środa, 18 lutego 2015

Rozdział 18 "Promise"

 Słyszałam jak głos Alison odbija się echem od jej realnego głosu. To jak głos w lesie gdy coś powiemy, a on powtarza za nami każde wypowiedziane słowo.
- Rosie, ocknij się proszę – czułam jak jej ciepła dłoń trzyma moją i głaszcze ją delikatnie – co ty narobiłaś? Przecież ja tylko na chwilkę wyszłam. Boże to moja wina – szeptała łkając przy tym bardzo rozpaczliwie.
                Gdy lekko zamrugałam powiekami poczułam jakby słońce chciało wedrzeć się pod nie i dać znać mi, że żyję i osobą, która uratowała mi życie jest Alison. Robiąc na przekór bardzo nieprzyjemnemu wrażeniu dzielnie otworzyłam oczy, ale tak sądzi Alison. Ja zaczęłam walczyć dla mojego żywego Justina.
- A-ali? – mruknęłam jeszcze bardzo słaba – czy ja żyje? – szepnęłam czując jeszcze jedną osobę w pokoju.
- Tak, zdążyłam z Maxem na czas – uśmiechnęła się do mnie, a jej oczy nadal szkliły się od łez.
- To czemu płaczesz? – delikatnie zamrugałam czując jakby przed chwilką przejechała mnie ciężarówka – czy wy..no wiesz?
- Nie, nie zawiadomiłam Ashley, babci ani szpitala – patrzyła na mnie tak jak wygrała by największą sumę w jakiejś loterii – wiesz co by się stało gdyby babcia wróciła by przede mną?
- Błagam, teraz będziesz dawać mi lekcje wychowania? – jęknęłam zmęczona – nie mam teraz siły więc wygrywasz walkowerem.
- Rose, wiesz, że tak do niego nie dotrzesz? – przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej – nie straciłaś dużo krwi, ale rana była naprawdę głęboka.
- Wiem i cholernie bolała – mruknęłam patrząc na opatrunek, który założył mi wysoki brunet o bardzo jasnych oczach, jego karnacja była dość ciemna – bardzo ci dziękuję, Max.
- Nie masz za co mi dziękować – uśmiechnął się do mnie śnieżnobiałymi zębami, których mogła bym mu pozazdrościć – to moje powołanie – pakował swoje rzeczy do apteczki, która nie wydawała się tą samochodową, była bardziej profesjonalna.
- Max studiuje medycynę – uśmiechnęła się w jego stronę bardzo szeroko – i jest w tym najlepszy – westchnęła tak jak to się wzdycha gdy jest się zakochanym.
- T-to fajnie – poczułam się lekko zażenowana będąc w takiej sytuacji – to ja się jeszcze prześpię – szybko zamknęłam oczy by im nie przeszkadzać.
                Po chwili usłyszałam lekkie muśnięcie ust i ciche pożegnanie dwóch zakochanych w sobie osób. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moja kuzynka jest zakochana na całego. Moja euforia nie trwała lecz zbyt długo, ponieważ poczułam się źle z myślą, że moja kuzynka wysłuchiwała mnie, a sama nie miała się komu wygadać. Alison była osobą z natury skrytą i musiała kogoś bardzo dobrze znać lub mocno mu ufać żeby pokazała swoją prawdziwą twarz. Spieprzyłam i to na całego.
- Ali? – szepnęłam do niej widząc, że stoi przy oknie w moim pokoju – długo ze sobą jesteście?
- Od jakiś dwóch miesięcy – wzruszyła ramionami – a czemu pytasz?
- Chce wiedzieć co u ciebie – patrzyłam na nią z uwagą – opowiesz mi coś o was? Przepraszam, że nie pytałam, ale ja po prostu.. – Ali przerwała mi w połowie zdania.
- Rozumiem, Justin – westchnęła – ja i Max, to wcale nie taka idealna para – usiadła wygodnie obok mnie – poznałam go na którejś z imprez w akademiku. Był taki jak ja, nieśmiały i siedział sam. Odważyłam się i jak idiotka wylałam mu piwo na najnowsze jeansy – zachichotała rumieniąc się lekko.
