niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 17 "I'm alive !"

                Słysząc drażniące mnie brzdąkanie  na gitarze podniosłam moje powieki i zdałam sobie sprawę, że śpię na zimnej posadzce w łazience i wyszłam z niej w stronę muzyki, którą słyszałam. Podchodząc coraz bliżej mojego pokoju zdałam sobie sprawę, że to z niego dobiega muzyka.
- Możesz przestać? Głowa mi pęka – na początku nie zauważyłam osoby, która grała przez słońce, które mnie oślepiło – jak chcesz próbować być artystą to nie tu do cholery.
- Rosie już ci kiedyś mówiłem, że nie powinnaś kląć – usłyszałam znajomy głos lecz to nie był Jake tylko osoba, którą znałam jeszcze lepiej – przecież lubiłaś tą piosenkę? Mamy z nią dobre wspomnienia.
- T-to ty? – podchodząc bliżej zobaczyłam postać Justina leżącego sobie na moim łóżku, nic mu nie było, a wyglądał jak ostatniej nocy, której się widzieliśmy – ta piosenka bez ciebie nie ma sensu – szepnęłam drżącym głosem.
- No chyba nie będziesz tu płakać co? – zaśmiał się lekko i podniósł się do mnie by przytulić mnie na powitanie – „When I look AT you” to była piosenka naszego balu, pamiętasz?
- T-tak, pamiętam. Nie dotrzymałeś słowa, a obiecywałeś na mały palec – tuliłam go tak mocno – chodź, zejdziemy na dół. W końcu pokażę mamie, że nie zwariowałam – próbowałam pociągnąć go za rękę lecz Justin stawiał opór.
- J-a nie mogę iść na dół z tobą – musnął moje czoło, a jego usta wydawały się zimne jak trup przez co zadrżałam z zimna.
- D-dlaczego nie możesz? – poczułam jak ręka Justina staje się zimna, a jego ciało zmienia kolor na blady.
- Rosie, uważaj na siebie – puścił mnie z objęć i skierował się z gitarą w stronę okna – ja jestem tylko zjawą w twoim śnie.
                Po tych słowach obudziłam się z szybkim oddechem w pokoju u babci. Nadal byłam w Miami i nie wiedziałam co to wszystko ma znaczyć. Naprawdę sama zaczęłam czuć, że wariuje i potrzebuje kogoś kto nie będzie przede mną uciekał tylko spojrzy na mnie jak na tą samą Rose, która wyjechała ze Stratford. Zbiegłam szybko na boso do kuchni gdzie siedziała babcia i mama.
- Justin u mnie był – mama z babcią spojrzały na mnie ze współczującymi minami, a ja patrzyłam na nie przez zamglone  łzami oczy – co się tak gapicie?! Jestem aż tak popieprzona?! – mruknęłam zła reakcją mamy i babci, ubrałam buty po czym wybiegłam z domu.
- Rosie, pada – babcia wybiegła za mną na ganek, a ja pobiegłam dalej by chociaż przez chwilę nie widzieć ich litościwych min, które od dobrego tygodnia zaczynają mnie irytować.
                Padało nadzwyczajnie bardzo, a to rzadkość w tym klimacie. Szłam w strugach deszczu i nikt nie mógł zauważyć, że płaczę, bo deszcz teraz mógł to ukryć. Idąc ciągle przed siebie widziałam jak moje ubranie przemaka, a z moich włosów sączą się leniwie kropelki deszczu. Czułam się tak samo ponuro jak pogoda, którą spotkałam na dworze. Na ulicach nie było nikogo tylko w oknach domów można było spotkać przytknięte do nich twarze dzieci, które były tak samo smutne z  powodu złej pogody jak ja ze względu na utratę mojej miłości. Wtedy przez strugi deszczu zauważyłam stację paliw, na którą postanowiłam iść i kupić kilka rzeczy. Weszłam na nią, a gdy kasjerka zauważyła mnie zza lady sama nie wiedziała co powiedzieć.
- Dzień dobry – burknęłam smętnie i delikatnie jeszcze pociągałam nosem przez płacz.
- Dzień dobry kochanie – spojrzała na mnie z miną litościwego pieska – co ci podać?
- Dwa kubki lodów czekoladowych, puszkę coli – moją uwagę przykuło stanowisko za kobietą, gdzie można było spotkać kondomy, aspirynę i żyletki.
- Bardzo przemokłaś – zaczęła nabijać produkty na malutką kasę sklepową – nie jest ci zimno?
- N-nie, mogła bym poprosić coś jeszcze? – mój wzrok ciągle był skierowany na stanowisko za nią.
- Oczywiście słonko – uśmiechnęła się i pokierowała się za moim wzrokiem – paczka wystarczy? – podniosła jedną paczkę prezerwatyw.
- Nie, to mi nie potrzebne – zaśmiałam się lekko zawstydzona – chciałabym jedną żyletkę – szepnęłam zawstydzona.
- Oczywiście – skinęła głową i podała mi ją opakowaną sterylnie w malutkim niebieskim opakowaniu – a to gratis – podała mi z uśmiechem na kształt worka do śmieci płaszcz przeciwdeszczowy – żebyś się nie zaziębiła.
