z rożkiem z połowy oblanym czekoladą z kawałkami ciasteczek.
- No pewnie, że tak – schował serwetkę do swojej bluzy i spojrzał na mnie – jest inna niż te laski, które chodziły ze mną do szkoły.
- Cieszę się Jake – uśmiechnęłam się do niego – naprawdę się cieszę.
- Tęsknisz za Justinem naprawdę bardzo – stwierdził patrząc na mnie.
- No Ameryki nie odkryłeś, stary – zachichotałam patrząc na niego – a co z twoim tatą?
- Z moim tatą to długa historia. Teraz minęło 10 lat odkąd nie żyje – przygryzł wargę i lekko opuścił głowę – a potem gdy mogliśmy być dumni z tego razem z mamą, że dostał się na studia do LA jakiś chłopaczek go prześcignął.
- Jaki chłopaczek? Tak mi przykro, Jake – westchnęłam ciężko czując jego przygnębienie tą historią.
Wtedy Jake powiedział mi, że jego brat Jason aplikował na studia muzyczne do Los Angeles już kolejny raz to ubiegł go jakiś chłopak, który był lepszy. Jason stał się przez to mściwy i kompletnie zamknięty w sobie. Nie chciał nikogo widzieć, pragnął zemsty na chłopaku, który zabrał mu miejsce na uniwersytecie. Sama wiem jak Justin bardzo się starał by się tam dostać i ile musiał osiągnąć by się tam dostać. Też walczył z innym chłopakiem o miejsce jak zapewne setki uczniów. Było mi przykro, że Justin nie będzie mógł zając miejsca, na które tyle czekał i marzył.
Długie i letnie popołudnie minęło nam szybko. Bawiłam się z Jakiem dziś naprawdę świetnie i teraz czuje, że wiem o nim więcej niż za czasów dzieciństwa gdy wydłubywaliśmy robaki z mokrej ziemi po deszczu albo biegaliśmy kto pierwszy do plaży. Czułam, że Jake przez ten czas stał mi się bliski. Gdy zatrzymał się pod domem babci zdjął rower z dachu i przy drzwiach złapał mnie za rękę.
- Zawsze możesz na mnie liczyć – szepnął do mnie – chcemy ci pomóc razem z Ali w odnalezieniu Justina – spojrzałam na niego zszokowana lecz nie chciałam dać nic po sobie poznać.
- Dziękuje Jake – spojrzałam mu w oczy lekko niepewnie – naprawdę dziękuje.
- Też uważamy, że Justin żyje, to niemożliwe żeby tak szybko dali mu umrzeć – pokiwał głową i przytulił mnie ciepło na pożegnanie.
Weszłam do domu, w którym panował już półmrok. Przeszłam do salonu gdzie na swoim bujanym fotelu siedziała moja ukochana babcia. Nie chciałam jej budzić więc delikatnie okryłam ją kocem i zabrałam całą prasówkę, którą miała na kolanach. Ucałowałam ją na dobranoc w czoło jak to ona miała w zwyczaju i udałam się do łazienki. Wzięłam długi i odprężający prysznic po czym ubrałam się w swoją koszulkę i spodenki do spania. Byłam zmęczona po tym dzisiejszym dniu pełnym atrakcji. Gdy weszłam do swojego pokoju na łóżku stała tacka z kanapkami i herbatą. Uśmiechnęłam się do siebie po czym przeczytałam liścik leżący obok: Jak zwykle wrócisz późno, a twoja ukochana babcia i tak zrobi ci kolacje. Kocham cię maleństwo .Nie siedź do późna – twoja babunia x . Położyłam się do łóżka, ale tym razem wzięłam ze sobą mój dziennik. Ten wpis dotyczył Alison i Justina. Czytając treść powoli zaczęłam sobie coś przypominać.
Niechętnie zabrałam moją kuzynkę na plac zabaw, który był jedyną rozrywką na tym osiedlu. Mimo przerwy wiosennej i tak było strasznie zimno i mokro, a mojej kuzynce nie chciało się siedzieć w domu, bo było jej strasznie nudno. Alison była dość niegrzeczna jak na swój wiek, ale to zrozumiałe jej rodzice nie żyją, a ona ma tylko babcię po śmierci naszego dziadka. Długo między nami panowała cisza lecz gdy Ali zobaczyła chłopaka nachalnie zaczęła z nim flirtować. Po chwili zorientowałam się, że to mój przyjaciel Justin.
- Może mnie przedstawisz koleżance Rosie? – spojrzał na mnie zawadiacko przez co przewróciłam oczami.
- To jest moja kuzynka Alison, a to mój kolega, Justin – podali sobie ręce, a Justin mrugnął do niej nie zwracając uwagi na mnie – możesz przestać?
- Ale o co ci chodzi? – zaśmiał się przez co poczułam, że to nadal ten sam Justin, którego znałam wcześniej.
- O nic, chodź Ali – pociągnęłam ją za rękę, w tym czasie ja i Justin unikaliśmy siebie. Ja żeby po prostu zapomnieć o tym, że go kocham, a on mnie..sama nie wiem.
- Alison, a pomoże masz ochotę hokeja? U nas w Kanadzie to duma – poprawił swoją już zmienioną grzywkę, która mi się naprawdę podobała, ale starałam wyprzeć tą myśl.
- Z miłą chęcią Justin – Alison pociągnęła mnie za sobą w stronę chłopaka przez co burknęłam na nią.
Całą drogę Justin i Alison rozmawiali, śmiali się, a ja w nim zauważałam mojego starego przyjaciela. Zazdrościłam jej tego, że Justin aż tak się nią zainteresował. Na lodowisku Alison wyszła ze mną na zewnątrz wykręcając się tym, że idzie na papierosa. Bzdura ona nigdy nie miała tego w ustach. Miała ważny powód żeby mnie stamtąd wyciągnąć.
- Słuchaj Rose, nie wiem co ty tam sobie ubzdurałaś w tej główce, ale powiem ci jedno. Ten chłopak nie jest w moim typie i wiem, że cholernie ci się podoba więc jeśli coś się stanie, zawsze ci pomogę, pamiętaj.
