Tej nocy ponownie śnił mi się Justin, więc obudziłam się z
łzami w oczach. I pomyśleć, że nie ma go już ze mną 28 dni, a ja nadal
zrobiłabym dla niego wszystko aby się odnalazł – pomyślałam wstając leniwie z
łóżka i otarłam zmęczoną twarz, poszurałam do łazienki by otrzeźwić się przed
kilku godzinną podróżą. Zanim jednak weszłam pod prysznic porozciągałam się i
potem już poczułam jak krople ciepłej wody pieszczą moje ciało, uwielbiałam
brać prysznice, bo pod nimi mogłam najwięcej rozmyślać i odciąć się od innych
spraw które mnie nurtują. Po dłuższym prysznicu założyłam wygodnie ciuchy i
zbiegłam na dół gdzie mama biegała jak poparzona by jak najlepiej przygotować
mnie do podróży.
- Mamo, spokojnie – musnęłam na przywitanie jej policzek –
jadę do babci tam niczego mi nie zabraknie – wyjęłam z lodówki butelkę mleka, a
z szafki moje ukochane czekoladowe płatki.
- Kochanie, ale to długi lot – westchnęła zmartwiona moim
podejściem – przecież nie wiesz jak będzie w podróży, ostatnio leciałaś
samolotem mając jakieś dziesięć lat – uśmiechnęła się na to wspomnienie – byłaś
taka podekscytowana lotem.
- Pamiętam to mamoo – uśmiechnęłam się siadając z miską
płatków do białego stołu w kuchni – miałam takie słodkie dwa kucyki które mi
zrobiłaś, a ja w ręce trzymałam mojego ukochanego misia – zachichotałam.
- Byłaś słodkim dzieckiem, córeczko – usiadła naprzeciw mnie
– myślę, że to dobry pomysł, bo odetniesz się trochę od tej całej sytuacji, ale
martwię się o to, że będziesz tak daleko od domu – złapała moją rękę.
- Mamo, tam zajmą się mną babcia i Alison, nie martw się –
uśmiechnęłam się do niej lekko.
Czas
tak szybko upłynął, że byłam już na lotnisku w Atlancie, stałam nad tą ogromną
tablicą lotów. Oglądając ludzi na lotnisku aż łza się w oku kręci. Jedni się
witają rzucając się sobie w objęcia i najczęściej kobieta wybucha płaczem, a
mężczyzna trzyma ją silnie by czuła jego obecność natomiast kolejni żegnają się
i także płaczą nie mogąc wypuścić się z silnego uścisku świadczącego o
bliskości. Uśmiechałam się widząc to wszystko z ławki i czekałam na mamę aż
wróci z moim biletem który poszła sprawdzić do kasy.
- Wszystko okay, córeczko. Twój lot jest za dwadzieścia
minut – usiadła obok mnie i trzymała mój bagaż – musimy iść by sprawdzili
wszystko, Rose.
- U-umm.. jasne już, chodźmy stąd – założyłam na plecy mój
bagaż podręczny w którym było kilka ciuchów, moje ukochane książki Johna Greena i telefon z słuchawkami
żeby po prostu miała co robić.
Po tym
jak sprawdzili moje bagaże i mnie, mama już nie mogła przejść dalej więc
pożegnałyśmy się wcześniej . Przytuliłam ją mocno i ucałowałam w czoło.
- Wiem, że często ci tego nie mówię, a szkoda i chyba zacznę
to częściej powtarzać..kocham Cię, mamo bardzo mocno i dziękuje ci za to, że
byłaś ze mną przed te 28 dni i tak spokojnie to wytrzymałaś, teraz z Alice
sobie trochę odpoczniecie u cioci na wsi – tuliłam ją, a łzy ściskały mi
gardło.
- Moja maleńka, Rose – szepnęła by ukryć to, że właśnie się
rozpłakała – ja też cię kocham i jestem dumna z każdego twojego sukcesu i tego
ile poświęcasz swoim przyjaciołom, jestem bardzo dumna z mojej małej, ale już
takiej dojrzałej córeczki – tuliła mnie mocno.
- Mamo, nie jestem taka mała – otarłam jej łzy – mam już
prawie 19 lat i w październiku idę na studia, wiesz? – uśmiechnęłam się do niej
i otarłam jej łzy.
- Wiem, słonko – uśmiechnęła się do mnie – ale dla mnie
zawsze będziesz moją małą Rosie której robiłam kucyki i prowadziłam do szkoły.
- Albo podnosiłaś z rowerka – zachichotałam, a z głośników
wygłaszali mój lot – idę mamo, kocham was i ucałuj Alice ode mnie – pokiwałam
jej, a przed samym wyjściem do samolotu wsiał plakat ogłaszający zaginięcie
Justina – odnajdę cię Jusy, choćby nie wiem co – szepnęłam do plakatu.
Wychodząc
z lotniska nadal miałam to zdjęcie przed oczami nawet pamiętam kiedy to zdjęcie
było zrobione. Siadając na swoim miejscu zamknęłam oczy i słuchałam jak stewardessa
tłumaczy zasady bezpieczeństwa w samolocie. Siedziałam koło miłej, starszej pani która tylko robiła na
drutach albo czytała jakieś przepisy w gazetkach kulinarnych.
- Justin teraz ty – zaśmiałam się uwalniając się z jego
objęć – nie chce wyjść czerwona na tym zdęciu specjalnie układałam dziś włosy.
- Ja nie potrzebuje układania włosów by wyjść świetnie, ty
tak samo – mrugnął do mnie siadając na krześle – jak mam się uśmiechnąć panie
Hook?
- Tak by nie zabić swojej dziewczyny uśmiechem, panie Bieber
– zaśmiał się ustawiając obiektyw.
- Ale my nie – Justin wtrącił mi się w połowie zdania przez
co zarumieniłam się delikatnie.
- Dobrze panie Hook – spojrzał na mnie, a następnie w obiektyw
który zrobił mu cudowne zdjęcie, wyglądał na nim przepięknie, uśmiech i
wszystko inne układało się w cudowną całość, nawet laski mogły pozazdrościć mu
tego zdjęcia po moim zdjęciu chcieliśmy już wychodzić lecz pan Hook mruknął coś
pod nosem.
- Dzieciaki poczekajcie, a może zrobię wam zdjęcie takie na
pamiątkę co? – uśmiechnął się do nas – w końcu licealna miłość nie zdarza się
codziennie, prawda?
- No w sumie racja, Rosie chodź – pociągnął mnie na małe
krzesełko.
- No i niby jak ja mam tu usiąść co? – mruknęłam na niego, a
on cały czas się uśmiechał.
- Tu – pociągnął mnie na kolana i objął w talii na co moje
rumieńce ponownie się pojawiły – moja dziewczyno – szepnął mi do ucha.
Lampa
błyskowa jakby ocknęła mnie z tego wspomnienia, jak najszybciej wyjęłam
„Papierowe miasta” w którym trzymałam to zdjęcie i odwróciłam je.
Dla najlepszej
dziewczyny którą miałem w tym liceum :D Dziękuje Ci za to, że pozwoliłaś mi się
do siebie dosiąść na tej lekcji muzyki, nigdy ci tego nie zapomnę J
Rosie, zawsze tu jestem pamiętaj! Okay?
- Okay, Justin – szepnęłam cicho, a zdjęcie spłynęło kilka
moich łez.
- Myślałam, że takie miłości już się nie zdarzają w tych
czasach bezduszności i obojętności na czyjeś uczucia – rzekł do mnie starszy
głos.
- Ale to nie tak – szepnęłam do niej cicho lecz ona już tego
nie usłyszała – ja go kocham, a go nie ma.
Postanowiłam
zacząć czytać po raz kolejny „Gwiazd naszych wina”, ponieważ ten lot samolotem robił taki klimat i
postanowiłam, że poczytam to ponownie, ale także lubiłam czytać z Justinem ją
na role, on był Augustusem, a ja Hazel Grace którą Justin wprost uwielbiał i
powiedział, że kiedyś za taką wyjdzie, a ja marzyłam aby wyjść za takiego
wspaniałego Gusa.
Podróż
do końca minęła z książką bardzo szybko i nawet nie bałam się lądowania jak
dawniej. Wchodząc na lotnisko na Florydzie poczułam przyjemny wiatr
klimatyzacji który akurat w tym obszarze bardzo się przydaje. Już zapomniałam
jak gorąco jest w tym stanie USA, nade mną wisiał ogromny napis Witamy na Flordydzie, Miami uśmiechnęłam się mimowolnie przypominając sobie
swoje dzieciństwo.
- Rose! – podbiegła do mnie dziewczyna z krótko ostrzyżonymi
włosami z bardzo jasnymi oczami, zawsze poznam ją po tych morskich oczach.
- Ali! – przytuliłam ją zrzucając cały bagaż z rąk – jejku,
ale wydoroślałaś. Nie poznałabym cię gdyby nie te oczy.
- Ty też bardzo się zmieniłaś – tuliła mnie mocno do siebie –
ale świetnie wyglądasz kuzyneczko.
- A stęskniłaś się chociaż trochę za smarkulą? – zachichotałam
puszczając ją z objęć.
-No jasne, że tak. Wszyscy się stęskniliśmy, Rose – pomogła
mi zabrać mój bagaż i ruszyliśmy w stronę wyjścia – a gdzie jest babcia?
- Jest w domu, przygotowuje obiad – uśmiechnęła się do mnie.
Alison była cudowna po prostu ideał
kobiety dla każdego chłopaka. Moja kuzynka była zawsze drobna nawet jako dziewczynka,
ale teraz to dodaje jej uroku. Rodzina Parker zawsze charakteryzowały jasne
oczy których ja nie odziedziczyłam, w sumie jedyna rzecz którą mogłabym mieć po
ojcu, a jej nie mam tylko tego żałuje. Była ubrana w zwiewną białą sukienkę do
kolan na grubszych ramiączkach, a na nogach błękitne japonki które dopełniały
ją. Nigdy nie sądziłam, że Ali będzie tak kobieca, bo nigdy na to nie
wskazywało. Ostatni raz gdy się widziałyśmy wyglądała jak ja teraz, ale lepiej
jest jej tak jak teraz.
- To co Rose? Masz kogoś w Stratford? No, bo wiesz tu u nas
w Miami jest pełno ślicznych chłopaków – spojrzała na mnie skupiając się na
drodze którą pokonywałyśmy do domku babci.
- Nie, nie mam nikogo – patrzyłam na nią spod mojego
dziennika który właśnie otworzyłam.
- Pamiętasz Jake’a ? Polubiliście się gdy byłaś tu na święta
– uśmiechnęła się lekko na wszystkie wspomnienia które przychodziły jej do
głowy.
- Chyba kojarzę, a może i nie – wyjęłam długopis i
przewróciłam stronę aby coś napisać.
- Teraz Jake bardzo się zmienił, jest taki inny. Powiem ci,
że wyprzystojniał…
Ali
była znana z tego, że uwielbia gadać po prostu buzia jej się nie zamyka i to
także jej pozostało. Ja jednak skupiłam się na pisaniu tego co właśnie się
stało aby Justin niczego nie opuścił po
prostu postanowiłam wszystko opisywać w moim dzienniku.
29 July
Nie ma cię ze mną już
28 dni i bardzo tęsknie Justin, ale wiesz co się stało? Mama namówiła mnie po
tym pobiciu żebym poleciała do babci na Florydę i tam mam odpocząć. Tak,
leciałam sama i nie, nie bałam się lądowania. Pamiętasz jak nabijałeś się z
Augustusa, że bał się wznoszenia nad ziemie? Jestem ciekawa jak ty byś
zareagował na lot samolotem, chciałabym to zobaczyć. Obiecaj mi, że kiedyś
gdzieś razem polecimy okay? Nie przestanę cię szukać choćby nie wiem co tylko
pomóż mi trochę i daj znak, że żyjesz, bo ja nadal na ciebie czekam. Babcia już
nie może się mnie doczekać, a Ali już włączyła swoją trajkotkę. Tęsknie i
czekam, twoja Rose umierająca z upału.
- Fajnie co? – Alison właśnie skończyła swoje prawie pół
godzinne opowiadanie i zatrzymała się pod domem babci.
- Taak, Ali super – byłam zmieszana tym jak bardzo się
wyłączyłam i wysiadłam z samochodu.
Babcia
czekała już na nas z niecierpliwością na ganku domu. Domek nie był duży, w sam
raz by pomieścić trzy kobiety takie jak my. Czerwony dach pasował do białego
koloru ścian i schodów. Czuć było rodzinną atmosferę mimo tego, że dziadek nie
żył już jakieś 15 lat, babcia była zawsze dziadkiem i babcią w jednym.
Potrafiła naprawić kran w kuchni, ale też zrobić piękny sweter na drutach.
- Moje maleństwo – przytuliła mnie i ucałowała czoło – witaj
w domu – szepnęła mi do ucha.
- No już nie takie maleństwo, babuniu – uśmiechnęłam się
lekko tuląc ja mocno.
- No racja, wyrosłaś już troszkę – weszłyśmy do domu – to co
jesteś głodna tak, Rosie? – przyglądała mi się z uśmiechem.
- Tak, jesteśmy bardzo głodne – przytuliła mnie do swojego boku Alison – pomogę ci zanieść te
bagaże do twojego pokoju, a potem zjemy w ogrodzie zgoda?
- Mhm, zgoda – uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do pokoju
który wskazała mi Alison.
Pokój
był większy niż mój, a w nim wszystko co było mi potrzebne duża szafa,
odtwarzacz mp3 i ogromne, wygodne łóżko na które rzuciłam się zaraz po zrzuceniu
bagażu. Chłodna kołdra była tak przyjemna na upał który panował na dworze, że
miałam ochotę zostać w niej już do końca dnia.
- Rose, no chodź – Alison wyciągnęła mnie z chłodniej kołdry
– przyzwyczaisz się do upału, daj sobie kilka dni, a teraz położysz się pod
palmami na hamaku i odpoczniesz – zeszłyśmy na dół i od razu położyłam się na
hamaku, a Alison pobiegła na chwilę do babci.
Spojrzałam
na morze które było widać z hamaka na którym leżałam, a obok ogrodu babci biegł
chłopak zupełnie podobny do Justina. Podniosłam się szybko i zeszłam z hamaka
ogniąc z chłopakiem.
- Justin poczekaj! – czułam napływające łzy do moich oczu –
nie biegnij tak szybko, Justin!
_________________________________
Hejka x
Mam nadzieje, że rozdział się podoba ♥
Przepraszam, że nic nie dodałam nic w zeszłym tygodniu, ale rozchorowałam się i nie dałam rady :(
Dodałam nowych bohaterów, podobają się? :)
kochająca was @hug_me_justin_b