                Słuchałam jak Alison opowiada o tym jak między nimi jest cudownie, ale jego rodzice jej nie akceptują. Rodzina bogaczy nie chce sieroty, która była wychowywana przez babcię. Nie zasługują na nią choć chłopak wydaje się naprawdę miły. Nie wiem jak takie potwory wychowały tak miłego chłopaka – pomyślałam w czasie gdy Alison opowiadała.
- Rose? – spojrzała na mnie uważnie – ale ty nigdy nie pytasz co u mnie? – zmarszczyła podejrzanie brwi.
- Ch-chciałam być miła..to źle? – zachichotałam patrząc na nią – jeśli nie chcesz to dobra – podniosłam się lekko w łóżku.
- Nie, nie – zaśmiała się – chcę byś pytała, ale twój uśmiech i oczy – przyglądała mi się coraz uważniej – są takie szczęśliwsze.
- Nie, masz tylko takie wrażenie – pokręciłam głową pierwszy raz oszukując Ali – cieszę się z twojego szczęścia  z Maxem – uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę.
                Od tamtej pory minęło kilka dni, a mój powrót do domu zbliżał się nieubłaganie. Babci powiedziałyśmy, że nie umiem obsługiwać się nożycami ogrodowymi i stał się wypadek w postaci rany na nadgarstku. Tego z Ali trzymamy się by się po prostu nie martwiła. Po tej całej sytuacji nabrałam energii  i chciałam wykorzystać te ostatnie dni jak najintensywniej umiałam. Nie, tym razem nie sięgnęłam po alkohol i inne gówna. Znowu wróciłam do porannego biegania, ale pewnego ranka wybiegłam dalej niż zwykle.
Za wszystkimi budkami, które znajdowały się na plaży stał mały, niepozorny budynek. Usłyszałam muzykę i instruktora, który tłumaczy kroki. Podeszłam bliżej i zza żaluzji zauważyłam kilka kobiet i mężczyznę, który tańczył. Poruszał się na parkiecie bardzo płynnie i lekko. Widać było, że kocha to co robi, a robił to naprawdę niesamowicie. Jego delikatne obroty i wczuwanie się w rytm muzyki przyprawiały mnie o ciarki na rękach.
- Tego mi brakowało – szepnęłam sama do siebie uśmiechając się do odbicia w oknie – tego ci brakuje Parker – w tym momencie zauważyłam, że grupa ludzi patrzy na mnie, a moją twarz zalała fala wstydu – w-witam – pokiwałam lekko do osób za oknem chichocząc zawstydzona odbiegłam na wyznaczoną trasę.
                Wracając kompletnie wykończona porannymi ćwiczeniami usiadłam w kuchni gdzie krzątała się moja ukochana babcia. Patrzyłam jak jej nogi pod wpływem grającego radia poruszają się w rytm. Miłość do tańca odziedziczyłam po niej. Zawsze była dumna z moich sukcesów tanecznych lecz 6 latka ciągana przez mamę trzy razy w tygodniu na salę baletową to bardzo zabawny widok. Poczułam, że to kocham gdy zaczęłam robić się starsza i coraz dojrzalej myślałam o tej kwestii. Musiałam pójść potańczyć. Nie chodziło mi o klub i ocierając się w nim ludzi tylko ja, taniec i muzyka. Za tym tak mocno tęskniłam.
                 Po obiedzie postanowiłam wziąć rower i pojechać na tą salę jeszcze raz i tym razem zatańczyć. Jadąc całą drogę miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował, ale myśl o tańcu była silniejsza niż wszystko inne. Zapięłam rower na parkingu przed budynkiem i weszłam do środka. W budynku było zupełnie inaczej niż to było widoczne z zewnątrz. Ściany miały piękny piaskowy kolor, a podłoga była wyłożona kafelkami w kolorze kości słoniowej. W pomieszczeniu wisiało wiele zdjęć tańczących ludzi, zapewne osób, które uczęszczają do tego ośrodka i ogromna gablota z pucharami. Idąc trochę dalej zauważyłam cel mojej wycieczki. Przede mną stały ogromne drzwi z napisem „sala taneczna”. Weszłam po cichu do środka gdzie nikogo nie było. Sala przez zasłonięte żaluzje była przyciemniona, a parkiet był stworzony do tańca.