Po przeczytaniu notatki jakby mnie oświeciło. Jake i jego pomoc, dawne słowa i Alison. Jedno wolne miejsce na wydziale, mściwy Jason. Może to oni, a pomocą chcą zatuszować ślady? Pomagają Jasonowi, a mi wciskają kit? Czułam ogromny mętlik w głowie. Zacisnęłam oczy i po chwili zasnęłam zmęczona.

_______________________________________________
Witam was kochani x
Jestem zawiedziona waszymi komentarzami pod ostatnim rozdziałem :( 
Wyświetleń jest naprawdę dużo za co będę wam dziękować, ale te komentarze powinny się zmienić moi kochani
Wkładam w to ogrom pracy i wiem, że jak już skończą się matury to będziecie mieć rozdział na bank raz w tygodniu x
Przepraszam was z to,ale czasem coś zacznę i nie udaje mi się tego kończyć jak sobie planuje, ale prośba do was KOMENTUJCIE :)
Wpadłam na pomysł by opowiadanie dodawać także na Wattpad,ale nie mam osoby, która mogła by zrobić mi okładkę jeśli macie kogoś takiego podajcie kontakt kochani x
Z okazji urodzin (01.03.) naszego cudownego mężczyzny 
Życzę mu by był zawsze taki uśmiechnięty jak teraz aby każdy jego cel, który sobie wyznaczy aby się spełniał ♥ Żeby był naszym kidrauhl'em do końca życia choć i tak zapewne będzie
Dziękuję mu za to, że jest i bardzo go kocham x
Wam życzę miłego tygodnia i do następnego x
Wasza @hug_me_justin_b

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 18 "Promise"

 Słyszałam jak głos Alison odbija się echem od jej realnego głosu. To jak głos w lesie gdy coś powiemy, a on powtarza za nami każde wypowiedziane słowo.
- Rosie, ocknij się proszę – czułam jak jej ciepła dłoń trzyma moją i głaszcze ją delikatnie – co ty narobiłaś? Przecież ja tylko na chwilkę wyszłam. Boże to moja wina – szeptała łkając przy tym bardzo rozpaczliwie.
                Gdy lekko zamrugałam powiekami poczułam jakby słońce chciało wedrzeć się pod nie i dać znać mi, że żyję i osobą, która uratowała mi życie jest Alison. Robiąc na przekór bardzo nieprzyjemnemu wrażeniu dzielnie otworzyłam oczy, ale tak sądzi Alison. Ja zaczęłam walczyć dla mojego żywego Justina.
- A-ali? – mruknęłam jeszcze bardzo słaba – czy ja żyje? – szepnęłam czując jeszcze jedną osobę w pokoju.
- Tak, zdążyłam z Maxem na czas – uśmiechnęła się do mnie, a jej oczy nadal szkliły się od łez.
- To czemu płaczesz? – delikatnie zamrugałam czując jakby przed chwilką przejechała mnie ciężarówka – czy wy..no wiesz?
- Nie, nie zawiadomiłam Ashley, babci ani szpitala – patrzyła na mnie tak jak wygrała by największą sumę w jakiejś loterii – wiesz co by się stało gdyby babcia wróciła by przede mną?
- Błagam, teraz będziesz dawać mi lekcje wychowania? – jęknęłam zmęczona – nie mam teraz siły więc wygrywasz walkowerem.
- Rose, wiesz, że tak do niego nie dotrzesz? – przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej – nie straciłaś dużo krwi, ale rana była naprawdę głęboka.
- Wiem i cholernie bolała – mruknęłam patrząc na opatrunek, który założył mi wysoki brunet o bardzo jasnych oczach, jego karnacja była dość ciemna – bardzo ci dziękuję, Max.
- Nie masz za co mi dziękować – uśmiechnął się do mnie śnieżnobiałymi zębami, których mogła bym mu pozazdrościć – to moje powołanie – pakował swoje rzeczy do apteczki, która nie wydawała się tą samochodową, była bardziej profesjonalna.
- Max studiuje medycynę – uśmiechnęła się w jego stronę bardzo szeroko – i jest w tym najlepszy – westchnęła tak jak to się wzdycha gdy jest się zakochanym.
- T-to fajnie – poczułam się lekko zażenowana będąc w takiej sytuacji – to ja się jeszcze prześpię – szybko zamknęłam oczy by im nie przeszkadzać.
                Po chwili usłyszałam lekkie muśnięcie ust i ciche pożegnanie dwóch zakochanych w sobie osób. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moja kuzynka jest zakochana na całego. Moja euforia nie trwała lecz zbyt długo, ponieważ poczułam się źle z myślą, że moja kuzynka wysłuchiwała mnie, a sama nie miała się komu wygadać. Alison była osobą z natury skrytą i musiała kogoś bardzo dobrze znać lub mocno mu ufać żeby pokazała swoją prawdziwą twarz. Spieprzyłam i to na całego.
- Ali? – szepnęłam do niej widząc, że stoi przy oknie w moim pokoju – długo ze sobą jesteście?
- Od jakiś dwóch miesięcy – wzruszyła ramionami – a czemu pytasz?
- Chce wiedzieć co u ciebie – patrzyłam na nią z uwagą – opowiesz mi coś o was? Przepraszam, że nie pytałam, ale ja po prostu.. – Ali przerwała mi w połowie zdania.
- Rozumiem, Justin – westchnęła – ja i Max, to wcale nie taka idealna para – usiadła wygodnie obok mnie – poznałam go na którejś z imprez w akademiku. Był taki jak ja, nieśmiały i siedział sam. Odważyłam się i jak idiotka wylałam mu piwo na najnowsze jeansy – zachichotała rumieniąc się lekko.
                Słuchałam jak Alison opowiada o tym jak między nimi jest cudownie, ale jego rodzice jej nie akceptują. Rodzina bogaczy nie chce sieroty, która była wychowywana przez babcię. Nie zasługują na nią choć chłopak wydaje się naprawdę miły. Nie wiem jak takie potwory wychowały tak miłego chłopaka – pomyślałam w czasie gdy Alison opowiadała.
- Rose? – spojrzała na mnie uważnie – ale ty nigdy nie pytasz co u mnie? – zmarszczyła podejrzanie brwi.
- Ch-chciałam być miła..to źle? – zachichotałam patrząc na nią – jeśli nie chcesz to dobra – podniosłam się lekko w łóżku.
- Nie, nie – zaśmiała się – chcę byś pytała, ale twój uśmiech i oczy – przyglądała mi się coraz uważniej – są takie szczęśliwsze.
- Nie, masz tylko takie wrażenie – pokręciłam głową pierwszy raz oszukując Ali – cieszę się z twojego szczęścia  z Maxem – uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę.
                Od tamtej pory minęło kilka dni, a mój powrót do domu zbliżał się nieubłaganie. Babci powiedziałyśmy, że nie umiem obsługiwać się nożycami ogrodowymi i stał się wypadek w postaci rany na nadgarstku. Tego z Ali trzymamy się by się po prostu nie martwiła. Po tej całej sytuacji nabrałam energii  i chciałam wykorzystać te ostatnie dni jak najintensywniej umiałam. Nie, tym razem nie sięgnęłam po alkohol i inne gówna. Znowu wróciłam do porannego biegania, ale pewnego ranka wybiegłam dalej niż zwykle.
Za wszystkimi budkami, które znajdowały się na plaży stał mały, niepozorny budynek. Usłyszałam muzykę i instruktora, który tłumaczy kroki. Podeszłam bliżej i zza żaluzji zauważyłam kilka kobiet i mężczyznę, który tańczył. Poruszał się na parkiecie bardzo płynnie i lekko. Widać było, że kocha to co robi, a robił to naprawdę niesamowicie. Jego delikatne obroty i wczuwanie się w rytm muzyki przyprawiały mnie o ciarki na rękach.
- Tego mi brakowało – szepnęłam sama do siebie uśmiechając się do odbicia w oknie – tego ci brakuje Parker – w tym momencie zauważyłam, że grupa ludzi patrzy na mnie, a moją twarz zalała fala wstydu – w-witam – pokiwałam lekko do osób za oknem chichocząc zawstydzona odbiegłam na wyznaczoną trasę.
                Wracając kompletnie wykończona porannymi ćwiczeniami usiadłam w kuchni gdzie krzątała się moja ukochana babcia. Patrzyłam jak jej nogi pod wpływem grającego radia poruszają się w rytm. Miłość do tańca odziedziczyłam po niej. Zawsze była dumna z moich sukcesów tanecznych lecz 6 latka ciągana przez mamę trzy razy w tygodniu na salę baletową to bardzo zabawny widok. Poczułam, że to kocham gdy zaczęłam robić się starsza i coraz dojrzalej myślałam o tej kwestii. Musiałam pójść potańczyć. Nie chodziło mi o klub i ocierając się w nim ludzi tylko ja, taniec i muzyka. Za tym tak mocno tęskniłam.
                 Po obiedzie postanowiłam wziąć rower i pojechać na tą salę jeszcze raz i tym razem zatańczyć. Jadąc całą drogę miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, ale myśl o tańcu była silniejsza niż wszystko inne. Zapięłam rower na parkingu przed budynkiem i weszłam do środka. W budynku było zupełnie inaczej niż to było widoczne z zewnątrz. Ściany miały piękny piaskowy kolor, a podłoga była wyłożona kafelkami w kolorze kości słoniowej. W pomieszczeniu wisiało wiele zdjęć tańczących ludzi, zapewne osób, które uczęszczają do tego ośrodka i ogromna gablota z pucharami. Idąc trochę dalej zauważyłam cel mojej wycieczki. Przede mną stały ogromne drzwi z napisem „sala taneczna”. Weszłam po cichu do środka gdzie nikogo nie było. Sala przez zasłonięte żaluzje była przyciemniona, a parkiet był stworzony do tańca.
                Podeszłam do radia i podłączyłam mój telefon wybierając piosenkę Kiss me Ed’a Sheeran’a. Stanęłam na środku sali w czułam się w muzykę, która pulsowała jak szalona w moich żyłach. Delikatne obroty na jednej nodze potem tylko delikatne podskoki. Cała choreografia rodziła się w mojej głowie. Czułam co chce w niej pokazać. Czułam, że ulatuje gdzieś daleko i jest jak dawniej. Kąciki ust ułożyły się w szeroki uśmiech, który miałam wtedy gdy ja obejmowałam jego, a on mnie. Czułam jak moje serce bije coraz szybciej, a wyobraźnia szybuje gdzieś daleko.
                Siedziałam kompletnie sama, a Justin tańczył tylko z Christiną. Towarzystwo przy moim stoliku jest zbyt zakochane żebym mogła na nich patrzeć mimo, że cieszę się ich szczęściem. Czułam jak swoim wzrokiem wypalam dziurę na wylot w obracającym swoją partnerkę Justinie. Każdy prosił mnie do tańca lecz odmawiałam. Gdy poszłam do stolika z jedzeniem poczułam, że ktoś stoi za mną.
- Wiesz, że cię nie poznałem? – uśmiechnął się w moją stronę mój przyjaciel – jesteś taka umm..
- Kobieca? – spojrzałam na niego – no nie jestem w zwykłej koszulce zaraz po wyjściu z łóżka – zachichotałam idąc w stronę swojego stolika.
- M-moment – Justin chwycił moją drugą dłoń – może ta kobieca Rosie zatańczy z jakimś tam gościem w garniaku?
- W sumie.. – przygryzłam wargę lekko zawstydzona – pasujesz tym garniakiem do mnie kobiecej – zachichotałam lekko.
- Wiesz, że taką najbardziej cię lubię, prawda? – spojrzał na mnie uśmiechając się tak, że na samą myśl przeszły mnie ciarki.
                Zamilkłam na naprawdę długo po tym. Szybkim ruchem odstawiłam talerzyk, a Justin już pociągnął mnie na parkiet. Delikatnie położył dłoń na mojej talii, a drugą ułożył między łopatkami nie trzymając miedzy nami zbyt dużego dystansu. Ja za to oplotłam jego szyje i delikatnie bawiłam się jego włosami na tle głowy. Czułam jak motylki w brzuchu wariują w moim brzuchu, a ja w końcu widzę sens przyjścia na tą imprezę. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, a ja czułam jak jego ciepły oddech ogrzewa moje ramiona. Chciałam zapamiętać z tego tańca każdy szczegół albo chociaż małą drobnostkę, którą zapamiętam do końca życia. Jego męski zapach był tą drobnostką, zawsze cudownie pachniał, ale tej nocy to było coś wyjątkowego. Czasem opiekuńczo nosem pocierał moje czoło i uśmiechał się czule widząc moje zakłopotanie.
- Czy ty się mnie wstydzisz? – szepnął mi po chwili do ucha – przecież jestem twoim przyjacielem.
- Nie wstydzę się – zachichotałam lekko – tylko Christina patrzy na mnie tak jakbym miała zaraz spalić mnie żywcem.
- Nie przejmuj się nią, teraz jesteśmy tylko my – przysunął mnie jeszcze bardzie do siebie – tylko ty znasz wszystkie moje sekrety. Tylko tobie mogę ufać i dziękuje ci za to, Rosie.
- Nie masz mi za co dziękować, Justin – uśmiechnęłam się lekko do niego patrząc mu w oczy – tylko ty kochałeś razem ze mną oglądać w weekendy cały maraton kreskówek na Cartoon Network w piżamce z Supermenem.
- To moja ulubiona piżama, bo dostałem ją od ciebie – uśmiechnął się – mam ci przypomnieć twoje żenujące sekrety?
- Nie mam takich Justin – zachichotałam, a Justin przysuwał się jeszcze bliżej.
- Obiecaj mi coś Rosie. Tu przy tej piosence i przy tym tańcu – jego mina z uśmiechniętej stała się bardzo poważna.
- J-Justin, postaram się obiecać na nasz ukochany maraton starych kreskówek – szepnęłam patrząc mu głęboko w jego oczy, które nawet w tym pół mroku były czymś w rodzaju karmelowej przepaści z długimi jak u kobiety rzęsami. Serio wiele lasek mu ich zazdrościło w tym czasie.
- Jeśli nikogo nie znajdziemy do trzydziestki zostaniesz moją żoną i urodzisz mi pięknego brzdąca– poczułam jak jego dłoń wędruje na szyje tak aby nie popsuć mojej zjawiskowej fryzury – obiecujesz?
- Justin, ale ty jesteś z.. – przerwał moje zdanie gdy ledwo je zaczęłam.
- Shhh, powiedz tylko czy obiecujesz – szepnął do mnie.
- Jeśli tylko ty obiecasz, że zawsze będziesz ze mną – wyciągnęłam mały palec prawej ręki – nigdy mnie już nie olejesz.
- Obiecuje – szepnął chwytając mój mały palec, a nasze twarze mimowolnie przybliżały się do siebie.
                Ta piosenka była naszą piosenką. Od tamtej pory Justin grał mi ją by przypomnieć o naszej obietnicy. Teraz pewnie zastanawiacie się czy ja mu obiecałam. Nie, chociaż już wtedy miałam zamiar wyznać mu swoje uczucia i obiecać, że wyjdę za niego mimo, że obrażona i piekląca się z wściekłości Chrisy widziała wszystko. Czułam jak mój oddech przyśpiesza tak samo jak bicie serca. Miałam wrażenie, że on też tego chce. Chcemy czegoś oboje i od tego czasu będziemy razem. Myliłam się, ponieważ wredna sucz nosząca imię Christina odciągnęła ode mnie Justina ze sztucznym uśmiechem.
- Odbijany Parker – pociągnęła go za krawat kawałek dalej i pokazała mi gest w stylu obserwuje cię.
- Odbijany – powtórzyłam jej słowa tylko bardziej złośliwie i mniej idiotycznie niż ona – obiecuje ci Justin – szepnęłam stojąc daleko od Justina.
                Gdy piosenka pozwoliła mi wykonać ruch kręcenia się jak na płycie. Czułam się wyzwolona lecz wspomnienia o tamtym balu widniałam nadal przed oczami. Po chwili nieuwagi nad ruchem upadłam dysząc ciężko, a ktoś objął mnie od tyłu. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale ktoś zasłonił mi usta dłonią.
- Shh, Rose to ja – usłyszałam w swoim uchu głos Jake’a – nie krzycz tylko, nie zrobię ci krzywdy – skinęłam głową na jego słowa po czym odsunął dłoń.
- Co ty tu robisz? – odwróciłam głowę patrząc mu w oczy, a nasz dystans nie był zbyt duży.
- Pięknie tańczysz, widać, że to kochasz – delikatnie położył dłoń na moim policzku po czym wyszeptał ostatnie słowa kończącej się piosenki.
                Czułam jak malutkie motylki w brzuchu zaczynają latać z zachwytu. Nigdy nikt ich nie wywoływał oprócz Justina. Nasz dystans stawał się coraz mniejszy, a uścisk Jake’a był bardziej czulszy niż zwykle. Nie wiem dlaczego, ale chciałam pocałować Jake’a Colleman’a.

____________________________________________________
Witam wszystkich x

I jak podoba się nowy rozdział? Zdziwieni postawą Rosie?
To kogo bardziej shippujecie Josie (Justin i Rosie) czy Roke'a (Jake i Rosie)?
Czekam na wasze komentarze bo: 
każdy czytelnik = komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze, bo to mnie naprawdę bardzo motywuje ♥
Wasza kochająca @hug_me_justin_b

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 17 "I'm alive !"

                Słysząc drażniące mnie brzdąkanie  na gitarze podniosłam moje powieki i zdałam sobie sprawę, że śpię na zimnej posadzce w łazience i wyszłam z niej w stronę muzyki, którą słyszałam. Podchodząc coraz bliżej mojego pokoju zdałam sobie sprawę, że to z niego dobiega muzyka.
- Możesz przestać? Głowa mi pęka – na początku nie zauważyłam osoby, która grała przez słońce, które mnie oślepiło – jak chcesz próbować być artystą to nie tu do cholery.
- Rosie już ci kiedyś mówiłem, że nie powinnaś kląć – usłyszałam znajomy głos lecz to nie był Jake tylko osoba, którą znałam jeszcze lepiej – przecież lubiłaś tą piosenkę? Mamy z nią dobre wspomnienia.
- T-to ty? – podchodząc bliżej zobaczyłam postać Justina leżącego sobie na moim łóżku, nic mu nie było, a wyglądał jak ostatniej nocy, której się widzieliśmy – ta piosenka bez ciebie nie ma sensu – szepnęłam drżącym głosem.
- No chyba nie będziesz tu płakać co? – zaśmiał się lekko i podniósł się do mnie by przytulić mnie na powitanie – „When I look AT you” to była piosenka naszego balu, pamiętasz?
- T-tak, pamiętam. Nie dotrzymałeś słowa, a obiecywałeś na mały palec – tuliłam go tak mocno – chodź, zejdziemy na dół. W końcu pokażę mamie, że nie zwariowałam – próbowałam pociągnąć go za rękę lecz Justin stawiał opór.
- J-a nie mogę iść na dół z tobą – musnął moje czoło, a jego usta wydawały się zimne jak trup przez co zadrżałam z zimna.
- D-dlaczego nie możesz? – poczułam jak ręka Justina staje się zimna, a jego ciało zmienia kolor na blady.
- Rosie, uważaj na siebie – puścił mnie z objęć i skierował się z gitarą w stronę okna – ja jestem tylko zjawą w twoim śnie.
                Po tych słowach obudziłam się z szybkim oddechem w pokoju u babci. Nadal byłam w Miami i nie wiedziałam co to wszystko ma znaczyć. Naprawdę sama zaczęłam czuć, że wariuje i potrzebuje kogoś kto nie będzie przede mną uciekał tylko spojrzy na mnie jak na tą samą Rose, która wyjechała ze Stratford. Zbiegłam szybko na boso do kuchni gdzie siedziała babcia i mama.
- Justin u mnie był – mama z babcią spojrzały na mnie ze współczującymi minami, a ja patrzyłam na nie przez zamglone  łzami oczy – co się tak gapicie?! Jestem aż tak popieprzona?! – mruknęłam zła reakcją mamy i babci, ubrałam buty po czym wybiegłam z domu.
- Rosie, pada – babcia wybiegła za mną na ganek, a ja pobiegłam dalej by chociaż przez chwilę nie widzieć ich litościwych min, które od dobrego tygodnia zaczynają mnie irytować.
                Padało nadzwyczajnie bardzo, a to rzadkość w tym klimacie. Szłam w strugach deszczu i nikt nie mógł zauważyć, że płaczę, bo deszcz teraz mógł to ukryć. Idąc ciągle przed siebie widziałam jak moje ubranie przemaka, a z moich włosów sączą się leniwie kropelki deszczu. Czułam się tak samo ponuro jak pogoda, którą spotkałam na dworze. Na ulicach nie było nikogo tylko w oknach domów można było spotkać przytknięte do nich twarze dzieci, które były tak samo smutne z  powodu złej pogody jak ja ze względu na utratę mojej miłości. Wtedy przez strugi deszczu zauważyłam stację paliw, na którą postanowiłam iść i kupić kilka rzeczy. Weszłam na nią, a gdy kasjerka zauważyła mnie zza lady sama nie wiedziała co powiedzieć.
- Dzień dobry – burknęłam smętnie i delikatnie jeszcze pociągałam nosem przez płacz.
- Dzień dobry kochanie – spojrzała na mnie z miną litościwego pieska – co ci podać?
- Dwa kubki lodów czekoladowych, puszkę coli – moją uwagę przykuło stanowisko za kobietą, gdzie można było spotkać kondomy, aspirynę i żyletki.
- Bardzo przemokłaś – zaczęła nabijać produkty na malutką kasę sklepową – nie jest ci zimno?
- N-nie, mogła bym poprosić coś jeszcze? – mój wzrok ciągle był skierowany na stanowisko za nią.
- Oczywiście słonko – uśmiechnęła się i pokierowała się za moim wzrokiem – paczka wystarczy? – podniosła jedną paczkę prezerwatyw.
- Nie, to mi nie potrzebne – zaśmiałam się lekko zawstydzona – chciałabym jedną żyletkę – szepnęłam zawstydzona.
- Oczywiście – skinęła głową i podała mi ją opakowaną sterylnie w malutkim niebieskim opakowaniu – a to gratis – podała mi z uśmiechem na kształt worka do śmieci płaszcz przeciwdeszczowy – żebyś się nie zaziębiła.
                 W małej kieszonce spodenek, w których spałam znajdowało się jeszcze jakieś 10$, które zawsze miałam na wszelki wypadek. Podałam je sprzedawczyni i po założeniu płaszcza przeciwdeszczowego ruszyłam w kierunku domu babci. Moje myśli ciągle dręczył sen z dziś i świadomość, że nikt nie chce zabrać mnie na pogrzeb Justina. Nienawidziłam wszystkich za to bardzo, a moja chęć zemsty była większa niż wtedy gdy Christina wysypała mi całe spagetti na mój kochany  t-shirt  ze znaczkiem mojej ulubionej drużyny hokejowej Toronto Maple Leafs. Wtedy miałam ochotę wydrapać jej oczy, a Justin tylko patrzył na to bez żadnej emocji. Weszłam do domu i zobaczyłam, że kuchnia jest pusta.
- Jest ktoś w domu? – rozejrzałam się po parterze – mamo? Ali? – zdjęłam przemoczone od deszczu trampki i płaszcz.
                Weszłam na górę jak najszybciej i wzięłam suche, cieplejsze ciuchy, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam długą i ciepłą kąpiel żeby się tylko nie rozchorować, a pod prysznicem chyba jak każdemu włącza się taki filozoficzny tok myślenia. Rozmyślałam nad tym dlaczego muszą trzymać mnie z dala od Justina. Wtedy dopiero wpadłam na to, że to tata nie pozwolił na mój przyjazd. To on nie lubił Justina, bo uważał, że jest grajkiem, który będzie grał pod naszym teatrem i nic w życiu nie osiągnie.
                Wychodząc spod prysznica szybko zaczęłam zmierzać do swojego pokoju by nie nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu czy rozmowy. Wtem poczułam jak pod moją stopą znajduje się pewien przedmiot. Podniosłam go,  to był mój dziennik, który było pognieciony i niezadbany.
- Przepraszam cię – podniosłam go i przytuliłam do siebie – powinnam o ciebie zadbać, a nie rzucać w nich tobą. Teraz już będę o ciebie dbać, obiecuje.
