poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 15 "Life out of control"

Obudziłam się, ale czułam jak światło przebijające się przez firankę w oknie bardzo mnie razi, dlatego postanowiłam nie otwierać oczu. Z przyzwyczajenia zaczęłam po omacku szukać mojego stolika nocnego, ale chwila nie było go tam. Ostrożnie otworzyłam oczy i ujrzałam nie swój pokój, był zupełnie inny niż mój raczej pokój chłopaka, który kocha muzykę, szybkie auta i nagie laski przy tych autach. Co się wczoraj ze mną działo? Dlaczego moja głowa tak boli – rozglądałam się nerwowo po pokoju nie mogąc sobie nic przypomnieć i dotknęłam miejsce łuku brwiowego co bardzo zabolało – a może ja się z kimś biłam, cholera – mruknęłam pod nosem. Postanowiłam wstać i uciekać jak najszybciej, ale za drzwiami usłyszałam bardzo znajomy głos męski i inny kobiecy.
- Tak mamo, wziąłem plaster zaraz opatrzę jej tą brew –Jake wszedł do pokoju, a ja szybko zaczęłam udawać, że śpię.
- Uważaj na nią, ja po drodze do pracy zawiadomię panią Parker, że Rose jest u nas – powiedziała z dołu, a zamknięcie drzwi sugerowało jej wyjście.
                Jake mruknął pod nosem krótkie mhm i pa na pożegnanie po czym odstawił tackę na stoliku przy drzwiach. Poczułam jak pochyla się nade mną sprawdzając czy na pewno śpię, następnie usiadł naprzeciwko mojej twarzy i zakleił delikatnie plaster i w tym momencie otworzyłam oczy.
- Hej, jak się czujesz?- zapytał opiekuńczo uśmiechając się w moją stronę – nakleiłem ci plaster. Bardzo cię boli?
- Czuję się tak jak człowiek na kacu Jake, jakby przejechała mnie ciężarówka, a potem przeszedł po mnie jeszcze słoń – mruknęłam – bardzo ci dziękuje, że się mną zaopiekowałeś, ale teraz powinnam już iść – usiadłam nadal patrząc na Jake’a.
- Na razie nie pozwolę ci nigdzie iść – pokręcił zdecydowanie głową – moja mama zostawiła leki, które musisz wziąć – podał mi tackę pełną jedzenia.
- Cholernie chce mi się pić – zaśmiałam się pod nosem – przewidziałeś dla mnie jakąś wodę?
- Stoi tu obok miski – podał mi wodę – nie wiedziałem jak zareagujesz. Na pewno wszystko okej?
- T-tak, a czemu pytasz? – zmarszczyłam brwi delikatnie – coś się stało?
- Nic nie pamiętasz? Serio? – przemierzwił włosy i spojrzał na mnie – nie było kolorowo jak cię znalazłem.
- Boże, Jake błagam powiedz co się stało i nie trzymaj mnie w niepewność – spojrzałam na niego jeszcze bardziej zestresowanym wzrokiem.
- Dobrze, powiem – westchnął ciężko – ale ty mi powiesz co się z tobą dzieje, nie poznaje cię, Rose przyjechałaś tutaj jako grzeczna dziewczyna, a teraz jesteś nie tą samą Rose, z którą bawiłem się na placu zabaw.
                Skinęłam grzecznie głową  na jego pytanie i poczułam wyrzuty sumienia za to jaka się stałam. To miały być wakacje, których nie miałam zapomnieć i wspominać do końca życia, a teraz zastanawiam się co narobiłam w jakimś klubie, do którego żaden z moich znajomych nie chodzi. Gdy usłyszałam to jak zignorowałam Jake’a gdy przechodził obok mnie dość mocno się zdenerwowałam, a potem znalazł mnie przy toaletach już nieprzytomna. Najprawdopodobniej dostałam pigułkę gwałtu. Boże nawet boję się pomyśleć co mogło się stać. Dzięki dobroci Jake’a  nadal żyje i jestem bezpieczna. Nigdy mu tego nie zapomnę.
- No to mów, co się dzieje? – uśmiechnął się do mnie przyjacielsko – możesz mi zaufać.