                Podeszłam do radia i podłączyłam mój telefon wybierając piosenkę Kiss me Ed’a Sheeran’a. Stanęłam na środku sali w czułam się w muzykę, która pulsowała jak szalona w moich żyłach. Delikatne obroty na jednej nodze potem tylko delikatne podskoki. Cała choreografia rodziła się w mojej głowie. Czułam co chce w niej pokazać. Czułam, że ulatuje gdzieś daleko i jest jak dawniej. Kąciki ust ułożyły się w szeroki uśmiech, który miałam wtedy gdy ja obejmowałam jego, a on mnie. Czułam jak moje serce bije coraz szybciej, a wyobraźnia szybuje gdzieś daleko.
                Siedziałam kompletnie sama, a Justin tańczył tylko z Christiną. Towarzystwo przy moim stoliku jest zbyt zakochane żebym mogła na nich patrzeć mimo, że cieszę się ich szczęściem. Czułam jak swoim wzrokiem wypalam dziurę na wylot w obracającym swoją partnerkę Justinie. Każdy prosił mnie do tańca lecz odmawiałam. Gdy poszłam do stolika z jedzeniem poczułam, że ktoś stoi za mną.
- Wiesz, że cię nie poznałem? – uśmiechnął się w moją stronę mój przyjaciel – jesteś taka umm..
- Kobieca? – spojrzałam na niego – no nie jestem w zwykłej koszulce zaraz po wyjściu z łóżka – zachichotałam idąc w stronę swojego stolika.
- M-moment – Justin chwycił moją drugą dłoń – może ta kobieca Rosie zatańczy z jakimś tam gościem w garniaku?
- W sumie.. – przygryzłam wargę lekko zawstydzona – pasujesz tym garniakiem do mnie kobiecej – zachichotałam lekko.
- Wiesz, że taką najbardziej cię lubię, prawda? – spojrzał na mnie uśmiechając się tak, że na samą myśl przeszły mnie ciarki.
                Zamilkłam na naprawdę długo po tym. Szybkim ruchem odstawiłam talerzyk, a Justin już pociągnął mnie na parkiet. Delikatnie położył dłoń na mojej talii, a drugą ułożył między łopatkami nie trzymając miedzy nami zbyt dużego dystansu. Ja za to oplotłam jego szyje i delikatnie bawiłam się jego włosami na tle głowy. Czułam jak motylki w brzuchu wariują w moim brzuchu, a ja w końcu widzę sens przyjścia na tą imprezę. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, a ja czułam jak jego ciepły oddech ogrzewa moje ramiona. Chciałam zapamiętać z tego tańca każdy szczegół albo chociaż małą drobnostkę, którą zapamiętam do końca życia. Jego męski zapach był tą drobnostką, zawsze cudownie pachniał, ale tej nocy to było coś wyjątkowego. Czasem opiekuńczo nosem pocierał moje czoło i uśmiechał się czule widząc moje zakłopotanie.
- Czy ty się mnie wstydzisz? – szepnął mi po chwili do ucha – przecież jestem twoim przyjacielem.
- Nie wstydzę się – zachichotałam lekko – tylko Christina patrzy na mnie tak jakbym miała zaraz spalić mnie żywcem.
- Nie przejmuj się nią, teraz jesteśmy tylko my – przysunął mnie jeszcze bardzie do siebie – tylko ty znasz wszystkie moje sekrety. Tylko tobie mogę ufać i dziękuje ci za to, Rosie.
- Nie masz mi za co dziękować, Justin – uśmiechnęłam się lekko do niego patrząc mu w oczy – tylko ty kochałeś razem ze mną oglądać w weekendy cały maraton kreskówek na Cartoon Network w piżamce z Supermenem.
- To moja ulubiona piżama, bo dostałem ją od ciebie – uśmiechnął się – mam ci przypomnieć twoje żenujące sekrety?
- Nie mam takich Justin – zachichotałam, a Justin przysuwał się jeszcze bliżej.
- Obiecaj mi coś Rosie. Tu przy tej piosence i przy tym tańcu – jego mina z uśmiechniętej stała się bardzo poważna.