                Otworzyłam drzwi pokoju i zauważyłam jaki bałagan tu panuje. Zaczęłam sprzątać tak po prostu dla zabicia czasu, a po tak długiej przeprawie w jakim stanie był ten pokój nikt nie nadjeżdżał na podjazd domu. Usiadłam na łóżko i wyrwałam z niego kilka kartek: dla babci, mamy, Caitlin, Megan, Alison i Jake’a. Dla każdego napisałam odrębny list co przeżyłam razem z nim i za co im dziękuje. Tylko każde zakończenie było takie samo. Zaczęłam bać się bycia samemu, a moje myśli mnie przerastały.
Przepraszam, ale chciałam z wami pożegnać się inaczej lecz sytuacja troszkę się skomplikowała i ja już nie mam dla kogo żyć. Kocham was i dziękuję za każdy spędzony dzień.
                Zostawiłam listy na moim idealnie posłanym łóżku i jak omamiona skierowałam się w kierunku łazienki. Usiadłam na zimną posadzkę w pomieszczeniu. Oddychałam szybko i wybrałam numer do Justina.
- Ostatnia wiadomość i wtedy już będziemy ze sobą na zawsze – powiedziałam w trakcie sygnałów.
- Hej, tu Justin po sygnale zostaw miłą wiadomość, a na pewno oddzwonię – odezwała się sekretarka.
- Hej Justin, wiem,  że nie powinnam już zapychać ci poczty, ale chce ci powiedzieć, że bardzo mi ciebie brakuje – spojrzałam na moje spodenki , w których była żyletka – niedługo się spotkamy, pamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważny – mówiłam drżącym głosem w słuchawkę – śniłeś mi się i przypomniałeś mi dziś o balu. To było cudowne, dziękuje ci za wszystko. Do zobaczenia wkrótce.
                Odłożyłam telefon obok siebie, a żyletkę rozpakowałam. Patrzyłam na nią zrozpaczona, a obraz znowu zamazywały mi łzy przez co było mi trudno. Po chwili poczułam tylko jak z mojego lewego nadgarstka płynie krew. Gdy poczułam w ustach gorzki smak, a w głowie zaczęło mi się kręcić jak po ogromnej karuzeli w wesołym miasteczku. Usłyszałam, że dostałam nową wiadomość. W sumie to nie chciałam jej odczytywać, ale coś mnie tknęło żeby podnieść telefon i zobaczyć kto to. Ręką zaczęła mnie strasznie piec, a krew zaczęła się nasilać więc ostatnimi siłami podniosłam go i odblokowałam ekran blokady. Moje serce zaczęło bić szybciej, a treść sms-a po prostu był jak z jakiegoś filmu romantycznego tylko ta sytuacja się lekko do tego nie nadawała. W głowie ciągle powtarzałam jego treść.
Od: Justin
Rosie nie daj się zwieść ludziom. Ja żyję! Szukaj mnie dalej proszę teraz ja cię potrzebuje. Przecież ci obiecałem prawda? Nie rób nic głupiego!
                Nie mogłam uwierzyć w to co stało się przed chwilą, ale teraz już wiedziałam, że Justin żyje i muszę mu pomóc. Tylko on wiedział o obietnicy na mały palec i nikomu by jej nie powiedział. Wierzyłam mu, w końcu go kochałam. Wstałam bardzo chwiejnie na korytarz i zaczęłam nawoływać kogokolwiek. Teraz miałam powód, dla którego znowu mogłam żyć. Widziałam teraz przed oczami spokojnego i bezpiecznego Justina, który potrzebuje mnie i tego bym to ja mu mogła pomóc. Moje ciało było słabe abym mogła wykonywać jakiekolwiek ruchy. Rana była mała, ale za to bardzo głęboka. Pomyślałam więc o apaszce, która mogą by chociaż na chwilę zatrzymać krwotok i wtedy wezwać pomoc.

- Pomocy! – mruknęłam słabo prawie niesłyszalnie – Justin żyje – upadłam na podłogę przed moim pokojem tracąc przytomność.

_______________________________________________________________
Witam wszystkich!
No i jak wam się podoba mały zwrot akcji? :)
Wstawiam wam ten rozdział ze względu na to,że przyszły tydzień jest tak szalony, że nawet troszkę nie mam ochoty o tym myśleć :D
Bardzo wam dziękuje za 3k wyświetleń! Jesteście cudowni po prostu ♥
Jeśli podoba wam się moje ff to wpiszcie się do moich informowanych o tutaj :)
Jeśli chcesz napisać coś o missing na tt po prstu dodaj do tweeta #missingffpl będę wdzięczna ♥
A no i złota zasada:
Czytasz = komentujesz 
Czekająca na motywujące ją kometarze @hug_me_justin_b

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 16 "Give me a kiss"

                Mama pomogła mi usiąść na krześle w kuchni, a ja nie mogłam wziąć głębokiego oddechu. Płakałam nie mogąc uwierzyć w to co powiedziała mi mama. To jakiś żart – myślałam z zaciśniętymi oczami – cholerny absurd, który zaraz się wyjaśni. Mama tuliła mnie do siebie, a  ja odpychałam ją po tym jak chciała wpędzić mnie w jakieś chore kłamstwo, które wszyscy wymyślili przeciwko mnie.
- Wy wszyscy kłamiecie! – podniosłam się z krzesła – jesteście pieprzonymi kłamcami! – pobiegłam na górę trzaskając drzwiami od pokoju.
- Ale córeczko my.. – zawołała za mną mama, a babcia pogłaskała ją po ramieniu.
- Nie, Ashley ona chce być teraz sama – usłyszałam zza drzwi.
                Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam co mam myśleć. Byłam tak roztrzęsiona, że sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Po kilku dźwiękach odezwała się sekretarka.
- Hej tu Justin. Zostaw miłą wiadomość, a na pewno oddzwonię – odezwał się nagrany głos Justina.
- J-justin powiedz, że to nie prawda – zanosiłam się od łez – błagam odezwij się do mnie, proszę oni myślą, że nie żyjesz rozumiesz? Musisz mi pomóc! Nie mogę już sama domyślać się gdzie jesteś. Te twoje pieprzone wskazówki wcale nie prowadzą do ciebie. Co ja mam zrobić? – płakałam coraz bardziej zrozpaczona – zadzwoń jak najszybciej.