                 W małej kieszonce spodenek, w których spałam znajdowało się jeszcze jakieś 10$, które zawsze miałam na wszelki wypadek. Podałam je sprzedawczyni i po założeniu płaszcza przeciwdeszczowego ruszyłam w kierunku domu babci. Moje myśli ciągle dręczył sen z dziś i świadomość, że nikt nie chce zabrać mnie na pogrzeb Justina. Nienawidziłam wszystkich za to bardzo, a moja chęć zemsty była większa niż wtedy gdy Christina wysypała mi całe spagetti na mój kochany  t-shirt  ze znaczkiem mojej ulubionej drużyny hokejowej Toronto Maple Leafs. Wtedy miałam ochotę wydrapać jej oczy, a Justin tylko patrzył na to bez żadnej emocji. Weszłam do domu i zobaczyłam, że kuchnia jest pusta.
- Jest ktoś w domu? – rozejrzałam się po parterze – mamo? Ali? – zdjęłam przemoczone od deszczu trampki i płaszcz.
                Weszłam na górę jak najszybciej i wzięłam suche, cieplejsze ciuchy, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam długą i ciepłą kąpiel żeby się tylko nie rozchorować, a pod prysznicem chyba jak każdemu włącza się taki filozoficzny tok myślenia. Rozmyślałam nad tym dlaczego muszą trzymać mnie z dala od Justina. Wtedy dopiero wpadłam na to, że to tata nie pozwolił na mój przyjazd. To on nie lubił Justina, bo uważał, że jest grajkiem, który będzie grał pod naszym teatrem i nic w życiu nie osiągnie.
                Wychodząc spod prysznica szybko zaczęłam zmierzać do swojego pokoju by nie nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu czy rozmowy. Wtem poczułam jak pod moją stopą znajduje się pewien przedmiot. Podniosłam go,  to był mój dziennik, który było pognieciony i niezadbany.
- Przepraszam cię – podniosłam go i przytuliłam do siebie – powinnam o ciebie zadbać, a nie rzucać w nich tobą. Teraz już będę o ciebie dbać, obiecuje.
                Otworzyłam drzwi pokoju i zauważyłam jaki bałagan tu panuje. Zaczęłam sprzątać tak po prostu dla zabicia czasu, a po tak długiej przeprawie w jakim stanie był ten pokój nikt nie nadjeżdżał na podjazd domu. Usiadłam na łóżko i wyrwałam z niego kilka kartek: dla babci, mamy, Caitlin, Megan, Alison i Jake’a. Dla każdego napisałam odrębny list co przeżyłam razem z nim i za co im dziękuje. Tylko każde zakończenie było takie samo. Zaczęłam bać się bycia samemu, a moje myśli mnie przerastały.
Przepraszam, ale chciałam z wami pożegnać się inaczej lecz sytuacja troszkę się skomplikowała i ja już nie mam dla kogo żyć. Kocham was i dziękuję za każdy spędzony dzień.
                Zostawiłam listy na moim idealnie posłanym łóżku i jak omamiona skierowałam się w kierunku łazienki. Usiadłam na zimną posadzkę w pomieszczeniu. Oddychałam szybko i wybrałam numer do Justina.
- Ostatnia wiadomość i wtedy już będziemy ze sobą na zawsze – powiedziałam w trakcie sygnałów.
- Hej, tu Justin po sygnale zostaw miłą wiadomość, a na pewno oddzwonię – odezwała się sekretarka.
- Hej Justin, wiem,  że nie powinnam już zapychać ci poczty, ale chce ci powiedzieć, że bardzo mi ciebie brakuje – spojrzałam na moje spodenki , w których była żyletka – niedługo się spotkamy, pamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważny – mówiłam drżącym głosem w słuchawkę – śniłeś mi się i przypomniałeś mi dziś o balu. To było cudowne, dziękuje ci za wszystko. Do zobaczenia wkrótce.
                Odłożyłam telefon obok siebie, a żyletkę rozpakowałam. Patrzyłam na nią zrozpaczona, a obraz znowu zamazywały mi łzy przez co było mi trudno. Po chwili poczułam tylko jak z mojego lewego nadgarstka płynie krew. Gdy poczułam w ustach gorzki smak, a w głowie zaczęło mi się kręcić jak po ogromnej karuzeli w wesołym miasteczku. Usłyszałam, że dostałam nową wiadomość. W sumie to nie chciałam jej odczytywać, ale coś mnie tknęło żeby podnieść telefon i zobaczyć kto to. Ręką zaczęła mnie strasznie piec, a krew zaczęła się nasilać więc ostatnimi siłami podniosłam go i odblokowałam ekran blokady. Moje serce zaczęło bić szybciej, a treść sms-a po prostu był jak z jakiegoś filmu romantycznego tylko ta sytuacja się lekko do tego nie nadawała. W głowie ciągle powtarzałam jego treść.
Od: Justin
Rosie nie daj się zwieść ludziom. Ja żyję! Szukaj mnie dalej proszę teraz ja cię potrzebuje. Przecież ci obiecałem prawda? Nie rób nic głupiego!
                Nie mogłam uwierzyć w to co stało się przed chwilą, ale teraz już wiedziałam, że Justin żyje i muszę mu pomóc. Tylko on wiedział o obietnicy na mały palec i nikomu by jej nie powiedział. Wierzyłam mu, w końcu go kochałam. Wstałam bardzo chwiejnie na korytarz i zaczęłam nawoływać kogokolwiek. Teraz miałam powód, dla którego znowu mogłam żyć. Widziałam teraz przed oczami spokojnego i bezpiecznego Justina, który potrzebuje mnie i tego bym to ja mu mogła pomóc. Moje ciało było słabe abym mogła wykonywać jakiekolwiek ruchy. Rana była mała, ale za to bardzo głęboka. Pomyślałam więc o apaszce, która mogą by chociaż na chwilę zatrzymać krwotok i wtedy wezwać pomoc.

- Pomocy! – mruknęłam słabo prawie niesłyszalnie – Justin żyje – upadłam na podłogę przed moim pokojem tracąc przytomność.

_______________________________________________________________
Witam wszystkich!
No i jak wam się podoba mały zwrot akcji? :)
Wstawiam wam ten rozdział ze względu na to,że przyszły tydzień jest tak szalony, że nawet troszkę nie mam ochoty o tym myśleć :D
Bardzo wam dziękuje za 3k wyświetleń! Jesteście cudowni po prostu ♥
Jeśli podoba wam się moje ff to wpiszcie się do moich informowanych o tutaj :)
Jeśli chcesz napisać coś o missing na tt po prstu dodaj do tweeta #missingffpl będę wdzięczna ♥
A no i złota zasada:
Czytasz = komentujesz 
Czekająca na motywujące ją kometarze @hug_me_justin_b

3 komentarze:

  1. :O!!! Co się dzieję !!!??? ja nie dowierzam!!! człowieku ! ja chcę więcej! ON ŻYJE MATKO! ŻYJEEE!! JESTEM TAKA SZCZĘŚLIWA PRAWIE SIĘ PORYCZAŁAM! ALE ROSIE ŻEBY JEJ SIĘ UDAŁO! MUSI MATKO JA CZEKAM NA NN TO BĘDZIE STRASZNE CZEKANIE!!! KOCHAM CIĘ TAK MOCNO ŻE MASAKRA! DO NN SUPER ROZDZIAŁ I KURCZE NIE WIEM KOCHAM CIĘ!!! xoxo
    PS przepraszam za tak dziwny komentarz ale jestem w szoku!

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatnio znalazłam twoje opowiadanie, ale dopiero dziś zebrałam się by je przeczytać. muszę stwierdzić, że jest ono najlepsze jakie czytałam do tej pory, a czytam ich naprawdę wiele. uwielbiam to, że nie piszesz nic banalnie, wszystko ma swój ciąg, nic nie dowiadujemy się od razu, akcja toczy się tak jak w większości książek, które czytam. uważam, że masz bardzo ciekawy pomysł na to wszystko, uznałam, że coś co mnie zaciekawiło zasłużyło na wyrażenie mojej opinii, nigdy nie komentuje jak coś czytam, ale u ciebie musiałam zrobić wyjątek, ponieważ na to zasłużyłaś. mam nadzieję, że wciąż będziesz pisać na takim poziomie jak teraz, a może i nawet lepszym, jeśli to w ogóle możliwe w twoim przypadku.
    z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, twoja nowa wierna czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę bardzo mi miło czytać takie słowa, bo nie sądziłam, że potrafię robić to co kocham tak dobrze choć uważam, że trzeba dużo pracować i po prostu kochać to co się robi całym sercem. Ja poświęcam się dla pisania, a zadowolenie czytleników to jest mój cel. Ten komentarz jest ogromnym kopem energetycznym i motywacją do pisania kolejnego rozdziału. Bardzo dziękuje, że zostajesz ze mną na dłużej i te ciepłe słowa to miód na moje pisarskie serce i łzy szczęścia w oczach. Dziękuje ♥

      Usuń