sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 16 "Give me a kiss"

                Mama pomogła mi usiąść na krześle w kuchni, a ja nie mogłam wziąć głębokiego oddechu. Płakałam nie mogąc uwierzyć w to co powiedziała mi mama. To jakiś żart – myślałam z zaciśniętymi oczami – cholerny absurd, który zaraz się wyjaśni. Mama tuliła mnie do siebie, a  ja odpychałam ją po tym jak chciała wpędzić mnie w jakieś chore kłamstwo, które wszyscy wymyślili przeciwko mnie.
- Wy wszyscy kłamiecie! – podniosłam się z krzesła – jesteście pieprzonymi kłamcami! – pobiegłam na górę trzaskając drzwiami od pokoju.
- Ale córeczko my.. – zawołała za mną mama, a babcia pogłaskała ją po ramieniu.
- Nie, Ashley ona chce być teraz sama – usłyszałam zza drzwi.
                Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam co mam myśleć. Byłam tak roztrzęsiona, że sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Po kilku dźwiękach odezwała się sekretarka.
- Hej tu Justin. Zostaw miłą wiadomość, a na pewno oddzwonię – odezwał się nagrany głos Justina.
- J-justin powiedz, że to nie prawda – zanosiłam się od łez – błagam odezwij się do mnie, proszę oni myślą, że nie żyjesz rozumiesz? Musisz mi pomóc! Nie mogę już sama domyślać się gdzie jesteś. Te twoje pieprzone wskazówki wcale nie prowadzą do ciebie. Co ja mam zrobić? – płakałam coraz bardziej zrozpaczona – zadzwoń jak najszybciej.
                Rzuciłam telefonem jak najdalej i schowałam głowę pod poduszkę płacząc głośno. Czułam jak zaczyna do mnie to docierać, ale odrzucałam tą myśl. Jest wiele etapów przeżywania utraty kogoś bliskiego. Najpierw jest odrzucenie myśli o śmierci, potem jest rozpacz związana ze stratą ukochanej osoby, pogodzenie się ze stratą tej właśnie osoby i ogromna tęsknota za tą osobą, a potem jest winienie samego siebie za tą sytuację, która się stała. Tak też było ze mną lecz przeżywałam to jeszcze mocniej. Najciężej było w etapie gdzie zaczęłam jakoś tolerować zdanie innych o śmierci mojego ukochanego. Jedyną rzeczą, którą miałam ochotę robić to leżeć w łóżku oglądać jego zdjęcia i zastanowić się jak być z nim już na zawsze w jednym miejscu i już nigdy go nie opuszczać. Wtem do pokoju weszła Alison.
- Nie będę pytać jak się czuje, bo to idiotyczne – stała przy drzwiach by nie narazić się na moje nagłe ataki agresji, które zaczęłam miewać – ale chce sobie z tobą pooglądać i nawet pomilczeć, chcesz?
-Chodź – szepnęłam ocierając łzy – to jest dzień czy wieczór, bo przez zasłonięte okna już nie jestem w stanie tego odróżnić.
- Jest wczesny wieczór – usiadła obok mnie i jako jedyna z całej rodziny była bardzo spokojna i nie użalała się nade mną – to co tam oglądasz?
- To zdjęcia z zeszłych wakacji – poklepałam jej miejsce obok siebie – mimo, że spędziliśmy je osobno to mam z nich jedno z cudowniejszych wspomnień.
- Chcesz o nim pogadać? – usiadła obok mnie i poprawiła moje włosy, które wyglądały jak stara, zniszczona od pracy miotła – bo jeśli nie to po prostu pójdę.
- Nie, chce byś została – przytuliłam się do niej – jesteś jedyną, która nie ma mnie za wariatkę albo małe dziecko, które potrzebuje zakładu psychiatrycznego.
- Rose, babcia i Ashley po prostu się martwią – westchnęła tuląc mnie – a ja po prostu – zawahała się przez moment lecz na początku tego nie zauważyłam – wierzę w to co ty.
- Jesteś niesamowitą nie kuzynką tylko przyjaciółką, którą teraz bardzo potrzebuje – zamknęłam oczy próbując sobie przypomnieć tamta sytuację na imprezie.
                Między mną, a Justinem nie było wtedy kolorowo. On wolał chłopaków z drużyny i Christinę, a po akcji przy szkole po prostu chciałam dać sobie spokój. Pewnego wieczora nawet nie wiedziałam, że Justin będzie na tej samej imprezie co ja. Teraz ani Megan, ani Caitlin nie przyznają mi się czy zrobiły to specjalnie. Wchodząc do ogromnego domu naszego kolegi, Sama jeszcze nie zdawałam sobie sprawy  z tego, że on jest tutaj. Bawiłam się na tej samej imprezie co on i wiedziałam tego dopóki Sam nie zarządził gry w butelkę dla osób, które jeszcze zostały. W sumie była nas szóstka osób z czego niektórzy byli tak pijani, że nawet całus z dziewczyną był powodem do śmiechu. Gdy usiadłam przed Justinem on tylko uśmiechnął się głupio w moją stronę i zakręcił butelką.
- To na pewno będę ja – powiedziała pewna siebie Christnia, której miałam ochotę wydrapać jej te brązowe gały.
- No jednak nie ty – zachichotała Caitlin, która wskazała na mnie – uuuuu Rosie – chichotała jak mała dziewczynka.
- Cai , proszę przestań już – przewróciłam oczami, a na moje policzki wkradł się mały rumieniec – możesz z-zak – Justin podniósł moją dłoń i patrzył mi w oczy.
- Najpierw w dłoń – musnął delikatnie moją dłoń, a ja poczułam jak mój żołądek niczym widna podjeżdża do góry, a moje motylki znowu dają o sobie znać.
                Nie potrafię opisać tego jak jego usta były delikatnie gdy spotkały się z moją dłonią. To nie było zwykle cmoknięcie dłoni jak to robi się z szacunku dla babci czy którejś z cioć, to był pocałunek mojej dłoni. Dłuższy i czuły pocałunek, a moje rumieńce zalały już całą twarz. Po jakimś czasie udało nam się znowu spotkać przy pocałunku w policzek. Modliłam się i błagałam by pocałować go w usta po tym jak potraktował moją dłoń.
- Jak teraz Justin na ciebie zakręci to da ci buzi w usta, Rosie uuuuu – bełkotała Caitlin, a na jej ramieniu spała Megan.
- Błagam cię przestań już ciągle gadać – mruknęłam na nią – gadasz głupoty – zachichotałam.
                I w tym momencie kręcona przez Justina butelka wypadła na mnie co oznaczało mój wymarzony pocałunek w usta. Czułam jak serce zaczyna bić mi coraz szybciej, a gdy twarz Justina przybliżała się do mojej czułam jak motylki w brzuchu zaczynają szaleć jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły oddech na moich policzkach, a moja twarz przybliżała się coraz szybciej w jego stronę. Gdy już prawie go pocałowałam Christina wybiegła jak z procy w stronę toalety, a za nią oczywiście Justin. Jedyne co to mogło oznaczać to brak pocałunku, wściekłam wstałam z miękkiego dywanu w salonie Sama i wszyłam przed dom żeby po prostu pobyć sama.
- Czemu poszłaś? – usłyszałam znajomy głos Justina z lekkim bełkotem, nie widziałam go, ponieważ siedziałam tyłem do drzwi – przecież bawimy się.
- Widzę jak się bawisz z Christiną – mruknęłam patrząc przed siebie – daj mi już spokój i idź do środka, do swojej dziewczyny – parsknęłam lekko.
- Ej ty jesteś zazdrosna? – zaśmiał się delikatnie swoim lekko pochrypniętym głosem – o mnie? – usiadł obok mnie – Rosie mówię do ciebie.
- Nie jestem już Rosie – mruknęłam patrząc mu w oczy – i-idz już – powiedziałam nie zdając sobie sprawy, że siedzi tak blisko.
- Przecież powinienem cię teraz pocałować w usta, prawda? – przyciągnął mnie delikatnie za kurtkę, którą miałam na sobie – tu nam nikt nie przeszkodzi.
- N-nie musisz – czułam jak w środku moje serce odprawia huczną imprezę z tej okazji – to była tylko zabawa.
- Bądź już cicho, próbuje cię pocałować – gdy oboje już zamknęliśmy oczy, przed dom wyszła obrażona Christina i kazała Justinowi natychmiast wracać. Justin powiedział tylko ciche przepraszam, a na koniec obiecał, że jeszcze do tego wrócimy. Bardzo tęskniłam za tym wspomnieniem, które właśnie wywołałam z wyobraźni.
                Tą imprezę właśnie przedstawiały te zdjęcia, które oglądałam. Miałam wrażenie, że Alison w ogóle nie przejęła się śmiercią Justina i była bardzo dziwnie spokojna.
- Ali? – spojrzałam na nią po opowiedzianej historii – czy ty się tym w ogóle nie przejęłaś jego śmiercią?
- N-nie, przejęłam się Rose – spojrzała na mnie z lekkim zdezorientowaniem i szybko wstała z miejsca, które zajmowała – Rosie przyjdę potem, teraz troszkę się spieszę – wybiegła z pokoju, a ja rozpłakałam się cicho.
                Czułam jak smutek zjada moją duszę, a słone łzy rozpaczy pieką już niesamowicie moje oczy. Od czasu gdy mama tutaj przyjechała Jake nawet mnie nie odwiedził. Miałam wrażenie jakby wszyscy o mnie zapomnieli, a jedyna osoba, na którą mogłam liczyć właśnie uciekła. Chciałam się teraz mocno przytulić do Justina i powiedzieć mu jak bardzo go uwielbiam. Brakowało mi wszystkiego, jego śmiechu, jego czasem drażniącego brzdąkania na gitarze, jego wygłupów gdy chciał mnie pocieszyć. Po prostu brakowało mi mojego najlepszego przyjaciela, a zarazem chłopaka, którego nadal kochałam.
- Mogę córeczko? – zza drzwi wychyliła się mama – chcesz żebym z tobą pobyła?
- T-tak – szepnęłam drżącym głosem – przytul mnie mamo – szepnęłam bardzo cicho.
- Oooh kochanie – objęła mnie abym czuła się bezpiecznie – nie płacz córeczko.
- Mamo dlaczego oni mnie wszyscy zostawiają? – tuliłam się do niej szlochając cicho.
- Nikt cię nie zostawia kochanie – mama głaskała czule po głowie – po prostu Ali musiała na chwilę wyjść i za chwilę wróci.
- Chce wiedzieć co mu zrobili – usiadłam ocierając łzy – chce się z nim pożegnać mamo.
- To nie będzie możliwe, Rosie – westchnęła lekko zestresowana – znaleźli go przy strumyku, był brutalnie pobity, obdarty z ubrań i najpewniej pod wpływem jakiś środków odurzających.
 - Powiedz mi czy nie cierpiał gdy zrobili mu tą okrutną krzywdę? – nie usłyszałam pierwszej części, że mój lot do Stratford nie będzie możliwy.
- Nie, słonko – szepnęła – nie czuł już nic – przygryzła wargę.
- To kiedy wracamy do Stratford? – czułam jak w środku cała drżę ze smutku, ale starałam się tego nie pokazywać.
- T-ty nie wracasz, Rosie – mama powiedziała tak jakby kierowała to do kogoś obok, ale nie do mnie – przykro mi.
- Dlaczego nie możesz mi tego zrobić! – burknęłam zła – po prostu nie możesz, rozumiesz?! – wstałam zła – nie możesz odebrać mi ostatniej szansy na to by go zobaczyć! – natychmiast wybuchnęłam płacze i wybiegłam do łazienki zamykając się w niej.
                Usiadłam na zimnych kafelkach łazienki i rozpłakałam się głośno nie mogąc złapać oddechu. Wyobraziłam sobie tą całą sytuację, którą przedstawiła mi mama i jego wołającego o pomoc. Tak bardzo winiłam siebie o to, że nie zdążyłam go znaleźć i uratować. Przed moimi zaciśniętymi oczami ukazywały się dwa obrazy. Jeden to ten Justin, którego poznałam na pierwszej lekcji muzyki, gdzie Justin był nieśmiałym i pełnym jeszcze dziecięcego wdzięku chłopakiem, czyli zupełnie innym niż przez ostatni czas. Ten Justin, którego ja pokochałam na tej pierwszej lekcji. Drugi z kolei to obraz obdartego z ubrań, bardzo pobitego chłopaka, który jeszcze ostatkami siły próbuje wydusić z siebie wołanie o pomoc. Moje myśli zaczęły mnie przerastać. Było i to wiele za dużo. Bardzo chciałam jeszcze tyle z nim przeżyć przecież tyle mi obiecał. A jak teraz muszą czuć się jego rodzice? Co powiedzą małemu Jaxonowi i Jazzy, która była bardzo do niego przywiązana. Czy Christina wiedziała o tym? Sama to planowała? Mój lęk mieszał się z chęcią odebrania sobie życia. Chce być z nimi na pożegnaniu Justina, dlaczego oni muszą mi to wszystko tak utrudniać?

- Justin błagam odezwij się do mnie – szepnęłam cicho tuląc moje kolana do tułowia – przecież ty nie możesz nie żyć – płakałam załamana.

________________________________________________________
Witajcie kochani x
Wiem, rozdział smutny, ale tak już niestety jest gdy kogoś zaczyna brakować. Sama przekonałam się na swojej skórze i wiem naprawdę jak to jest przeżywać coś takiego.
Jeśli macie ochotę napisać coś o moim ff na tt to wpisujcie #missingffpl wtedy ja też chętnie poczytam x 
Jeśli mam was informować to zapisujcie się w zakładce "Informowani" :)
Czytasz = komentujesz  
Dla mnie to naprawdę motywacja, bo jeśli będzie tak słabo już zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga 
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego rozdziału ♥
Wasza @hug_me_justin_b

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 15 "Life out of control"

Obudziłam się, ale czułam jak światło przebijające się przez firankę w oknie bardzo mnie razi, dlatego postanowiłam nie otwierać oczu. Z przyzwyczajenia zaczęłam po omacku szukać mojego stolika nocnego, ale chwila nie było go tam. Ostrożnie otworzyłam oczy i ujrzałam nie swój pokój, był zupełnie inny niż mój raczej pokój chłopaka, który kocha muzykę, szybkie auta i nagie laski przy tych autach. Co się wczoraj ze mną działo? Dlaczego moja głowa tak boli – rozglądałam się nerwowo po pokoju nie mogąc sobie nic przypomnieć i dotknęłam miejsce łuku brwiowego co bardzo zabolało – a może ja się z kimś biłam, cholera – mruknęłam pod nosem. Postanowiłam wstać i uciekać jak najszybciej, ale za drzwiami usłyszałam bardzo znajomy głos męski i inny kobiecy.
- Tak mamo, wziąłem plaster zaraz opatrzę jej tą brew –Jake wszedł do pokoju, a ja szybko zaczęłam udawać, że śpię.
- Uważaj na nią, ja po drodze do pracy zawiadomię panią Parker, że Rose jest u nas – powiedziała z dołu, a zamknięcie drzwi sugerowało jej wyjście.
                Jake mruknął pod nosem krótkie mhm i pa na pożegnanie po czym odstawił tackę na stoliku przy drzwiach. Poczułam jak pochyla się nade mną sprawdzając czy na pewno śpię, następnie usiadł naprzeciwko mojej twarzy i zakleił delikatnie plaster i w tym momencie otworzyłam oczy.
- Hej, jak się czujesz?- zapytał opiekuńczo uśmiechając się w moją stronę – nakleiłem ci plaster. Bardzo cię boli?
- Czuję się tak jak człowiek na kacu Jake, jakby przejechała mnie ciężarówka, a potem przeszedł po mnie jeszcze słoń – mruknęłam – bardzo ci dziękuje, że się mną zaopiekowałeś, ale teraz powinnam już iść – usiadłam nadal patrząc na Jake’a.
- Na razie nie pozwolę ci nigdzie iść – pokręcił zdecydowanie głową – moja mama zostawiła leki, które musisz wziąć – podał mi tackę pełną jedzenia.
- Cholernie chce mi się pić – zaśmiałam się pod nosem – przewidziałeś dla mnie jakąś wodę?
- Stoi tu obok miski – podał mi wodę – nie wiedziałem jak zareagujesz. Na pewno wszystko okej?
- T-tak, a czemu pytasz? – zmarszczyłam brwi delikatnie – coś się stało?
- Nic nie pamiętasz? Serio? – przemierzwił włosy i spojrzał na mnie – nie było kolorowo jak cię znalazłem.
- Boże, Jake błagam powiedz co się stało i nie trzymaj mnie w niepewność – spojrzałam na niego jeszcze bardziej zestresowanym wzrokiem.
- Dobrze, powiem – westchnął ciężko – ale ty mi powiesz co się z tobą dzieje, nie poznaje cię, Rose przyjechałaś tutaj jako grzeczna dziewczyna, a teraz jesteś nie tą samą Rose, z którą bawiłem się na placu zabaw.
                Skinęłam grzecznie głową  na jego pytanie i poczułam wyrzuty sumienia za to jaka się stałam. To miały być wakacje, których nie miałam zapomnieć i wspominać do końca życia, a teraz zastanawiam się co narobiłam w jakimś klubie, do którego żaden z moich znajomych nie chodzi. Gdy usłyszałam to jak zignorowałam Jake’a gdy przechodził obok mnie dość mocno się zdenerwowałam, a potem znalazł mnie przy toaletach już nieprzytomna. Najprawdopodobniej dostałam pigułkę gwałtu. Boże nawet boję się pomyśleć co mogło się stać. Dzięki dobroci Jake’a  nadal żyje i jestem bezpieczna. Nigdy mu tego nie zapomnę.
- No to mów, co się dzieje? – uśmiechnął się do mnie przyjacielsko – możesz mi zaufać.
- Znalazłam wiadomość od Justina, że nie mam już go szukać – westchnęłam przytłoczona tym wspomnieniem – musiałam o nim jakoś zapomnieć skoro tego chciał.
- Co ty mówisz? Uważasz, że Justin by tego chciał? – spojrzał zszokowany na mnie – trzeba było pogadać ze mną albo z Ali, zobacz co teraz się z tobą stało.
                Jake pouczał mnie i robił kazanie jak rodzice gdy nie wróci się na czas do domu. Naprawdę nie lubię wysłuchiwać tego jak starają mi się wmówić, że jestem nie punktualna, a teraz jeszcze Jake, który w sumie sam zaczął namawiać mnie do alkoholu sam mnie teraz przed nim przestrzega. Czy to nie jest śmieszne? Dla mnie to po prostu jakaś historia, której jestem bohaterką, a autor wymyślił dla nas szczęśliwe zakończenie. W sumie nie pamiętam prawie nic z tego co do mnie powiedział, bo ignorowałam go ja na wszystkie możliwe sposoby.
- Jake prooszę cię – burknęłam na niego gdy zaczynał kolejne pouczenie mnie – zawieź mnie do domu i będzie po sprawie. Naprawdę boli mnie głowa i.. – przerwał mi w połowie zdania.
- Posłuchaj mnie – mruknął stanowczo –zabieram cię dziś na plaże, chce ci coś pokazać.
- W sumie to czemu nie – uśmiechnęłam się lekko – myślisz, że babcia mnie nie zabije po tym co narobiłam?
- Twoja babcia to najukochańsza osoba na świecie i sumie zna mój plan więc nie martw się.
                Całą drogę po tym jak zjedliśmy z Jakiem śniadanie i wzięłam prysznic myślałam co mam powiedzieć babci. Nie widujemy się często, ale mama czasami  powtarza, że jestem do niej podobna . Pamiętam gdy jednego roku jak miałam sześć lat przyjechała do nas na święta. Babcia piekła najlepszą szarlotkę na świecie, a ja przyglądałam  jej się uważnie przy każdym ruchu. Była jeszcze wtedy z dziadkiem i razem śpiewali kolędy w kuchni. Byli najcudowniejszą parą, która potrafiła zrobić świąteczny nastrój.
- Rosie, podasz babci cukier? – spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami, jej wzrok był ciepły i wyrozumiały.
- Mhm – skocznym krokiem podeszłam do szafki i podał jej cukier – proszę babuniu – uśmiechnęłam się do niej szczerze po czym ona klęknęła do mnie.
- Rosie, jeśli będziesz kiedyś już duża dziewczynką pamiętaj, że babcia będzie zawsze przy tobie bez względu jak daleko będę – głaskała mnie po moich kucykach, które zrobiła mi mama – nie dorastaj nam słoneczko.
                Teraz wiem co miała na myśli. Zawiodłam ją i Alison, ale zawiodłam też samą siebie. Stojąc w przed domem poczułam jak strach osiągnął najwyższy punkt. Stremowana weszła do domu i  gdy stanęłam w progu kuchni, po której  krzątała się babcia widząc mnie nie powiedziała nic tylko przytuliła mnie mocno głaszcząc mnie po głowie. Halo, a gdzie pouczająca rozmowa? – pomyślałam w tym momencie – gdzie szlaban na wychodzenia z domu? – myślałam nadal dość nerwowo.
- Tak się martwiłam kruszynko – szepnęła opiekuńczo, widząc mnie Alison przytuliła mnie i babcię.
- Bardzo cię kochamy, nigdy już tak nie rób – musnęła moją skroń Alison – mogłaś z nami pogadać, wyżalić się.
                Wtedy dopiero poczułam, że jestem dla kogoś prócz Justina ważna. Poczułam jak ich uczucia leczą mojego kaca i ból, który sprawiła mi ta wiadomość od Justina. Tuliłam je mocno czując wsparcie, ale żadnego żalu z ich strony.
- Jesteś dla nas ważna – babcia spojrzała mi w oczy jak tamtych świąt – a szczególnie dla mnie.
- P-przepraszam babciu już nigdy was nie zawiodę – szepnęłam mając żal do samej siebie za swoje zachowanie.
- Wybaczam ci, bo wiem co to znaczy młodość – zachichotała patrząc mi w oczy – Alison też nie była święta kochanie.
- Oh babciu – Ali zaśmiała się lekko się rumieniąc.
- Mam was tylko trzy nie pozwólcie bym musiała się aż tak martwić.
- Obiecujemy babciu – powiedziałam chórem z Alison.
                Spędziłam całe popołudnie z babcia i Alison na wspomnieniach z naszego dzieciństwa, a potem babcia wiele nam opowiadała o naszych rodzicach. Już długo się tak jak wtedy się nie śmiałam, a babcia widząc mój uśmiech sama ze zmartwionej miny rano zaczęła się uśmiechać. Było naprawdę spokojnie lecz gdzieś z tyłu głowy ciągle wędrował chłopak o imieniu Justin, za którym naprawdę tęskniłam. Mimo jego zakazu chciałam go odnaleźć i nie poddawać się do póki go nie odnajdę.
Wieczorem pod dom babci podjechał Jake. Gdy już chciałam wychodzić babcia wyjrzała z kuchni.
- Przygotowałam coś dla was – podała mi koszyk piknikowy pełen przysmaków – masz tam jakiś koc i ubierz się ciepło.
- Dobrze babciu – podeszłam do niej i ucałowałam jej policzek – dziękuje za wszystko, bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też, Rosie – pożegnała się ze mną czule jak to babcia z wnuczką.
                Wsiadłam do samochodu Jake’a i pojechaliśmy na plażę tak jak obiecał. W czasie jazdy słuchaliśmy głośno muzyki i próbowaliśmy przekrzyczeć wokalistę, a potem graliśmy w jakąś zabawną grę z dzieciństwa. Gdy dojechaliśmy na plażę i zdążyliśmy się rozpakować słońce zaczęło zachodzić. Widok był boski i naprawdę robił ogromne wrażenie.
-Jake widziałeś? – pokazałam na zjawisko na niebie – jest cudne – usiadłam na ciepłym piasku wpatrując się w niebo.
- Taak, zawsze robi na mnie to samo wrażenie – usiadł obok mnie – w sumie to chciałem ci coś pokazać.
- Co to takiego? – spojrzałam na niego – no pokazuj – trąciłam go lekko łokciem w ramię.
 Wtedy Jake przedstawił mi swoją „Teddy” tak pieszczotliwie nazywał swoją gitarę. Nigdy nie sądziłam, że umie grać lub śpiewać chociaż po jego pokoju było to widać. Myślałam, że to jakiś jego cel. Myliłam się, Jake naprawdę umiał cudownie grać, a jego głos był stworzony do śpiewania. Wczuwał się w melodię, a słowa piosenki  były tak zinterpretowane przez niego, że sama mogłam poczuć te emocje. Teraz widziałam jeszcze większe podobieństwo do Justina, który grał mi na gitarze gdy miałam zły humor i po prostu nie miałam ochoty widzieć nikogo, stawał pod oknem i śpiewał do mnie. Czułam jak znowu zaczynam za nim tęsknić, ale w tym momencie Jake spojrzał mi w oczy przez co lekko się uśmiechnęłam. Usiadł bliżej mnie, a nasze twarze były niesamowicie blisko. Głos w głowie krzyczał bym tego nie robiła. Kiedy jednak zamknęłam oczy ujrzałam śmiejącego się Justina odskoczyłam jak poparzona od Jake’a.
- Ja kocham Justina – spojrzałam zszokowana na Jake’a – nie powinnam, przepraszam.
- Rose, przecież to tylko pocałunek – westchnął ciężko patrząc na mnie .
- Nie tylko pocałunek – szepnęłam spuszczając wzrok – to mój pierwszy pocałunek.
- O-och – mruknął – r-rozumiem trzymasz go dla niego co? – skinęłam głową na jego pytanie – to dostanę chociaż w policzek?
- J-jasne – zachichotałam cmokając jego policzek delikatnie.
- Zazdroszczę mu ciebie wiesz? –brzdąkał jakieś dźwięki na gitarze – naprawdę mocno go kochasz, a jeśli on ciebie nie to urwę mu jaja.
- Nie bądź aż taki drastyczny, Jake – zachichotałam – nie masz mu czego zazdrościć, bo tu też znajdzie się dla ciebie taka jak ja.
- Możliwe – wzruszył ramionami – opowiedz mi jak to wszystko się toczyło – uśmiechnął się lekko – chce ci pomóc Rose.
                Zdecydowałam się zwierzyć  Jake’owi w końcu za uratowanie mojego tyłka z niezłych opałów coś mu się należy. Opowiedziałam mu o wszystkim. Naprawdę z Jake’a jest bardzo dobry słuchasz. Grzecznie wysłuchał tego co miałam do powiedzenia, a potem po prostu powspominaliśmy jak to było gdy byliśmy dziećmi. Potem ściemniło się i Jake rozłożył nam namiot, w którym spaliśmy. Jeszcze przed spaniem napisałam krótką notkę do dziennika.
                Kazałeś mi o sobie zapomnieć lecz ja tak nie potrafię. Za bardzo cię kocham i będę szukać choćby nie wiem co. Odbiłam się od niezłego bagna, ale to wszystko dla ciebie. Nie ma cię już ponad 25 dni. Życzę ci dobrej nocy gdziekolwiek jesteś Justin
            Spaliśmy przytuleni do siebie żeby nie było nam tak zimno mimo, że noce na Florydzie są gorące to nad morzem wcale się tego nie odczuwa. Gdy  obudziliśmy się rano zjedliśmy kanapki, które przygotowała nam babcia, a po dziewiątej postanowiliśmy się zbierać. Kiedy podjechaliśmy na podjazd w oknie domu zauważyłam stojącą babcie, a obok niej moją mamę. Wybiegłam z samochodu myśląc, że przyjechała tutaj za moje zachowanie. Stanęłam zdyszana w progu kuchni. Mama wcale nie wyglądała na wściekłą tylko na przygnębioną i smutną.
- M-mamo? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem – coś się stało?
- Córeczko tak mi przykro – wstała do mnie – tak bardzo go lubiłam – szepnęła z łzami w oczach.
- MAMO! – już wiedziałam co chce mi powiedzieć lecz nie chciałam w to uwierzyć – nie, to nie może być prawda!
             Słowa mamy brzmiały jakby za mgłą, a z oczu popłynął mi potok łez. Czułam, że to już koniec. Moje serce rozpadło się na kawałki. Zaczęłam się bać, że Justin wymyka spod mojej wyobraźni. No nie może być koniec – pomyślałam nie mogąc wydusić ani jednego wyrazu.

___________________________________________________________
Witam wszystkich!
Mam dziś dla was kilka ważnych spraw,a mianowicie:
1. Jeśli czytasz moje ff skomentuj je, bo autorka siedzi naprawdę wiele czasu nad napisaniem jednego rozdziału więc proszę was nawet o uśmieszek, to naprawdę motywuje do dalszej pracy ♥
2. Jeśli zmieniasz unser na tt to proszę Cię powiadom o tym autorkę opowiadania, bo chce was mieć coraz więcej, a nie coraz mniej :)
3. Jeśli chcesz być informowany napisz do mnie na tt lub w zakładce, która jest do tego stworzona, ja nie gryzę serio :)
Od tego rozdziału to nasze złote zasady tego opowiadania.
Ja naprawdę wkładam w to wiele pracy i zrozumcie to kochani x
Mam nadzieję, że po szale studniówkowym będę mogła być z wami częściej lecz klasa maturalna to naprawdę mało wolnego czasu. Obiecuje, że po maturze ustnej wstawię kolejny rozdział i oby moja wena szybko nie uciekła x
Szczęścia dla moich słoneczek w 2015 roku ♥
Kocham was jak autor kocha swoich czytelników. Caaaaalutkim serduszkiem x
Zapracowana @hug_me_justin_b