                Rzuciłam telefonem jak najdalej i schowałam głowę pod poduszkę płacząc głośno. Czułam jak zaczyna do mnie to docierać, ale odrzucałam tą myśl. Jest wiele etapów przeżywania utraty kogoś bliskiego. Najpierw jest odrzucenie myśli o śmierci, potem jest rozpacz związana ze stratą ukochanej osoby, pogodzenie się ze stratą tej właśnie osoby i ogromna tęsknota za tą osobą, a potem jest winienie samego siebie za tą sytuację, która się stała. Tak też było ze mną lecz przeżywałam to jeszcze mocniej. Najciężej było w etapie gdzie zaczęłam jakoś tolerować zdanie innych o śmierci mojego ukochanego. Jedyną rzeczą, którą miałam ochotę robić to leżeć w łóżku oglądać jego zdjęcia i zastanowić się jak być z nim już na zawsze w jednym miejscu i już nigdy go nie opuszczać. Wtem do pokoju weszła Alison.
- Nie będę pytać jak się czuje, bo to idiotyczne – stała przy drzwiach by nie narazić się na moje nagłe ataki agresji, które zaczęłam miewać – ale chce sobie z tobą pooglądać i nawet pomilczeć, chcesz?
-Chodź – szepnęłam ocierając łzy – to jest dzień czy wieczór, bo przez zasłonięte okna już nie jestem w stanie tego odróżnić.
- Jest wczesny wieczór – usiadła obok mnie i jako jedyna z całej rodziny była bardzo spokojna i nie użalała się nade mną – to co tam oglądasz?
- To zdjęcia z zeszłych wakacji – poklepałam jej miejsce obok siebie – mimo, że spędziliśmy je osobno to mam z nich jedno z cudowniejszych wspomnień.
- Chcesz o nim pogadać? – usiadła obok mnie i poprawiła moje włosy, które wyglądały jak stara, zniszczona od pracy miotła – bo jeśli nie to po prostu pójdę.
- Nie, chce byś została – przytuliłam się do niej – jesteś jedyną, która nie ma mnie za wariatkę albo małe dziecko, które potrzebuje zakładu psychiatrycznego.
- Rose, babcia i Ashley po prostu się martwią – westchnęła tuląc mnie – a ja po prostu – zawahała się przez moment lecz na początku tego nie zauważyłam – wierzę w to co ty.
- Jesteś niesamowitą nie kuzynką tylko przyjaciółką, którą teraz bardzo potrzebuje – zamknęłam oczy próbując sobie przypomnieć tamta sytuację na imprezie.
                Między mną, a Justinem nie było wtedy kolorowo. On wolał chłopaków z drużyny i Christinę, a po akcji przy szkole po prostu chciałam dać sobie spokój. Pewnego wieczora nawet nie wiedziałam, że Justin będzie na tej samej imprezie co ja. Teraz ani Megan, ani Caitlin nie przyznają mi się czy zrobiły to specjalnie. Wchodząc do ogromnego domu naszego kolegi, Sama jeszcze nie zdawałam sobie sprawy  z tego, że on jest tutaj. Bawiłam się na tej samej imprezie co on i wiedziałam tego dopóki Sam nie zarządził gry w butelkę dla osób, które jeszcze zostały. W sumie była nas szóstka osób z czego niektórzy byli tak pijani, że nawet całus z dziewczyną był powodem do śmiechu. Gdy usiadłam przed Justinem on tylko uśmiechnął się głupio w moją stronę i zakręcił butelką.
- To na pewno będę ja – powiedziała pewna siebie Christnia, której miałam ochotę wydrapać jej te brązowe gały.
- No jednak nie ty – zachichotała Caitlin, która wskazała na mnie – uuuuu Rosie – chichotała jak mała dziewczynka.
- Cai , proszę przestań już – przewróciłam oczami, a na moje policzki wkradł się mały rumieniec – możesz z-zak – Justin podniósł moją dłoń i patrzył mi w oczy.
- Najpierw w dłoń – musnął delikatnie moją dłoń, a ja poczułam jak mój żołądek niczym widna podjeżdża do góry, a moje motylki znowu dają o sobie znać.
                Nie potrafię opisać tego jak jego usta były delikatnie gdy spotkały się z moją dłonią. To nie było zwykle cmoknięcie dłoni jak to robi się z szacunku dla babci czy którejś z cioć, to był pocałunek mojej dłoni. Dłuższy i czuły pocałunek, a moje rumieńce zalały już całą twarz. Po jakimś czasie udało nam się znowu spotkać przy pocałunku w policzek. Modliłam się i błagałam by pocałować go w usta po tym jak potraktował moją dłoń.
- Jak teraz Justin na ciebie zakręci to da ci buzi w usta, Rosie uuuuu – bełkotała Caitlin, a na jej ramieniu spała Megan.
- Błagam cię przestań już ciągle gadać – mruknęłam na nią – gadasz głupoty – zachichotałam.
                I w tym momencie kręcona przez Justina butelka wypadła na mnie co oznaczało mój wymarzony pocałunek w usta. Czułam jak serce zaczyna bić mi coraz szybciej, a gdy twarz Justina przybliżała się do mojej czułam jak motylki w brzuchu zaczynają szaleć jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły oddech na moich policzkach, a moja twarz przybliżała się coraz szybciej w jego stronę. Gdy już prawie go pocałowałam Christina wybiegła jak z procy w stronę toalety, a za nią oczywiście Justin. Jedyne co to mogło oznaczać to brak pocałunku, wściekłam wstałam z miękkiego dywanu w salonie Sama i wszyłam przed dom żeby po prostu pobyć sama.
- Czemu poszłaś? – usłyszałam znajomy głos Justina z lekkim bełkotem, nie widziałam go, ponieważ siedziałam tyłem do drzwi – przecież bawimy się.
- Widzę jak się bawisz z Christiną – mruknęłam patrząc przed siebie – daj mi już spokój i idź do środka, do swojej dziewczyny – parsknęłam lekko.
- Ej ty jesteś zazdrosna? – zaśmiał się delikatnie swoim lekko pochrypniętym głosem – o mnie? – usiadł obok mnie – Rosie mówię do ciebie.