- Znalazłam wiadomość od Justina, że nie mam już go szukać – westchnęłam przytłoczona tym wspomnieniem – musiałam o nim jakoś zapomnieć skoro tego chciał.
- Co ty mówisz? Uważasz, że Justin by tego chciał? – spojrzał zszokowany na mnie – trzeba było pogadać ze mną albo z Ali, zobacz co teraz się z tobą stało.
                Jake pouczał mnie i robił kazanie jak rodzice gdy nie wróci się na czas do domu. Naprawdę nie lubię wysłuchiwać tego jak starają mi się wmówić, że jestem nie punktualna, a teraz jeszcze Jake, który w sumie sam zaczął namawiać mnie do alkoholu sam mnie teraz przed nim przestrzega. Czy to nie jest śmieszne? Dla mnie to po prostu jakaś historia, której jestem bohaterką, a autor wymyślił dla nas szczęśliwe zakończenie. W sumie nie pamiętam prawie nic z tego co do mnie powiedział, bo ignorowałam go ja na wszystkie możliwe sposoby.
- Jake prooszę cię – burknęłam na niego gdy zaczynał kolejne pouczenie mnie – zawieź mnie do domu i będzie po sprawie. Naprawdę boli mnie głowa i.. – przerwał mi w połowie zdania.
- Posłuchaj mnie – mruknął stanowczo –zabieram cię dziś na plaże, chce ci coś pokazać.
- W sumie to czemu nie – uśmiechnęłam się lekko – myślisz, że babcia mnie nie zabije po tym co narobiłam?
- Twoja babcia to najukochańsza osoba na świecie i sumie zna mój plan więc nie martw się.
                Całą drogę po tym jak zjedliśmy z Jakiem śniadanie i wzięłam prysznic myślałam co mam powiedzieć babci. Nie widujemy się często, ale mama czasami  powtarza, że jestem do niej podobna . Pamiętam gdy jednego roku jak miałam sześć lat przyjechała do nas na święta. Babcia piekła najlepszą szarlotkę na świecie, a ja przyglądałam  jej się uważnie przy każdym ruchu. Była jeszcze wtedy z dziadkiem i razem śpiewali kolędy w kuchni. Byli najcudowniejszą parą, która potrafiła zrobić świąteczny nastrój.
- Rosie, podasz babci cukier? – spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami, jej wzrok był ciepły i wyrozumiały.
- Mhm – skocznym krokiem podeszłam do szafki i podał jej cukier – proszę babuniu – uśmiechnęłam się do niej szczerze po czym ona klęknęła do mnie.
- Rosie, jeśli będziesz kiedyś już duża dziewczynką pamiętaj, że babcia będzie zawsze przy tobie bez względu jak daleko będę – głaskała mnie po moich kucykach, które zrobiła mi mama – nie dorastaj nam słoneczko.
                Teraz wiem co miała na myśli. Zawiodłam ją i Alison, ale zawiodłam też samą siebie. Stojąc w przed domem poczułam jak strach osiągnął najwyższy punkt. Stremowana weszła do domu i  gdy stanęłam w progu kuchni, po której  krzątała się babcia widząc mnie nie powiedziała nic tylko przytuliła mnie mocno głaszcząc mnie po głowie. Halo, a gdzie pouczająca rozmowa? – pomyślałam w tym momencie – gdzie szlaban na wychodzenia z domu? – myślałam nadal dość nerwowo.
- Tak się martwiłam kruszynko – szepnęła opiekuńczo, widząc mnie Alison przytuliła mnie i babcię.
- Bardzo cię kochamy, nigdy już tak nie rób – musnęła moją skroń Alison – mogłaś z nami pogadać, wyżalić się.
                Wtedy dopiero poczułam, że jestem dla kogoś prócz Justina ważna. Poczułam jak ich uczucia leczą mojego kaca i ból, który sprawiła mi ta wiadomość od Justina. Tuliłam je mocno czując wsparcie, ale żadnego żalu z ich strony.
- Jesteś dla nas ważna – babcia spojrzała mi w oczy jak tamtych świąt – a szczególnie dla mnie.
- P-przepraszam babciu już nigdy was nie zawiodę – szepnęłam mając żal do samej siebie za swoje zachowanie.
- Wybaczam ci, bo wiem co to znaczy młodość – zachichotała patrząc mi w oczy – Alison też nie była święta kochanie.
- Oh babciu – Ali zaśmiała się lekko się rumieniąc.
- Mam was tylko trzy nie pozwólcie bym musiała się aż tak martwić.
- Obiecujemy babciu – powiedziałam chórem z Alison.
                Spędziłam całe popołudnie z babcia i Alison na wspomnieniach z naszego dzieciństwa, a potem babcia wiele nam opowiadała o naszych rodzicach. Już długo się tak jak wtedy się nie śmiałam, a babcia widząc mój uśmiech sama ze zmartwionej miny rano zaczęła się uśmiechać. Było naprawdę spokojnie lecz gdzieś z tyłu głowy ciągle wędrował chłopak o imieniu Justin, za którym naprawdę tęskniłam. Mimo jego zakazu chciałam go odnaleźć i nie poddawać się do póki go nie odnajdę.
Wieczorem pod dom babci podjechał Jake. Gdy już chciałam wychodzić babcia wyjrzała z kuchni.
- Przygotowałam coś dla was – podała mi koszyk piknikowy pełen przysmaków – masz tam jakiś koc i ubierz się ciepło.
- Dobrze babciu – podeszłam do niej i ucałowałam jej policzek – dziękuje za wszystko, bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też, Rosie – pożegnała się ze mną czule jak to babcia z wnuczką.
                Wsiadłam do samochodu Jake’a i pojechaliśmy na plażę tak jak obiecał. W czasie jazdy słuchaliśmy głośno muzyki i próbowaliśmy przekrzyczeć wokalistę, a potem graliśmy w jakąś zabawną grę z dzieciństwa. Gdy dojechaliśmy na plażę i zdążyliśmy się rozpakować słońce zaczęło zachodzić. Widok był boski i naprawdę robił ogromne wrażenie.
-Jake widziałeś? – pokazałam na zjawisko na niebie – jest cudne – usiadłam na ciepłym piasku wpatrując się w niebo.
- Taak, zawsze robi na mnie to samo wrażenie – usiadł obok mnie – w sumie to chciałem ci coś pokazać.
- Co to takiego? – spojrzałam na niego – no pokazuj – trąciłam go lekko łokciem w ramię.
 Wtedy Jake przedstawił mi swoją „Teddy” tak pieszczotliwie nazywał swoją gitarę. Nigdy nie sądziłam, że umie grać lub śpiewać chociaż po jego pokoju było to widać. Myślałam, że to jakiś jego cel. Myliłam się, Jake naprawdę umiał cudownie grać, a jego głos był stworzony do śpiewania. Wczuwał się w melodię, a słowa piosenki  były tak zinterpretowane przez niego, że sama mogłam poczuć te emocje. Teraz widziałam jeszcze większe podobieństwo do Justina, który grał mi na gitarze gdy miałam zły humor i po prostu nie miałam ochoty widzieć nikogo, stawał pod oknem i śpiewał do mnie. Czułam jak znowu zaczynam za nim tęsknić, ale w tym momencie Jake spojrzał mi w oczy przez co lekko się uśmiechnęłam. Usiadł bliżej mnie, a nasze twarze były niesamowicie blisko. Głos w głowie krzyczał bym tego nie robiła. Kiedy jednak zamknęłam oczy ujrzałam śmiejącego się Justina odskoczyłam jak poparzona od Jake’a.
- Ja kocham Justina – spojrzałam zszokowana na Jake’a – nie powinnam, przepraszam.
- Rose, przecież to tylko pocałunek – westchnął ciężko patrząc na mnie .
- Nie tylko pocałunek – szepnęłam spuszczając wzrok – to mój pierwszy pocałunek.
- O-och – mruknął – r-rozumiem trzymasz go dla niego co? – skinęłam głową na jego pytanie – to dostanę chociaż w policzek?
- J-jasne – zachichotałam cmokając jego policzek delikatnie.
- Zazdroszczę mu ciebie wiesz? –brzdąkał jakieś dźwięki na gitarze – naprawdę mocno go kochasz, a jeśli on ciebie nie to urwę mu jaja.
- Nie bądź aż taki drastyczny, Jake – zachichotałam – nie masz mu czego zazdrościć, bo tu też znajdzie się dla ciebie taka jak ja.
- Możliwe – wzruszył ramionami – opowiedz mi jak to wszystko się toczyło – uśmiechnął się lekko – chce ci pomóc Rose.
                Zdecydowałam się zwierzyć  Jake’owi w końcu za uratowanie mojego tyłka z niezłych opałów coś mu się należy. Opowiedziałam mu o wszystkim. Naprawdę z Jake’a jest bardzo dobry słuchasz. Grzecznie wysłuchał tego co miałam do powiedzenia, a potem po prostu powspominaliśmy jak to było gdy byliśmy dziećmi. Potem ściemniło się i Jake rozłożył nam namiot, w którym spaliśmy. Jeszcze przed spaniem napisałam krótką notkę do dziennika.
                Kazałeś mi o sobie zapomnieć lecz ja tak nie potrafię. Za bardzo cię kocham i będę szukać choćby nie wiem co. Odbiłam się od niezłego bagna, ale to wszystko dla ciebie. Nie ma cię już ponad 25 dni. Życzę ci dobrej nocy gdziekolwiek jesteś Justin
            Spaliśmy przytuleni do siebie żeby nie było nam tak zimno mimo, że noce na Florydzie są gorące to nad morzem wcale się tego nie odczuwa. Gdy  obudziliśmy się rano zjedliśmy kanapki, które przygotowała nam babcia, a po dziewiątej postanowiliśmy się zbierać. Kiedy podjechaliśmy na podjazd w oknie domu zauważyłam stojącą babcie, a obok niej moją mamę. Wybiegłam z samochodu myśląc, że przyjechała tutaj za moje zachowanie. Stanęłam zdyszana w progu kuchni. Mama wcale nie wyglądała na wściekłą tylko na przygnębioną i smutną.
- M-mamo? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem – coś się stało?
- Córeczko tak mi przykro – wstała do mnie – tak bardzo go lubiłam – szepnęła z łzami w oczach.
- MAMO! – już wiedziałam co chce mi powiedzieć lecz nie chciałam w to uwierzyć – nie, to nie może być prawda!
             Słowa mamy brzmiały jakby za mgłą, a z oczu popłynął mi potok łez. Czułam, że to już koniec. Moje serce rozpadło się na kawałki. Zaczęłam się bać, że Justin wymyka spod mojej wyobraźni. No nie może być koniec – pomyślałam nie mogąc wydusić ani jednego wyrazu.

___________________________________________________________
Witam wszystkich!
Mam dziś dla was kilka ważnych spraw,a mianowicie:
1. Jeśli czytasz moje ff skomentuj je, bo autorka siedzi naprawdę wiele czasu nad napisaniem jednego rozdziału więc proszę was nawet o uśmieszek, to naprawdę motywuje do dalszej pracy ♥
2. Jeśli zmieniasz unser na tt to proszę Cię powiadom o tym autorkę opowiadania, bo chce was mieć coraz więcej, a nie coraz mniej :)
3. Jeśli chcesz być informowany napisz do mnie na tt lub w zakładce, która jest do tego stworzona, ja nie gryzę serio :)
Od tego rozdziału to nasze złote zasady tego opowiadania.
Ja naprawdę wkładam w to wiele pracy i zrozumcie to kochani x
Mam nadzieję, że po szale studniówkowym będę mogła być z wami częściej lecz klasa maturalna to naprawdę mało wolnego czasu. Obiecuje, że po maturze ustnej wstawię kolejny rozdział i oby moja wena szybko nie uciekła x
Szczęścia dla moich słoneczek w 2015 roku ♥
Kocham was jak autor kocha swoich czytelników. Caaaaalutkim serduszkiem x
Zapracowana @hug_me_justin_b

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że to nie koniec, że on nie zginął...

    OdpowiedzUsuń
  2. nie rób mi tego, Jus nie może UMRZEĆ! ;cccc już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! powodzenia w klasie maturalnej, mam nadzieję że wszystko ci się uda. Rozdział genialny jak pozostałe trzyma w napięciu i wgl no po prostu KOCHAM! do nn dużo weny i czytelników i komentarzy xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty tak poważnie? Oni mają być happy i wgl. , a to ooo :( . Powodzenia i oczywiście czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń