Mając zamknięte oczy słyszałam tylko swój szybki oddech, a moje nogi nie były w stanie wykonać żadnego ruchu. Złapałam
się za nos by sprawdzić czy nie jest złamany, na szczęście nie był nie
uszkodziła go na tyle. Nawet nie miałam siły by kogoś zawołać, bo brakowało mi
oddechu przez to jak mój brzuch został skopany przez dziewczynę której imię to
Lisa, miałam teraz miliony pytań do Justina i chciałam odpowiedzi natychmiast.
Wtedy pochylił się ktoś nade mną , pomyślałam, że przyszły mnie po prostu dobić.
- Halo, słyszysz mnie? – rzekł męski głos – Rose, co ci
jest? – lekko otworzyłam oczy i próbowałam przyzwyczaić je do światła.
- Jakoś ledwo, ale żyje – przyjrzałam się dokładnie postaci,
to mój trener od tańca, pan Johnson – a co pana tu sprowadza?
- Chyba jakieś przeznaczenie, Rose - przyglądał mi się, był zszokowany tym jak wyglądam – zabiorę cie do domu, dobrze?
- Tak, chce być jak najdalej od tego miejsca – próbowałam
się podnieść lecz poczułam jak silne ramiona trenera unoszą mnie nad ziemie i
trzymają mnie w talii – poznał mnie pan, ale trenowałam z panem jak miałam z
jakieś 7 lat więc jak to?
- Takie śliczne maluchy jak ty wcale się nie zmieniają –
zaśmiał się swoim niskim basem – i już nie jestem pan Johnson tylko Sean dobra?
Czuje się staro jak tak do mnie mówisz – posadził mnie na ławkę i dopiero wtedy mogłam ujrzeć go od stóp do
głowy, był całkiem niezły.
- Z-zgoda p..znaczy Sean – zaśmiałam się cicho i gdy
poczułam ból w udzie mina lekko mi zrzedła.
- Zaraz zatrzymamy krwotok z nosa i zamówię taksówkę którą
zabiorę cie do domu – wyciągnął z kieszeni spodenek paczkę chusteczek i
delikatnie wycierał krew spod mojego nosa, było w tym tyle opiekuńczości, że
lekko nawet się zarumieniłam.
- Coś nie tak? – spojrzałam mu w oczy, a on swoim głębokim spojrzeniem także patrzył w moje, zaraz
przerwałam to krzyżujące się nasze spojrzenie spuszczając wzrok.
- Nie, a dlaczego? – uśmiechnął się do mnie – z nosem jest
już lepiej więc dzwonię po taksówkę –
odszedł dalej i zaczął rozmawiać z konsultantek.
Sean
był tylko 10 lat ode mnie straszy, uczył mnie tańca w szkole która prowadziła
jego mama, tam nauczyłam stawiać się pierwsze kroki na scenie baletowej już
wtedy wiedziałam czego chce w życiu. Zmienił się przez te jedenaście lat które
go nie widziałam. Kiedy miał 18 lat był chudym chłopcem jego włosy były
totalnym chaosem, a zęby zdobił aparat ortodontyczny. Myślałam, że wyjechał i
założył rodzinę jak przystało na Kanadyjczyka. Teraz jednak był inny jego
kręcone włosy współgrały z równym śnieżnobiałym uśmiechem już bez aparatu, a
jego ciało było cudnie wyrzeźbione, zapewne jest kobieciarzem i każda uwielbia
jego tyłeczek. Rosemary Parker o czym ty do cholery myślisz ty masz znaleźć swojego
Justina, a nie myśleć o zgrabnym tyłku
Seana, pomyślałam i szybko się zawstydziłam.
W
taksówce zajął miejsce obok mnie i czułam jak mi się przygląda. Zbyt atrakcyjna
teraz raczej nie byłam. No chyba, że Sean lubił laski z twarzą w krwi. Starałam
nie spotykać go wzrokiem i nie rozmawiać za dużo. Pytał tylko o to co robię w
życiu, czy nadal tańczę i czy kogoś mam, chwila czy on zapytał mnie o to czy
kogoś mam? Po co mu to przecież nie może opędzić się od lasek tak przynajmniej
myślałam lecz myliłam się czekał na tę jedyną, bo po rozstaniu z narzeczoną nie
chce już cierpieć to słodkie, ugh Parker co z tobą Justin, znowu wróciłam się w
myślach do porządku.
Chłopak
pomógł mi wysiąść i doprowadził mnie do drzwi mojego domu. Stał teraz
naprzeciwko mnie i trzymał mnie w talii.
- Słuchaj Rose, jeśli będziesz kogoś potrzebować lub
będziesz potrzebowała rady, zadzwoń do mnie, teraz możemy pójść na kawę –
zaśmiał się podając mi swoją wizytówkę.
- Bardzo dziękuje – wzięłam ją z lekkim zawstydzeniem – tak,
kawa będzie okay.
- To w takim razie do zobaczenia – postawił mnie bezpiecznie
przed wejściem i pobiegł dalej zakładając słuchawki na uszy.
Sean
Johnson trener personalny, no to już wiem co robił przez te jedenaście lat
zresztą jego ciało samo mówi za siebie, że nie próżnował. Weszłam powoli do
domu aby nie przykuć uwagi nikogo by nie zauważyli tego jak teraz wyglądam. Gdy
postawiłam stopę w przedpokoju mama pojawiła się jak duch z kuchni.
- Dziecko co ci się stało? – spojrzała na mnie przerażona –
kto ci to zrobił? Kochanie gdzie ty byłaś?
- Byłam pobiegać i upadłam – westchnęłam czując się podle,
że ją okłamałam.
- I ziemia uderzyła cię w ramię i spowodowała krwotok z nosa
– pokręciła głową – coś kręcisz Rose , pomogę ci wejść na górę i zrobię ci kąpiel,
a wtedy cię opatrzę, a jutro pojedziemy
na obdukcje.
Tak jak
mówiła zajęła się mną tak ja wtedy gdy spadłam z roweru i ciągle naciskała bym
powiedziała jej co się stało ja jednak stałam przy swoim i nie miałam zamiaru
wyjawić jej prawdy. Czułam się źle z tym, że kłamie nie chciałam być jak ojciec,
a teraz się tak czułam, ale to było dla mojego dobra. W sumie nie wiem co wtedy
było „dla mojego dobra” więc gdy leżałam już w łóżku i chciałam czytać moją
ukochaną książkę Johna Greena, mama
weszła do pokoju i tym razem zapukała.
- Mogę słoneczko? – uśmiechnęła się ciepło w moją stronę.
- Jasne, siadaj – pokazałam jej miejsce obok mnie.
- To co teraz powiesz mi prawdę? – patrzyła mi prosto w oczy
tym swoim matczynym wzrokiem który zawsze dowie się tego czego chce.
Nie okłamałam
jej tym razem, powiedziałam wszystko od początku do końca jak było i kto mi to
zrobił, ale za każdym wypowiedzianym zadaniem błagałam by nie zwracała się na
policję i wzięłam ją małym szantażem by niczego nie wyjawiała nikomu. Mówiłam
też o Seanie, ale nie o jego tyłeczku tylko o tym jak mi pomógł. Potem już
tylko zasnęłam twardym snem.
Rano,
gdy tylko otworzyłam oczy usłyszałam lekko przerażony głos mamy i znajomy mi
męski ton. Nie wiedziałam o co chodzi więc postanowiłam powoli zejść do kuchni.
Gdy byłam coraz bliżej zobaczyłam męskie obuwie i marynarkę która wisiała na
wieszaku, nie myliłam się to mężczyzna. Weszłam do kuchni i ujrzałam stojącą
mamę opartą o blat i siedzącego do mnie tyłem na krześle tatę. Spojrzałam na
niego obojętnie i sięgnęłam po jogurt do lodówki.
- Córeczko mama opowiedziała mi o tym co się wczoraj stało –
czułam jego wzrok na sobie, obróciłam się do mamy.
- Mamo, miałaś nikomu nie mówić – mruknęłam kręcąc głową – a
on i tak się nie interesuje więc po co mu to? – przewróciłam oczami.
- Córuś, martwimy się z tatą – przytuliła mnie delikatnie
uważając na moje siniaki – i postanowiliśmy coś wspólnie.
- Co? Z nim? – spojrzałam zszokowana na mamę i na tatę –
niby co?
- Właśnie wykupiliśmy ci bilet na Florydę do babci i Alison –
przygryzła wargę patrząc na tatę.
- Słucham?! A moje szukanie Justina?! – wściekła postawiłam
jogurt na blacie i już miałam wyjść gdy tata złapał mnie za nadgarstek.
- Te poszukiwania cię o mało wczoraj nie zabiły Rose –
spojrzał mi w oczy pierwszy raz od dłuższego czasu – nie chcemy z mamą stracić
naszej córki ani nie chcemy by stało się coś komu kolwiek z nas rozumiesz? –
powiedział stanowczo.
Widziałam
przerażenie na twarzy mamy, ciągle tylko przedłużali pobyt Alice u cioci na
wsi, a tata pierwszy raz od wielu lat rozmawia z mamą w godzinach rannych gdzie
teraz powinien być w pracy, a nie u nas im martwić się tym czy mi stanie się
coś złego czy nie.
- D-dobrze – odetchnęłam ciężko – kiedy ten wylot? Chce
jeszcze pobyć z dziewczynami przez ten czas – wyrwałam się tacie i patrzyłam na
mamę.
- W ten piątek, rozmawialiśmy z babcią i Alison czekają już
na ciebie. Tam przynajmniej odpoczniesz od tego wszystkiego, skarbie –
przytuliła mnie do siebie.
- Robię to dla naszego bezpieczeństwa, ale tego szukania nie
odpuszczę ani na chwilę – spojrzałam na nią łagodnie.
- Czego się nie zrobi dla miłości co? – szepnęła mi do ucha –
teraz leć na górę mamy wizytę u lekarza.
Pobiegłam
na górę i uświadomiłam sobie to, że rodzice pierwszy raz nie kłócą się w swoim towarzystwie,
a wręcz nawet jest w porządku. Zanim zaczęłam jeszcze się ubierać wyciągnęłam stare
zdjęcie moje i Alison gdy byłyśmy dziećmi. Zdjęcie było zrobione w ogrodzie babci,
gdzie zawsze bawiłyśmy się pod ogromną wiśnią na kocu w lalki Barbie i nic
innego nas nie interesowało, potem widziałyśmy się po raz ostatni na Boże
Narodzenie przed odejściem taty byłyśmy wtedy małe, ale traktowałyśmy się
zawsze jak przyjaciółki. Kontakt się urwał kiedy rodzice się rozwiedli i nie
miałam nawet śmiałości by do nich polecieć. Teraz jednak lecę na Florydę, już
nawet nie pamiętam jak wyglądał dom babci, a Alison mam tylko na fotografiach i
zostały mi tylko wspomnienia razem spędzonych świąt razem i zabaw na kocu.
Tęskniłam za nimi babcia była zawsze taka kochana i ciepła, jak to babcia, a z
Alison była najukochańsza kuzynka na ziemi. Jestem ciekawa jak teraz wygląda i
czy ona też za mną tęskni. Chciałabym zostać tutaj, ale czuje, że na Florydzie
czeka mnie coś wyjątkowego. Florydo! Nadchodzę!
__________________________________________
Hej wszystkim x
W końcu jest 10 rozdział mojego opowiadania *_*
I jak wam się podoba?
Co sądzicie o Seanie i tej całej sytuacji?
Bardzo miło czyta się komentarze dla was to kilka sekund,a dla mnie motywacja ♥
Wasza @hug_me_justin_b
W KOŃCU PIERWSZA! <33
OdpowiedzUsuńrozdział mega! już nie mogę się doczekać następnego!
Usuńciekawa jestem co Rose "odkryje" na florydzie i ciekawi mnie jak potoczy się z tym Seanem :D no to czekam na nn xoxo
Super. Już nie mogę się doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuń@moreofyou_baby