- Nie jestem już Rosie – mruknęłam patrząc mu w oczy – i-idz już – powiedziałam nie zdając sobie sprawy, że siedzi tak blisko.
- Przecież powinienem cię teraz pocałować w usta, prawda? – przyciągnął mnie delikatnie za kurtkę, którą miałam na sobie – tu nam nikt nie przeszkodzi.
- N-nie musisz – czułam jak w środku moje serce odprawia huczną imprezę z tej okazji – to była tylko zabawa.
- Bądź już cicho, próbuje cię pocałować – gdy oboje już zamknęliśmy oczy, przed dom wyszła obrażona Christina i kazała Justinowi natychmiast wracać. Justin powiedział tylko ciche przepraszam, a na koniec obiecał, że jeszcze do tego wrócimy. Bardzo tęskniłam za tym wspomnieniem, które właśnie wywołałam z wyobraźni.
                Tą imprezę właśnie przedstawiały te zdjęcia, które oglądałam. Miałam wrażenie, że Alison w ogóle nie przejęła się śmiercią Justina i była bardzo dziwnie spokojna.
- Ali? – spojrzałam na nią po opowiedzianej historii – czy ty się tym w ogóle nie przejęłaś jego śmiercią?
- N-nie, przejęłam się Rose – spojrzała na mnie z lekkim zdezorientowaniem i szybko wstała z miejsca, które zajmowała – Rosie przyjdę potem, teraz troszkę się spieszę – wybiegła z pokoju, a ja rozpłakałam się cicho.
                Czułam jak smutek zjada moją duszę, a słone łzy rozpaczy pieką już niesamowicie moje oczy. Od czasu gdy mama tutaj przyjechała Jake nawet mnie nie odwiedził. Miałam wrażenie jakby wszyscy o mnie zapomnieli, a jedyna osoba, na którą mogłam liczyć właśnie uciekła. Chciałam się teraz mocno przytulić do Justina i powiedzieć mu jak bardzo go uwielbiam. Brakowało mi wszystkiego, jego śmiechu, jego czasem drażniącego brzdąkania na gitarze, jego wygłupów gdy chciał mnie pocieszyć. Po prostu brakowało mi mojego najlepszego przyjaciela, a zarazem chłopaka, którego nadal kochałam.
- Mogę córeczko? – zza drzwi wychyliła się mama – chcesz żebym z tobą pobyła?
- T-tak – szepnęłam drżącym głosem – przytul mnie mamo – szepnęłam bardzo cicho.
- Oooh kochanie – objęła mnie abym czuła się bezpiecznie – nie płacz córeczko.
- Mamo dlaczego oni mnie wszyscy zostawiają? – tuliłam się do niej szlochając cicho.
- Nikt cię nie zostawia kochanie – mama głaskała czule po głowie – po prostu Ali musiała na chwilę wyjść i za chwilę wróci.
- Chce wiedzieć co mu zrobili – usiadłam ocierając łzy – chce się z nim pożegnać mamo.
- To nie będzie możliwe, Rosie – westchnęła lekko zestresowana – znaleźli go przy strumyku, był brutalnie pobity, obdarty z ubrań i najpewniej pod wpływem jakiś środków odurzających.
 - Powiedz mi czy nie cierpiał gdy zrobili mu tą okrutną krzywdę? – nie usłyszałam pierwszej części, że mój lot do Stratford nie będzie możliwy.
- Nie, słonko – szepnęła – nie czuł już nic – przygryzła wargę.
- To kiedy wracamy do Stratford? – czułam jak w środku cała drżę ze smutku, ale starałam się tego nie pokazywać.
- T-ty nie wracasz, Rosie – mama powiedziała tak jakby kierowała to do kogoś obok, ale nie do mnie – przykro mi.
- Dlaczego nie możesz mi tego zrobić! – burknęłam zła – po prostu nie możesz, rozumiesz?! – wstałam zła – nie możesz odebrać mi ostatniej szansy na to by go zobaczyć! – natychmiast wybuchnęłam płacze i wybiegłam do łazienki zamykając się w niej.
                Usiadłam na zimnych kafelkach łazienki i rozpłakałam się głośno nie mogąc złapać oddechu. Wyobraziłam sobie tą całą sytuację, którą przedstawiła mi mama i jego wołającego o pomoc. Tak bardzo winiłam siebie o to, że nie zdążyłam go znaleźć i uratować. Przed moimi zaciśniętymi oczami ukazywały się dwa obrazy. Jeden to ten Justin, którego poznałam na pierwszej lekcji muzyki, gdzie Justin był nieśmiałym i pełnym jeszcze dziecięcego wdzięku chłopakiem, czyli zupełnie innym niż przez ostatni czas. Ten Justin, którego ja pokochałam na tej pierwszej lekcji. Drugi z kolei to obraz obdartego z ubrań, bardzo pobitego chłopaka, który jeszcze ostatkami siły próbuje wydusić z siebie wołanie o pomoc. Moje myśli zaczęły mnie przerastać. Było i to wiele za dużo. Bardzo chciałam jeszcze tyle z nim przeżyć przecież tyle mi obiecał. A jak teraz muszą czuć się jego rodzice? Co powiedzą małemu Jaxonowi i Jazzy, która była bardzo do niego przywiązana. Czy Christina wiedziała o tym? Sama to planowała? Mój lęk mieszał się z chęcią odebrania sobie życia. Chce być z nimi na pożegnaniu Justina, dlaczego oni muszą mi to wszystko tak utrudniać?

- Justin błagam odezwij się do mnie – szepnęłam cicho tuląc moje kolana do tułowia – przecież ty nie możesz nie żyć – płakałam załamana.

________________________________________________________
Witajcie kochani x
Wiem, rozdział smutny, ale tak już niestety jest gdy kogoś zaczyna brakować. Sama przekonałam się na swojej skórze i wiem naprawdę jak to jest przeżywać coś takiego.
Jeśli macie ochotę napisać coś o moim ff na tt to wpisujcie #missingffpl wtedy ja też chętnie poczytam x 
Jeśli mam was informować to zapisujcie się w zakładce "Informowani" :)
Czytasz = komentujesz  
Dla mnie to naprawdę motywacja, bo jeśli będzie tak słabo już zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga 
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego rozdziału ♥
Wasza @hug_me_justin_b