sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 16 "Give me a kiss"

                Mama pomogła mi usiąść na krześle w kuchni, a ja nie mogłam wziąć głębokiego oddechu. Płakałam nie mogąc uwierzyć w to co powiedziała mi mama. To jakiś żart – myślałam z zaciśniętymi oczami – cholerny absurd, który zaraz się wyjaśni. Mama tuliła mnie do siebie, a  ja odpychałam ją po tym jak chciała wpędzić mnie w jakieś chore kłamstwo, które wszyscy wymyślili przeciwko mnie.
- Wy wszyscy kłamiecie! – podniosłam się z krzesła – jesteście pieprzonymi kłamcami! – pobiegłam na górę trzaskając drzwiami od pokoju.
- Ale córeczko my.. – zawołała za mną mama, a babcia pogłaskała ją po ramieniu.
- Nie, Ashley ona chce być teraz sama – usłyszałam zza drzwi.
                Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam co mam myśleć. Byłam tak roztrzęsiona, że sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Po kilku dźwiękach odezwała się sekretarka.
- Hej tu Justin. Zostaw miłą wiadomość, a na pewno oddzwonię – odezwał się nagrany głos Justina.
- J-justin powiedz, że to nie prawda – zanosiłam się od łez – błagam odezwij się do mnie, proszę oni myślą, że nie żyjesz rozumiesz? Musisz mi pomóc! Nie mogę już sama domyślać się gdzie jesteś. Te twoje pieprzone wskazówki wcale nie prowadzą do ciebie. Co ja mam zrobić? – płakałam coraz bardziej zrozpaczona – zadzwoń jak najszybciej.
                Rzuciłam telefonem jak najdalej i schowałam głowę pod poduszkę płacząc głośno. Czułam jak zaczyna do mnie to docierać, ale odrzucałam tą myśl. Jest wiele etapów przeżywania utraty kogoś bliskiego. Najpierw jest odrzucenie myśli o śmierci, potem jest rozpacz związana ze stratą ukochanej osoby, pogodzenie się ze stratą tej właśnie osoby i ogromna tęsknota za tą osobą, a potem jest winienie samego siebie za tą sytuację, która się stała. Tak też było ze mną lecz przeżywałam to jeszcze mocniej. Najciężej było w etapie gdzie zaczęłam jakoś tolerować zdanie innych o śmierci mojego ukochanego. Jedyną rzeczą, którą miałam ochotę robić to leżeć w łóżku oglądać jego zdjęcia i zastanowić się jak być z nim już na zawsze w jednym miejscu i już nigdy go nie opuszczać. Wtem do pokoju weszła Alison.
- Nie będę pytać jak się czuje, bo to idiotyczne – stała przy drzwiach by nie narazić się na moje nagłe ataki agresji, które zaczęłam miewać – ale chce sobie z tobą pooglądać i nawet pomilczeć, chcesz?
-Chodź – szepnęłam ocierając łzy – to jest dzień czy wieczór, bo przez zasłonięte okna już nie jestem w stanie tego odróżnić.
- Jest wczesny wieczór – usiadła obok mnie i jako jedyna z całej rodziny była bardzo spokojna i nie użalała się nade mną – to co tam oglądasz?
- To zdjęcia z zeszłych wakacji – poklepałam jej miejsce obok siebie – mimo, że spędziliśmy je osobno to mam z nich jedno z cudowniejszych wspomnień.
- Chcesz o nim pogadać? – usiadła obok mnie i poprawiła moje włosy, które wyglądały jak stara, zniszczona od pracy miotła – bo jeśli nie to po prostu pójdę.
- Nie, chce byś została – przytuliłam się do niej – jesteś jedyną, która nie ma mnie za wariatkę albo małe dziecko, które potrzebuje zakładu psychiatrycznego.
- Rose, babcia i Ashley po prostu się martwią – westchnęła tuląc mnie – a ja po prostu – zawahała się przez moment lecz na początku tego nie zauważyłam – wierzę w to co ty.
- Jesteś niesamowitą nie kuzynką tylko przyjaciółką, którą teraz bardzo potrzebuje – zamknęłam oczy próbując sobie przypomnieć tamta sytuację na imprezie.
                Między mną, a Justinem nie było wtedy kolorowo. On wolał chłopaków z drużyny i Christinę, a po akcji przy szkole po prostu chciałam dać sobie spokój. Pewnego wieczora nawet nie wiedziałam, że Justin będzie na tej samej imprezie co ja. Teraz ani Megan, ani Caitlin nie przyznają mi się czy zrobiły to specjalnie. Wchodząc do ogromnego domu naszego kolegi, Sama jeszcze nie zdawałam sobie sprawy  z tego, że on jest tutaj. Bawiłam się na tej samej imprezie co on i wiedziałam tego dopóki Sam nie zarządził gry w butelkę dla osób, które jeszcze zostały. W sumie była nas szóstka osób z czego niektórzy byli tak pijani, że nawet całus z dziewczyną był powodem do śmiechu. Gdy usiadłam przed Justinem on tylko uśmiechnął się głupio w moją stronę i zakręcił butelką.
- To na pewno będę ja – powiedziała pewna siebie Christnia, której miałam ochotę wydrapać jej te brązowe gały.
- No jednak nie ty – zachichotała Caitlin, która wskazała na mnie – uuuuu Rosie – chichotała jak mała dziewczynka.
- Cai , proszę przestań już – przewróciłam oczami, a na moje policzki wkradł się mały rumieniec – możesz z-zak – Justin podniósł moją dłoń i patrzył mi w oczy.
- Najpierw w dłoń – musnął delikatnie moją dłoń, a ja poczułam jak mój żołądek niczym widna podjeżdża do góry, a moje motylki znowu dają o sobie znać.
                Nie potrafię opisać tego jak jego usta były delikatnie gdy spotkały się z moją dłonią. To nie było zwykle cmoknięcie dłoni jak to robi się z szacunku dla babci czy którejś z cioć, to był pocałunek mojej dłoni. Dłuższy i czuły pocałunek, a moje rumieńce zalały już całą twarz. Po jakimś czasie udało nam się znowu spotkać przy pocałunku w policzek. Modliłam się i błagałam by pocałować go w usta po tym jak potraktował moją dłoń.
- Jak teraz Justin na ciebie zakręci to da ci buzi w usta, Rosie uuuuu – bełkotała Caitlin, a na jej ramieniu spała Megan.
- Błagam cię przestań już ciągle gadać – mruknęłam na nią – gadasz głupoty – zachichotałam.