- J-Justin, postaram się obiecać na nasz ukochany maraton starych kreskówek – szepnęłam patrząc mu głęboko w jego oczy, które nawet w tym pół mroku były czymś w rodzaju karmelowej przepaści z długimi jak u kobiety rzęsami. Serio wiele lasek mu ich zazdrościło w tym czasie.
- Jeśli nikogo nie znajdziemy do trzydziestki zostaniesz moją żoną i urodzisz mi pięknego brzdąca– poczułam jak jego dłoń wędruje na szyje tak aby nie popsuć mojej zjawiskowej fryzury – obiecujesz?
- Justin, ale ty jesteś z.. – przerwał moje zdanie gdy ledwo je zaczęłam.
- Shhh, powiedz tylko czy obiecujesz – szepnął do mnie.
- Jeśli tylko ty obiecasz, że zawsze będziesz ze mną – wyciągnęłam mały palec prawej ręki – nigdy mnie już nie olejesz.
- Obiecuje – szepnął chwytając mój mały palec, a nasze twarze mimowolnie przybliżały się do siebie.
                Ta piosenka była naszą piosenką. Od tamtej pory Justin grał mi ją by przypomnieć o naszej obietnicy. Teraz pewnie zastanawiacie się czy ja mu obiecałam. Nie, chociaż już wtedy miałam zamiar wyznać mu swoje uczucia i obiecać, że wyjdę za niego mimo, że obrażona i piekląca się z wściekłości Chrisy widziała wszystko. Czułam jak mój oddech przyśpiesza tak samo jak bicie serca. Miałam wrażenie, że on też tego chce. Chcemy czegoś oboje i od tego czasu będziemy razem. Myliłam się, ponieważ wredna sucz nosząca imię Christina odciągnęła ode mnie Justina ze sztucznym uśmiechem.
- Odbijany Parker – pociągnęła go za krawat kawałek dalej i pokazała mi gest w stylu obserwuje cię.
- Odbijany – powtórzyłam jej słowa tylko bardziej złośliwie i mniej idiotycznie niż ona – obiecuje ci Justin – szepnęłam stojąc daleko od Justina.
                Gdy piosenka pozwoliła mi wykonać ruch kręcenia się jak na płycie. Czułam się wyzwolona lecz wspomnienia o tamtym balu widniałam nadal przed oczami. Po chwili nieuwagi nad ruchem upadłam dysząc ciężko, a ktoś objął mnie od tyłu. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale ktoś zasłonił mi usta dłonią.
- Shh, Rose to ja – usłyszałam w swoim uchu głos Jake’a – nie krzycz tylko, nie zrobię ci krzywdy – skinęłam głową na jego słowa po czym odsunął dłoń.
- Co ty tu robisz? – odwróciłam głowę patrząc mu w oczy, a nasz dystans nie był zbyt duży.
- Pięknie tańczysz, widać, że to kochasz – delikatnie położył dłoń na moim policzku po czym wyszeptał ostatnie słowa kończącej się piosenki.
                Czułam jak malutkie motylki w brzuchu zaczynają latać z zachwytu. Nigdy nikt ich nie wywoływał oprócz Justina. Nasz dystans stawał się coraz mniejszy, a uścisk Jake’a był bardziej czulszy niż zwykle. Nie wiem dlaczego, ale chciałam pocałować Jake’a Colleman’a.

____________________________________________________
Witam wszystkich x

I jak podoba się nowy rozdział? Zdziwieni postawą Rosie?
To kogo bardziej shippujecie Josie (Justin i Rosie) czy Roke'a (Jake i Rosie)?
Czekam na wasze komentarze bo: 
każdy czytelnik = komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze, bo to mnie naprawdę bardzo motywuje ♥
Wasza kochająca @hug_me_justin_b

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie Josie. :( Kurcze, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. proste że Josie, przepraszam, że nie skomentowałam go od razu ale zapomniałam o nim i dopiero teraz przeczytałam. Genialny jak zawsze, ej uwielbiam te momenty jak ona wspomina te chwile z Jusem.Błagam więcej ich idę czytać nn xoxo

    OdpowiedzUsuń