niedziela, 7 września 2014

Rozdział 10 "Dear Alison"

                    Mając zamknięte oczy słyszałam tylko  swój szybki oddech, a moje nogi nie  były w stanie wykonać żadnego ruchu. Złapałam się za nos by sprawdzić czy nie jest złamany, na szczęście nie był nie uszkodziła go na tyle. Nawet nie miałam siły by kogoś zawołać, bo brakowało mi oddechu przez to jak mój brzuch został skopany przez dziewczynę której imię to Lisa, miałam teraz miliony pytań do Justina i chciałam odpowiedzi natychmiast. Wtedy pochylił się ktoś nade mną , pomyślałam, że przyszły mnie po prostu dobić.
- Halo, słyszysz mnie? – rzekł męski głos – Rose, co ci jest? – lekko otworzyłam oczy i próbowałam przyzwyczaić je do światła.
- Jakoś ledwo, ale żyje – przyjrzałam się dokładnie postaci, to mój trener od tańca, pan Johnson – a co pana tu sprowadza?
- Chyba jakieś przeznaczenie, Rose  - przyglądał mi się, był zszokowany tym  jak wyglądam – zabiorę cie do domu, dobrze?
- Tak, chce być jak najdalej od tego miejsca – próbowałam się podnieść lecz poczułam jak silne ramiona trenera unoszą mnie nad ziemie i trzymają mnie w talii – poznał mnie pan, ale trenowałam z panem jak miałam z jakieś 7 lat więc jak to?
- Takie śliczne maluchy jak ty wcale się nie zmieniają – zaśmiał się swoim niskim basem – i już nie jestem pan Johnson tylko Sean dobra? Czuje się staro jak tak do mnie mówisz – posadził mnie na ławkę i  dopiero wtedy mogłam ujrzeć go od stóp do głowy, był całkiem niezły.
- Z-zgoda p..znaczy Sean – zaśmiałam się cicho i gdy poczułam ból w udzie mina lekko mi zrzedła.
- Zaraz zatrzymamy krwotok z nosa i zamówię taksówkę którą zabiorę cie do domu – wyciągnął z kieszeni spodenek paczkę chusteczek i delikatnie wycierał krew spod mojego nosa, było w tym tyle opiekuńczości, że lekko nawet się zarumieniłam.
- Coś nie tak? – spojrzałam mu w oczy, a on swoim  głębokim spojrzeniem także patrzył w moje, zaraz przerwałam to krzyżujące się nasze spojrzenie  spuszczając wzrok.
- Nie, a dlaczego? – uśmiechnął się do mnie – z nosem jest już lepiej  więc dzwonię po taksówkę – odszedł dalej i zaczął rozmawiać z konsultantek.
                Sean był tylko 10 lat ode mnie straszy, uczył mnie tańca w szkole która prowadziła jego mama, tam nauczyłam stawiać się pierwsze kroki na scenie baletowej już wtedy wiedziałam czego chce w życiu. Zmienił się przez te jedenaście lat które go nie widziałam. Kiedy miał 18 lat był chudym chłopcem jego włosy były totalnym chaosem, a zęby zdobił aparat ortodontyczny. Myślałam, że wyjechał i założył rodzinę jak przystało na Kanadyjczyka. Teraz jednak był inny jego kręcone włosy współgrały z równym śnieżnobiałym uśmiechem już bez aparatu, a jego ciało było cudnie wyrzeźbione, zapewne jest kobieciarzem i każda uwielbia jego tyłeczek. Rosemary Parker o czym ty do cholery myślisz ty masz znaleźć swojego Justina, a  nie myśleć o zgrabnym tyłku Seana, pomyślałam i szybko się zawstydziłam.
                W taksówce zajął miejsce obok mnie i czułam jak mi się przygląda. Zbyt atrakcyjna teraz raczej nie byłam. No chyba, że Sean lubił laski z twarzą w krwi. Starałam nie spotykać go wzrokiem i nie rozmawiać za dużo. Pytał tylko o to co robię w życiu, czy nadal tańczę i czy kogoś mam, chwila czy on zapytał mnie o to czy kogoś mam? Po co mu to przecież nie może opędzić się od lasek tak przynajmniej myślałam lecz myliłam się czekał na tę jedyną, bo po rozstaniu z narzeczoną nie chce już cierpieć to słodkie, ugh Parker co z tobą Justin, znowu wróciłam się w myślach do porządku.
                Chłopak pomógł mi wysiąść i doprowadził mnie do drzwi mojego domu. Stał teraz naprzeciwko mnie i trzymał mnie w talii.
- Słuchaj Rose, jeśli będziesz kogoś potrzebować lub będziesz potrzebowała rady, zadzwoń do mnie, teraz możemy pójść na kawę – zaśmiał się podając mi swoją wizytówkę.
- Bardzo dziękuje – wzięłam ją z lekkim zawstydzeniem – tak, kawa będzie okay.
- To w takim razie do zobaczenia – postawił mnie bezpiecznie przed wejściem i pobiegł dalej zakładając słuchawki na uszy.
                Sean Johnson trener personalny, no to już wiem co robił przez te jedenaście lat zresztą jego ciało samo mówi za siebie, że nie próżnował. Weszłam powoli do domu aby nie przykuć uwagi nikogo by nie zauważyli tego jak teraz wyglądam. Gdy postawiłam stopę w przedpokoju mama pojawiła się jak duch z kuchni.
- Dziecko co ci się stało? – spojrzała na mnie przerażona – kto ci to zrobił? Kochanie gdzie ty byłaś?
- Byłam pobiegać i upadłam – westchnęłam czując się podle, że ją okłamałam.
- I ziemia uderzyła cię w ramię i spowodowała krwotok z nosa – pokręciła głową – coś kręcisz Rose , pomogę ci wejść na górę i zrobię ci kąpiel, a wtedy cię  opatrzę, a jutro pojedziemy na obdukcje.
                Tak jak mówiła zajęła się mną tak ja wtedy gdy spadłam z roweru i ciągle naciskała bym powiedziała jej co się stało ja jednak stałam przy swoim i nie miałam zamiaru wyjawić jej prawdy. Czułam się źle z tym, że kłamie nie chciałam być jak ojciec, a teraz się tak czułam, ale to było dla mojego dobra. W sumie nie wiem co wtedy było „dla mojego dobra” więc gdy leżałam już w łóżku i chciałam czytać moją ukochaną książkę Johna Greena, mama weszła do pokoju i tym razem zapukała.
- Mogę słoneczko? – uśmiechnęła się ciepło w moją stronę.
- Jasne, siadaj – pokazałam jej miejsce obok mnie.
- To co teraz powiesz mi prawdę? – patrzyła mi prosto w oczy tym swoim matczynym wzrokiem który zawsze dowie się tego czego chce.
                Nie okłamałam jej tym razem, powiedziałam wszystko od początku do końca jak było i kto mi to zrobił, ale za każdym wypowiedzianym zadaniem błagałam by nie zwracała się na policję i wzięłam ją małym szantażem by niczego nie wyjawiała nikomu. Mówiłam też o Seanie, ale nie o jego tyłeczku tylko o tym jak mi pomógł. Potem już tylko zasnęłam  twardym snem.
                Rano, gdy tylko otworzyłam oczy usłyszałam lekko przerażony głos mamy i znajomy mi męski ton. Nie wiedziałam o co chodzi więc postanowiłam powoli zejść do kuchni. Gdy byłam coraz bliżej zobaczyłam męskie obuwie i marynarkę która wisiała na wieszaku, nie myliłam się to mężczyzna. Weszłam do kuchni i ujrzałam stojącą mamę opartą o blat i siedzącego do mnie tyłem na krześle tatę. Spojrzałam na niego obojętnie i sięgnęłam po jogurt do lodówki.
- Córeczko mama opowiedziała mi o tym co się wczoraj stało – czułam jego wzrok na sobie, obróciłam się do mamy.
- Mamo, miałaś nikomu nie mówić – mruknęłam kręcąc głową – a on i tak się nie interesuje więc po co mu to? – przewróciłam oczami.
- Córuś, martwimy się z tatą – przytuliła mnie delikatnie uważając na moje siniaki – i postanowiliśmy coś wspólnie.
- Co? Z nim? – spojrzałam zszokowana na mamę i na tatę – niby co?
- Właśnie wykupiliśmy ci bilet na Florydę do babci i Alison – przygryzła wargę patrząc na tatę.
- Słucham?! A moje szukanie Justina?! – wściekła postawiłam jogurt na blacie i już miałam wyjść gdy tata złapał mnie za nadgarstek.
- Te poszukiwania cię o mało wczoraj nie zabiły Rose – spojrzał mi w oczy pierwszy raz od dłuższego czasu – nie chcemy z mamą stracić naszej córki ani nie chcemy by stało się coś komu kolwiek z nas rozumiesz? – powiedział stanowczo.
                Widziałam przerażenie na twarzy mamy, ciągle tylko przedłużali pobyt Alice u cioci na wsi, a tata pierwszy raz od wielu lat rozmawia z mamą w godzinach rannych gdzie teraz powinien być w pracy, a nie u nas im martwić się tym czy mi stanie się coś złego czy nie.
- D-dobrze – odetchnęłam ciężko – kiedy ten wylot? Chce jeszcze pobyć z dziewczynami przez ten czas – wyrwałam się tacie i patrzyłam na mamę.
- W ten piątek, rozmawialiśmy z babcią i Alison czekają już na ciebie. Tam przynajmniej odpoczniesz od tego wszystkiego, skarbie – przytuliła mnie do siebie.
- Robię to dla naszego bezpieczeństwa, ale tego szukania nie odpuszczę ani na chwilę – spojrzałam na nią łagodnie.
- Czego się nie zrobi dla miłości co? – szepnęła mi do ucha – teraz leć na górę mamy wizytę u lekarza.

                Pobiegłam na górę i uświadomiłam sobie to, że rodzice pierwszy raz nie kłócą się w swoim towarzystwie, a wręcz nawet jest w porządku. Zanim zaczęłam jeszcze się ubierać wyciągnęłam stare zdjęcie moje i Alison gdy byłyśmy dziećmi. Zdjęcie było zrobione w ogrodzie babci, gdzie zawsze bawiłyśmy się pod ogromną wiśnią na kocu w lalki Barbie i nic innego nas nie interesowało, potem widziałyśmy się po raz ostatni na Boże Narodzenie przed odejściem taty byłyśmy wtedy małe, ale traktowałyśmy się zawsze jak przyjaciółki. Kontakt się urwał kiedy rodzice się rozwiedli i nie miałam nawet śmiałości by do nich polecieć. Teraz jednak lecę na Florydę, już nawet nie pamiętam jak wyglądał dom babci, a Alison mam tylko na fotografiach i zostały mi tylko wspomnienia razem spędzonych świąt razem i zabaw na kocu. Tęskniłam za nimi babcia była zawsze taka kochana i ciepła, jak to babcia, a z Alison była najukochańsza kuzynka na ziemi. Jestem ciekawa jak teraz wygląda i czy ona też za mną tęskni. Chciałabym zostać tutaj, ale czuje, że na Florydzie czeka mnie coś wyjątkowego. Florydo! Nadchodzę! 

__________________________________________
Hej wszystkim x
W końcu jest 10 rozdział mojego opowiadania *_*
I jak wam się podoba?
Co sądzicie o Seanie i tej całej sytuacji? 
Bardzo miło czyta się komentarze dla was to kilka sekund,a dla mnie motywacja ♥
 Wasza @hug_me_justin_b


4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. rozdział mega! już nie mogę się doczekać następnego!
      ciekawa jestem co Rose "odkryje" na florydzie i ciekawi mnie jak potoczy się z tym Seanem :D no to czekam na nn xoxo

      Usuń
  2. Super. Już nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Czekam na kolejny :)

    @moreofyou_baby

    OdpowiedzUsuń