                I w tym momencie kręcona przez Justina butelka wypadła na mnie co oznaczało mój wymarzony pocałunek w usta. Czułam jak serce zaczyna bić mi coraz szybciej, a gdy twarz Justina przybliżała się do mojej czułam jak motylki w brzuchu zaczynają szaleć jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły oddech na moich policzkach, a moja twarz przybliżała się coraz szybciej w jego stronę. Gdy już prawie go pocałowałam Christina wybiegła jak z procy w stronę toalety, a za nią oczywiście Justin. Jedyne co to mogło oznaczać to brak pocałunku, wściekłam wstałam z miękkiego dywanu w salonie Sama i wszyłam przed dom żeby po prostu pobyć sama.
- Czemu poszłaś? – usłyszałam znajomy głos Justina z lekkim bełkotem, nie widziałam go, ponieważ siedziałam tyłem do drzwi – przecież bawimy się.
- Widzę jak się bawisz z Christiną – mruknęłam patrząc przed siebie – daj mi już spokój i idź do środka, do swojej dziewczyny – parsknęłam lekko.
- Ej ty jesteś zazdrosna? – zaśmiał się delikatnie swoim lekko pochrypniętym głosem – o mnie? – usiadł obok mnie – Rosie mówię do ciebie.
- Nie jestem już Rosie – mruknęłam patrząc mu w oczy – i-idz już – powiedziałam nie zdając sobie sprawy, że siedzi tak blisko.
- Przecież powinienem cię teraz pocałować w usta, prawda? – przyciągnął mnie delikatnie za kurtkę, którą miałam na sobie – tu nam nikt nie przeszkodzi.
- N-nie musisz – czułam jak w środku moje serce odprawia huczną imprezę z tej okazji – to była tylko zabawa.
- Bądź już cicho, próbuje cię pocałować – gdy oboje już zamknęliśmy oczy, przed dom wyszła obrażona Christina i kazała Justinowi natychmiast wracać. Justin powiedział tylko ciche przepraszam, a na koniec obiecał, że jeszcze do tego wrócimy. Bardzo tęskniłam za tym wspomnieniem, które właśnie wywołałam z wyobraźni.
                Tą imprezę właśnie przedstawiały te zdjęcia, które oglądałam. Miałam wrażenie, że Alison w ogóle nie przejęła się śmiercią Justina i była bardzo dziwnie spokojna.
- Ali? – spojrzałam na nią po opowiedzianej historii – czy ty się tym w ogóle nie przejęłaś jego śmiercią?
- N-nie, przejęłam się Rose – spojrzała na mnie z lekkim zdezorientowaniem i szybko wstała z miejsca, które zajmowała – Rosie przyjdę potem, teraz troszkę się spieszę – wybiegła z pokoju, a ja rozpłakałam się cicho.
                Czułam jak smutek zjada moją duszę, a słone łzy rozpaczy pieką już niesamowicie moje oczy. Od czasu gdy mama tutaj przyjechała Jake nawet mnie nie odwiedził. Miałam wrażenie jakby wszyscy o mnie zapomnieli, a jedyna osoba, na którą mogłam liczyć właśnie uciekła. Chciałam się teraz mocno przytulić do Justina i powiedzieć mu jak bardzo go uwielbiam. Brakowało mi wszystkiego, jego śmiechu, jego czasem drażniącego brzdąkania na gitarze, jego wygłupów gdy chciał mnie pocieszyć. Po prostu brakowało mi mojego najlepszego przyjaciela, a zarazem chłopaka, którego nadal kochałam.
- Mogę córeczko? – zza drzwi wychyliła się mama – chcesz żebym z tobą pobyła?
- T-tak – szepnęłam drżącym głosem – przytul mnie mamo – szepnęłam bardzo cicho.
- Oooh kochanie – objęła mnie abym czuła się bezpiecznie – nie płacz córeczko.
- Mamo dlaczego oni mnie wszyscy zostawiają? – tuliłam się do niej szlochając cicho.
- Nikt cię nie zostawia kochanie – mama głaskała czule po głowie – po prostu Ali musiała na chwilę wyjść i za chwilę wróci.
- Chce wiedzieć co mu zrobili – usiadłam ocierając łzy – chce się z nim pożegnać mamo.
- To nie będzie możliwe, Rosie – westchnęła lekko zestresowana – znaleźli go przy strumyku, był brutalnie pobity, obdarty z ubrań i najpewniej pod wpływem jakiś środków odurzających.
 - Powiedz mi czy nie cierpiał gdy zrobili mu tą okrutną krzywdę? – nie usłyszałam pierwszej części, że mój lot do Stratford nie będzie możliwy.
- Nie, słonko – szepnęła – nie czuł już nic – przygryzła wargę.
- To kiedy wracamy do Stratford? – czułam jak w środku cała drżę ze smutku, ale starałam się tego nie pokazywać.
- T-ty nie wracasz, Rosie – mama powiedziała tak jakby kierowała to do kogoś obok, ale nie do mnie – przykro mi.
- Dlaczego nie możesz mi tego zrobić! – burknęłam zła – po prostu nie możesz, rozumiesz?! – wstałam zła – nie możesz odebrać mi ostatniej szansy na to by go zobaczyć! – natychmiast wybuchnęłam płacze i wybiegłam do łazienki zamykając się w niej.
                Usiadłam na zimnych kafelkach łazienki i rozpłakałam się głośno nie mogąc złapać oddechu. Wyobraziłam sobie tą całą sytuację, którą przedstawiła mi mama i jego wołającego o pomoc. Tak bardzo winiłam siebie o to, że nie zdążyłam go znaleźć i uratować. Przed moimi zaciśniętymi oczami ukazywały się dwa obrazy. Jeden to ten Justin, którego poznałam na pierwszej lekcji muzyki, gdzie Justin był nieśmiałym i pełnym jeszcze dziecięcego wdzięku chłopakiem, czyli zupełnie innym niż przez ostatni czas. Ten Justin, którego ja pokochałam na tej pierwszej lekcji. Drugi z kolei to obraz obdartego z ubrań, bardzo pobitego chłopaka, który jeszcze ostatkami siły próbuje wydusić z siebie wołanie o pomoc. Moje myśli zaczęły mnie przerastać. Było i to wiele za dużo. Bardzo chciałam jeszcze tyle z nim przeżyć przecież tyle mi obiecał. A jak teraz muszą czuć się jego rodzice? Co powiedzą małemu Jaxonowi i Jazzy, która była bardzo do niego przywiązana. Czy Christina wiedziała o tym? Sama to planowała? Mój lęk mieszał się z chęcią odebrania sobie życia. Chce być z nimi na pożegnaniu Justina, dlaczego oni muszą mi to wszystko tak utrudniać?

- Justin błagam odezwij się do mnie – szepnęłam cicho tuląc moje kolana do tułowia – przecież ty nie możesz nie żyć – płakałam załamana.

________________________________________________________
Witajcie kochani x
Wiem, rozdział smutny, ale tak już niestety jest gdy kogoś zaczyna brakować. Sama przekonałam się na swojej skórze i wiem naprawdę jak to jest przeżywać coś takiego.
Jeśli macie ochotę napisać coś o moim ff na tt to wpisujcie #missingffpl wtedy ja też chętnie poczytam x 
Jeśli mam was informować to zapisujcie się w zakładce "Informowani" :)
Czytasz = komentujesz  
Dla mnie to naprawdę motywacja, bo jeśli będzie tak słabo już zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga 
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego rozdziału ♥
Wasza @hug_me_justin_b

4 komentarze:

  1. O matko! ;o powiedz że to nie prawda! on musi żyć! ;cc on na pewno żyje tylko coś jest nie tak dlatego mama nie pozwoliła jej wrócić! ;c mam ochotę się rozpłakać tez wiem jak to jest ;c rozdział genialny odpowiednia długość i wygodnie się czyta. broszę cię nie blokuj bloga bo wtedy to już będzie tragedia ;c bardzo go lubię nie rób mi tego wystarczy mi że uśmierciłaś Jusa ;cc do następnego xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, tylko żeby to nie była prawda. :o On nie może. Oni mają być szczęśliwi. :c Już nie mogę sie doczekać kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, ale wolałabym żeby jeszcze żył.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń