Mama
pomogła mi usiąść na krześle w kuchni, a ja nie mogłam wziąć głębokiego
oddechu. Płakałam nie mogąc uwierzyć w to co powiedziała mi mama. To jakiś żart
– myślałam z zaciśniętymi oczami – cholerny absurd, który zaraz się wyjaśni.
Mama tuliła mnie do siebie, a ja
odpychałam ją po tym jak chciała wpędzić mnie w jakieś chore kłamstwo, które
wszyscy wymyślili przeciwko mnie.
- Wy wszyscy kłamiecie! – podniosłam się z krzesła –
jesteście pieprzonymi kłamcami! – pobiegłam na górę trzaskając drzwiami od pokoju.
- Ale córeczko my.. – zawołała za mną mama, a babcia
pogłaskała ją po ramieniu.
- Nie, Ashley ona chce być teraz sama – usłyszałam zza
drzwi.
Położyłam
się na łóżku i nie wiedziałam co mam myśleć. Byłam tak roztrzęsiona, że
sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Po kilku dźwiękach odezwała się
sekretarka.
- Hej tu Justin. Zostaw miłą wiadomość, a na pewno oddzwonię
– odezwał się nagrany głos Justina.
- J-justin powiedz, że to nie prawda – zanosiłam się od łez
– błagam odezwij się do mnie, proszę oni myślą, że nie żyjesz rozumiesz? Musisz
mi pomóc! Nie mogę już sama domyślać się gdzie jesteś. Te twoje pieprzone
wskazówki wcale nie prowadzą do ciebie. Co ja mam zrobić? – płakałam coraz
bardziej zrozpaczona – zadzwoń jak najszybciej.
Rzuciłam
telefonem jak najdalej i schowałam głowę pod poduszkę płacząc głośno. Czułam
jak zaczyna do mnie to docierać, ale odrzucałam tą myśl. Jest wiele etapów
przeżywania utraty kogoś bliskiego. Najpierw jest odrzucenie myśli o śmierci,
potem jest rozpacz związana ze stratą ukochanej osoby, pogodzenie się ze stratą
tej właśnie osoby i ogromna tęsknota za tą osobą, a potem jest winienie samego
siebie za tą sytuację, która się stała. Tak też było ze mną lecz przeżywałam to
jeszcze mocniej. Najciężej było w etapie gdzie zaczęłam jakoś tolerować zdanie
innych o śmierci mojego ukochanego. Jedyną rzeczą, którą miałam ochotę robić to
leżeć w łóżku oglądać jego zdjęcia i zastanowić się jak być z nim już na zawsze
w jednym miejscu i już nigdy go nie opuszczać. Wtem do pokoju weszła Alison.
- Nie będę pytać jak się czuje, bo to idiotyczne – stała
przy drzwiach by nie narazić się na moje nagłe ataki agresji, które zaczęłam
miewać – ale chce sobie z tobą pooglądać i nawet pomilczeć, chcesz?
-Chodź – szepnęłam ocierając łzy – to jest dzień czy
wieczór, bo przez zasłonięte okna już nie jestem w stanie tego odróżnić.
- Jest wczesny wieczór – usiadła obok mnie i jako jedyna z
całej rodziny była bardzo spokojna i nie użalała się nade mną – to co tam
oglądasz?
- To zdjęcia z zeszłych wakacji – poklepałam jej miejsce
obok siebie – mimo, że spędziliśmy je osobno to mam z nich jedno z
cudowniejszych wspomnień.
- Chcesz o nim pogadać? – usiadła obok mnie i poprawiła moje
włosy, które wyglądały jak stara, zniszczona od pracy miotła – bo jeśli nie to
po prostu pójdę.
- Nie, chce byś została – przytuliłam się do niej – jesteś
jedyną, która nie ma mnie za wariatkę albo małe dziecko, które potrzebuje
zakładu psychiatrycznego.
- Rose, babcia i Ashley po prostu się martwią – westchnęła
tuląc mnie – a ja po prostu – zawahała się przez moment lecz na początku tego
nie zauważyłam – wierzę w to co ty.
- Jesteś niesamowitą nie kuzynką tylko przyjaciółką, którą
teraz bardzo potrzebuje – zamknęłam oczy próbując sobie przypomnieć tamta
sytuację na imprezie.
Między
mną, a Justinem nie było wtedy kolorowo. On wolał chłopaków z drużyny i
Christinę, a po akcji przy szkole po prostu chciałam dać sobie spokój. Pewnego
wieczora nawet nie wiedziałam, że Justin będzie na tej samej imprezie co ja.
Teraz ani Megan, ani Caitlin nie przyznają mi się czy zrobiły to specjalnie.
Wchodząc do ogromnego domu naszego kolegi, Sama jeszcze nie zdawałam sobie
sprawy z tego, że on jest tutaj. Bawiłam
się na tej samej imprezie co on i wiedziałam tego dopóki Sam nie zarządził gry
w butelkę dla osób, które jeszcze zostały. W sumie była nas szóstka osób z
czego niektórzy byli tak pijani, że nawet całus z dziewczyną był powodem do
śmiechu. Gdy usiadłam przed Justinem on tylko uśmiechnął się głupio w moją
stronę i zakręcił butelką.
- To na pewno będę ja – powiedziała pewna siebie Christnia,
której miałam ochotę wydrapać jej te brązowe gały.
- No jednak nie ty – zachichotała Caitlin, która wskazała na
mnie – uuuuu Rosie – chichotała jak mała dziewczynka.
- Cai , proszę przestań już – przewróciłam oczami, a na moje
policzki wkradł się mały rumieniec – możesz z-zak – Justin podniósł moją dłoń i
patrzył mi w oczy.
- Najpierw w dłoń – musnął delikatnie moją dłoń, a ja
poczułam jak mój żołądek niczym widna podjeżdża do góry, a moje motylki znowu
dają o sobie znać.
Nie
potrafię opisać tego jak jego usta były delikatnie gdy spotkały się z moją
dłonią. To nie było zwykle cmoknięcie dłoni jak to robi się z szacunku dla
babci czy którejś z cioć, to był pocałunek mojej dłoni. Dłuższy i czuły pocałunek,
a moje rumieńce zalały już całą twarz. Po jakimś czasie udało nam się znowu
spotkać przy pocałunku w policzek. Modliłam się i błagałam by pocałować go w
usta po tym jak potraktował moją dłoń.
- Jak teraz Justin na ciebie zakręci to da ci buzi w usta,
Rosie uuuuu – bełkotała Caitlin, a na jej ramieniu spała Megan.
- Błagam cię przestań już ciągle gadać – mruknęłam na nią –
gadasz głupoty – zachichotałam.
I w tym
momencie kręcona przez Justina butelka wypadła na mnie co oznaczało mój
wymarzony pocałunek w usta. Czułam jak serce zaczyna bić mi coraz szybciej, a
gdy twarz Justina przybliżała się do mojej czułam jak motylki w brzuchu
zaczynają szaleć jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły oddech na moich
policzkach, a moja twarz przybliżała się coraz szybciej w jego stronę. Gdy już
prawie go pocałowałam Christina wybiegła jak z procy w stronę toalety, a za nią
oczywiście Justin. Jedyne co to mogło oznaczać to brak pocałunku, wściekłam
wstałam z miękkiego dywanu w salonie Sama i wszyłam przed dom żeby po prostu
pobyć sama.
- Czemu poszłaś? – usłyszałam znajomy głos Justina z lekkim
bełkotem, nie widziałam go, ponieważ siedziałam tyłem do drzwi – przecież
bawimy się.
- Widzę jak się bawisz z Christiną – mruknęłam patrząc przed
siebie – daj mi już spokój i idź do środka, do swojej dziewczyny – parsknęłam
lekko.
- Ej ty jesteś zazdrosna? – zaśmiał się delikatnie swoim
lekko pochrypniętym głosem – o mnie? – usiadł obok mnie – Rosie mówię do
ciebie.
- Nie jestem już Rosie – mruknęłam patrząc mu w oczy – i-idz
już – powiedziałam nie zdając sobie sprawy, że siedzi tak blisko.
- Przecież powinienem cię teraz pocałować w usta, prawda? –
przyciągnął mnie delikatnie za kurtkę, którą miałam na sobie – tu nam nikt nie
przeszkodzi.
- N-nie musisz – czułam jak w środku moje serce odprawia
huczną imprezę z tej okazji – to była tylko zabawa.
- Bądź już cicho, próbuje cię pocałować – gdy oboje już
zamknęliśmy oczy, przed dom wyszła obrażona Christina i kazała Justinowi
natychmiast wracać. Justin powiedział tylko ciche przepraszam, a na koniec
obiecał, że jeszcze do tego wrócimy. Bardzo tęskniłam za tym wspomnieniem,
które właśnie wywołałam z wyobraźni.
Tą imprezę
właśnie przedstawiały te zdjęcia, które oglądałam. Miałam wrażenie, że Alison w
ogóle nie przejęła się śmiercią Justina i była bardzo dziwnie spokojna.
- Ali? – spojrzałam na nią po opowiedzianej historii – czy
ty się tym w ogóle nie przejęłaś jego śmiercią?
- N-nie, przejęłam się Rose – spojrzała na mnie z lekkim
zdezorientowaniem i szybko wstała z miejsca, które zajmowała – Rosie przyjdę
potem, teraz troszkę się spieszę – wybiegła z pokoju, a ja rozpłakałam się
cicho.
Czułam
jak smutek zjada moją duszę, a słone łzy rozpaczy pieką już niesamowicie moje
oczy. Od czasu gdy mama tutaj przyjechała Jake nawet mnie nie odwiedził. Miałam
wrażenie jakby wszyscy o mnie zapomnieli, a jedyna osoba, na którą mogłam
liczyć właśnie uciekła. Chciałam się teraz mocno przytulić do Justina i
powiedzieć mu jak bardzo go uwielbiam. Brakowało mi wszystkiego, jego śmiechu,
jego czasem drażniącego brzdąkania na gitarze, jego wygłupów gdy chciał mnie
pocieszyć. Po prostu brakowało mi mojego najlepszego przyjaciela, a zarazem
chłopaka, którego nadal kochałam.
- Mogę córeczko? – zza drzwi wychyliła się mama – chcesz
żebym z tobą pobyła?
- T-tak – szepnęłam drżącym głosem – przytul mnie mamo –
szepnęłam bardzo cicho.
- Oooh kochanie – objęła mnie abym czuła się bezpiecznie –
nie płacz córeczko.
- Mamo dlaczego oni mnie wszyscy zostawiają? – tuliłam się
do niej szlochając cicho.
- Nikt cię nie zostawia kochanie – mama głaskała czule po
głowie – po prostu Ali musiała na chwilę wyjść i za chwilę wróci.
- Chce wiedzieć co mu zrobili – usiadłam ocierając łzy –
chce się z nim pożegnać mamo.
- To nie będzie możliwe, Rosie – westchnęła lekko
zestresowana – znaleźli go przy strumyku, był brutalnie pobity, obdarty z ubrań
i najpewniej pod wpływem jakiś środków odurzających.
- Powiedz mi czy nie
cierpiał gdy zrobili mu tą okrutną krzywdę? – nie usłyszałam pierwszej części,
że mój lot do Stratford nie będzie możliwy.
- Nie, słonko – szepnęła – nie czuł już nic – przygryzła
wargę.
- To kiedy wracamy do Stratford? – czułam jak w środku cała
drżę ze smutku, ale starałam się tego nie pokazywać.
- T-ty nie wracasz, Rosie – mama powiedziała tak jakby kierowała
to do kogoś obok, ale nie do mnie – przykro mi.
- Dlaczego nie możesz mi tego zrobić! – burknęłam zła – po
prostu nie możesz, rozumiesz?! – wstałam zła – nie możesz odebrać mi ostatniej
szansy na to by go zobaczyć! – natychmiast wybuchnęłam płacze i wybiegłam do
łazienki zamykając się w niej.
Usiadłam
na zimnych kafelkach łazienki i rozpłakałam się głośno nie mogąc złapać oddechu.
Wyobraziłam sobie tą całą sytuację, którą przedstawiła mi mama i jego
wołającego o pomoc. Tak bardzo winiłam siebie o to, że nie zdążyłam go znaleźć
i uratować. Przed moimi zaciśniętymi oczami ukazywały się dwa obrazy. Jeden to
ten Justin, którego poznałam na pierwszej lekcji muzyki, gdzie Justin był nieśmiałym
i pełnym jeszcze dziecięcego wdzięku chłopakiem, czyli zupełnie innym niż przez
ostatni czas. Ten Justin, którego ja pokochałam na tej pierwszej lekcji. Drugi
z kolei to obraz obdartego z ubrań, bardzo pobitego chłopaka, który jeszcze
ostatkami siły próbuje wydusić z siebie wołanie o pomoc. Moje myśli zaczęły
mnie przerastać. Było i to wiele za dużo. Bardzo chciałam jeszcze tyle z nim
przeżyć przecież tyle mi obiecał. A jak teraz muszą czuć się jego rodzice? Co
powiedzą małemu Jaxonowi i Jazzy, która była bardzo do niego przywiązana. Czy
Christina wiedziała o tym? Sama to planowała? Mój lęk mieszał się z chęcią
odebrania sobie życia. Chce być z nimi na pożegnaniu Justina, dlaczego oni
muszą mi to wszystko tak utrudniać?
- Justin błagam odezwij się do mnie – szepnęłam cicho tuląc
moje kolana do tułowia – przecież ty nie możesz nie żyć – płakałam załamana.
________________________________________________________
Witajcie kochani x
Wiem, rozdział smutny, ale tak już niestety jest gdy kogoś zaczyna brakować. Sama przekonałam się na swojej skórze i wiem naprawdę jak to jest przeżywać coś takiego.
Jeśli macie ochotę napisać coś o moim ff na tt to wpisujcie #missingffpl wtedy ja też chętnie poczytam x
Jeśli mam was informować to zapisujcie się w zakładce "Informowani" :)
Czytasz = komentujesz
Dla mnie to naprawdę motywacja, bo jeśli będzie tak słabo już zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego rozdziału ♥
Wasza @hug_me_justin_b
O matko! ;o powiedz że to nie prawda! on musi żyć! ;cc on na pewno żyje tylko coś jest nie tak dlatego mama nie pozwoliła jej wrócić! ;c mam ochotę się rozpłakać tez wiem jak to jest ;c rozdział genialny odpowiednia długość i wygodnie się czyta. broszę cię nie blokuj bloga bo wtedy to już będzie tragedia ;c bardzo go lubię nie rób mi tego wystarczy mi że uśmierciłaś Jusa ;cc do następnego xoxo
OdpowiedzUsuńBoże, tylko żeby to nie była prawda. :o On nie może. Oni mają być szczęśliwi. :c Już nie mogę sie doczekać kolejnego.
OdpowiedzUsuńŚwietny, ale wolałabym żeby jeszcze żył.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuń