niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 13 "True love never die"

                Kolejnego ranka postanowiłam tak jak zawsze pobiegać. Założyłam buty i zbiegłam na dół zabierając z kuchni wodę. Wyszłam z domu i ujrzałam Jake’a, na którego byłam wściekła po ostatnim incydencie jaki się między nami zdarzył.
- Rose, bo ja chciałem cię przeprosić za wczoraj – wyjął zza siebie mały bukiecik tulipanów – proooszę cię, jestem idiotą jak się upiję, gadałem bzdury, przepraszam – spiorunowałam go wzrokiem i truchtem pobiegłam w drugą stronę.
Chciałam się odprężyć i nie myśleć o tym co stało się w ostatnim czasie. W głowie miałam milion wyobrażeń i ciągle czułam, że mój telefon wibruje. Czułam jak po prostu przez tą całą sytuację zaczynam wariować i potrzebuje zapomnieć o tym chociaż na krótką chwilę.
                Po pół godzinnym biegu znowu ta sama pieprzona gorączka co zwykle. Idąc zmęczona do domu zauważyłam siedzącego na ganku Jake’a, który trzymał kwiaty i wyglądał na przytłoczonego może nawet lekko smutnego.
- Dobra, ale to był pierwszy i ostatni raz, zrozumiano? – stanęłam nad nim, a on podniósł wzrok w moją stronę.
-Serio? – uśmiechnął się lekko podnosząc się – Rose tak się cieszę – przytulił mnie podnosząc w górę.
- Postaw mnie – pisnęłam zamykając oczy – Justin, błagam postaw mnie – zaśmiałam się.
- Ciągle o nim myślisz tak? – postawił mnie wzdychając ciężko.
- Tak i nikt mi tego nie zabroni – mruknęłam marszcząc brwi – nie łudź się, że o nim zapomnę – założyłam ręce na piersiach i przeszłam obok niego zirytowana.
- To chodź dziś ze mną na imprezę na plaży – złapał mnie za nadgarstek – proszę Rose i przestań już się tak boczyć.
- Daj mi spokój – wyrwałam się mu i weszłam do domu – i ty przestań się tak zachowywać jak dziecko.
- Dziś o dwudziestej na tej samej plaży, przyjdź, a nie pożałujesz – położył bukiecik na ganku – są dla ciebie – odszedł ze spuszczoną głową.
- Dupek – mruknęłam pod nosem idąc na górę – myśli, że może mnie mieć za jakieś durne kwiatki.
- Dzień dobry, Rose – na schodach przede mną stanęła Alison w pięknej, letniej sukience – a ty już na nogach? – uśmiechnęła się do mnie ciepło.  
- Wiesz dla mnie zdrowy tryb życia to podstawa – odwzajemniłam jej uśmiech – a ty już gdzieś pędzisz?
- W sumie to n-no tak – zauważyłam w zachowaniu Ali coś podejrzanego, nagle nie wiedziała co powiedzieć – ja musze już iść, ale jak wrócę to pogadamy – zabrała ze sobą piknikowy koszyk i wybiegając zauważyła kwiaty, które leżały na parapecie – jest tu ledwo dwa tygodnie i już ma adoratorów – zaśmiała się zerkając przez okno.
                Wbiegłam na górę i pierwsze o czym pomyślałam to  prysznic. Zdjęłam ubrania, które przylegały do ciała przez ciepło jakie jest na dworze o tej porze roku w Miami. Odkręciłam chłodną wodę, która od razu przyniosła mi ulgę. Tym razem nie myślałam o Justinie, a o tym jaka była dziś dla mnie Alison w sumie jest taka od kilku dni. Jak pytam gdzie wychodzi od razu się spina, brakuje jej słów. Może znalazła jakiegoś przystojniaka i nic mi nie chce powiedzieć i dziś ten koszyk piknikowy, to bardzo słodkie no i to jak pięknie wyglądała też musi o czymś świadczyć.
Po długim prysznicu zeszłam na dół, do kuchni gdzie spotkałam babcię, która właśnie miała zamiar mnie wołać na śniadanie. Tylko to nie było zwykły posiłek, który zawsze robiłam sobie w domu. Na samym środku stołu stały czerwony bukiecik tulipanów od Jake’a  przez co nawet lekko się uśmiechnęłam.
- Dzień dobry, babciu – stanęłam w progu opierając się o framugę drzwi – tak tu wszystko cudnie wygląda, że mam ochotę spróbować wszystkiego, ale niestety dbam o linie – poklepałam się po brzuchu chichocząc cicho.
- Wnusiu, przestań pleść bzdury tylko siadaj i jedz – babcia przytuliła mnie do siebie na przywitanie – w końcu mam dla ciebie dziś więcej czasu, bo jak na razie pan Smith nie potrzebuje pomocy w ogrodzie.
- Ooooo babciu – uśmiechnęłam się szerzej siadając do stołu – nie mówiłaś mi o panu Smith jeszcze babuniu – wzięłam kromkę chleba, który robi babcia, a jego smak pamiętam od zawsze.
- A ty mi nie mówiłaś o swoim kawalerze – usiadła obok mnie – a pan Smith to tylko sąsiad, któremu pomagam, nic wielkiego.
-Nie mam kawalera – posmutniałam na myśl o braku Justina obok mnie – babciu, jak to było z tobą i dziadkiem?
- Ja i dziadek – zaśmiała się i od razu było widoczne, że przypomniało jej się wiele sytuacji, które razem przeżyli – byliśmy uważani za szczeniaków, którzy nie wiedzą co to miłość, że umiemy się tylko bawić, a nie darzyć kogoś uczuciem.
- Przecież wy się z dziadkiem bardzo się kochaliście – spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami w stronę babci.
- Wiesz, kiedyś nie było tak jak teraz, Rosie – pogłaskała mnie o ramieniu uśmiechając się ciepło –teraz jest inaczej.
- Chyba nie rozumiem babciu – spojrzałam na nią pytająco – możesz jaśniej?
- Kiedyś wszyscy sądzili, że to mężczyzna powinien wybierać kobietę, a nie na odwrót. Kiedy ja chodziłam do liceum to mieliśmy oddzielne szkoły obok siebie i dzielił nas tylko płot – opowiadała bardzo interesująco , a historia łudząco przypominała mnie i Justina tylko nas nie dzielił płot.
                Babcia opowiadała jak dziadek zabrał ją pewnego lata pod namiot i tam powiedział jej o swoich uczuciach. Obie prababcie nie były jakoś specjalnie za ich związkiem, u dziadka ze względu na to, że babcia niby latała za dziadkiem, a u babci było inaczej prababcia pozwoliła na wspólną naukę, ale nawet w głowie jej nie było to, że babcia pójdzie na randkę z dziadkiem. No i oczywiście żadna z nich nie wierzyła  w przyjaźń damsko- męską, bo z tego nie będzie nic innego niż dziecka, a w tamtych czasach nastoletni rodzice to bezwartościowe osoby bez wykształcenie po prostu wyrzutki  społeczeństwa. Słuchałam jak babcia opowiada o tym jak urodziła ciocię w wieku 19 –nastu lat, wyprowadziła się od pradziadków i była z dziadkiem szczęśliwa. Był z nią w każdym momencie życia, a na końcu to babcia była z nim do końca sypiała przy jego łóżku w szpitalu, trzymała jego rękę do samego końca.
-Prawdziwa miłość nigdy nie umiera wnusiu – dodała na koniec – mimo, że tęsknie za dziadkiem to wiem, że kiedyś tam spotkamy się i będę z nim już na zawsze tak jak sobie to obiecaliśmy – musnęła czubek mojej głowy i poszła w milczeniu na górę.
                Te słowa bardzo uderzyły we mnie i dzięki nim nabrałam jeszcze większej motywacji na poszukiwanie Justina. Posprzątałam po śniadaniu i natychmiast wybrałam się na górę gdzie znalazłam otwarty dziennik. Cholera! Kto śmiał dotykać mojego dziennika?!, pomyślałam zaciskając pięści, a krew zagotowała się we mnie. Miałam ochotę krzyknąć z wściekłości i zniszczyć wszystko co spotkam na mojej drodze. Nikt  nigdy nie dotykał mojego dziennika, on jest tylko mój i nie pozwalałam nikomu do niego zaglądać. Usiadłam i starałam się uspokoić nerwy, liczyłam do dziesięciu, skakałam, robiłam brzuszki i złość przeszła. Zaczęłam prowadzić kolejne dochodzenie kto maczał w tym palce i czy może doprowadzić mnie do Justina.
                Podniosłam go ostrożnie żeby zobaczyć czy ktoś nie zostawił na nim jakiś śladów, ale niestety nic z tego. Starałam się przypomnieć sobie to co działo się rano, gdzie go zostawiłam i kto mógł się nim zainteresować. Wtedy dostałam olśnienia zeszłego wieczoru Alison pytała o niego, a dziś to ona wstała ostatnia. Wszystko wskazywało na Ali, babcia sama zapytała by mnie tak jak zrobiła to przed chwilą. Postanowiłam, że zacznę ściemniać w dzienniku, a wścibska osoba, która wpadła na ten idiotyczny pomysł dotykania moich rzeczy właśnie wypowiedziała mi wojnę.
                Przed Alison postanowiłam grać i zamknęłam się na nią przez to jaka ona jest dla mnie. Tylko po co ona miała by być wmieszana w porwanie Justina? To pytanie nurtowało mnie najbardziej, ale miałam nadzieje znaleźć na nie odpowiedź. Obiad jadłyśmy dziś w trójkę, po chwili ciszy Alison zwróciła się do mnie.
- Rose, idziesz ze mną na tą imprezę na plaży? Będzie fajnie co ty na to? – zdawała się nie być jakoś wrogo nastawiona do mnie.
- Jasne, pójdę u nas nie ma imprez na plaży więc chętnie skorzystam – uśmiechnęłam się sztucznie w jej stronę, a stracone zaufanie rzutowało na naszym kontakcie w trakcie posiłku.
- Cieszę się, że mogę mieć obok siebie kogoś takiego jak ty Rosie – uśmiechnęła się do mnie wracając do posiłku.
- Ja także, Ali – uśmiechnęłam się kończąc jedzenie i odeszłam od stołu by nie nawtykać Ali.
                Godzinę przed wyjściem postanowiłam zacząć się przygotowywać. Stanęłam przed moją ogromną walizką z rzeczami i wybrałam szybko jakieś rzeczy i pobiegłam do łazienki aby się do końca ubrać. Wybrałam się w biały t- shirt ze śmiesznym nadrukiem, krótkie jeansowe szorty, fioletowa bluza podarowana przez Justina, a do tego moje ukochane popielate trampki, włosy spięte w wysokiego kucyka, a makijaż najbardziej naturalny jak tylko się da. Ali wyglądała jak moje przeciwieństwo kobieca, przyciągająca facetów, gorąca kobieta. Pogodziłam się z faktem, że to ja jestem bardziej chłopięca niż wszyscy chłopcy mieszkający w sąsiedztwie. Doszłyśmy do plaży w kilka minut, a Jake pił już pierwsze piwo.
- Jednak jesteś – podszedł do mnie uśmiechnięty – w końcu pokaże ci jak się fajnie bawić.
- To chyba ja ci pokaże – wyjęłam piwo z małej lodóweczki, która stała obok nogi Alison – nie jestem żadną sztywniarą  - podałam mu butelkę by ją otworzył.
- Mam cię na oku, Rose pamiętaj – potarła moje ramiona i odeszła do swoich znajomych.
                Kolejne godziny spędziłam z Jakiem  i z piwem, które piliśmy butelka po butelce. Kiedy tańczyliśmy przy ognisku, blisko siebie czułam jak kreci mi się w głowie przez co ciągle się śmiałam i nawet nie wiedziałam jak swoimi ruchami uwodzę Jake’ a. Z każdą kolejną butelką stawałam się coraz odważniejsza i moje ruchy także. Jake po kolejnym tańcu przycisnął mnie do siebie i głaskał po szyi.
- Jesteś śliczna, wiesz? – wybełkotał w moją twarz – taka seksowna, że aż dech zapiera.
- Serio? – zaśmiałam się przez działający we mnie alkohol – i co teraz zaciągniesz mnie do łóżka?
- Najpierw zrobimy jeden teścik, a potem pójdziemy do łóżka – zsunął się dłonią niżej, a drugą głaskał mój policzek.
- Dobra –pokiwałam głową, a stałam już dość niestabilnie – a co to za teścik?
- Zobaczymy jak całujesz – mruknął trzymając swoją dłoń po moją koszulką – jak świetnie całujesz to i w łóżku jesteś dobra – zaśmiał się niskim tonem.
- Mówisz? – oplotłam jego szyje będąc kompletnie bezbronna – a jaki ty jesteś w łóżku?
- Zobaczysz – przybliżył się do mnie, a nasze usta nie zdążyły się złączyć, bo z uścisku Jake’ a wyrwała mnie Alison.
- Co ty odpieprzasz? – warknęła wściekła na mnie – chodź tu do cholery – posadziła mnie na piasku i oblała lodowatą wodą przez co pisnęłam głośno.
- No co ty robisz, Ali? – wstałam na baczność trzeźwiejąc – oszalałaś?! – mruknęłam na nią.
- Nie, robię to dla twojego dobra, a teraz do domu – złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła do domu – prawie całowałaś się z Jakiem, a potem planowaliście wspólną noc.
-Slucham? – spojrzałam na nią zszokowana, ale byłam jeszcze lekko pod wpływem – dziękuje, że się tak o mnie troszczysz – mruknęłam sarkastycznie.
- A ciebie co ugryzło? – posadziła mnie na łóżku w pokoju – ja ratuje ci dupę, a ty jesteś dla mnie taka nie miła?
- Za co mam ci podziękować, a no chyba za to, że przeglądasz mój dziennik – warknęłam na nią.
- Rose t-to nie tak jak myślisz – zamknęła drzwi siadając obok mnie.
- A jak do cholery? Wytłumacz mi – odsunęłam się i w tej samej chwili usłyszałam dźwięk mojego telefonu, który postanowiłam odebrać mimo numeru zastrzeżonego.
                 W słuchawce usłyszałam głos Justina, a raczej rozmowę, dość agresywną i pełną złości. Głosu tego drugiego mężczyzny nie znałam. Nie wiem co wtedy czułam byłam taka szczęśliwa słysząc jego głos. Miałam ochotę zapytać gdzie jest, ale z rozmowy wywnioskowałam, że nie mogę zdradzić Justina, a tym bardziej, że ma telefon. Słyszałam jak męczy się z taśmą na buzi, a numer wybrał po prostu przypadkowo. Miałam ochotę go teraz uratować z łap tych ohydnych zbirów.
- Pomocy!!! – krzyczał prze taśmę ostatnimi siłami.

- Justin, uratuje cię obiecuje – szepnęłam bardzo cicho, a moje gardło zacisnęły łzy, dolna warga drżała tak samo jak dłonie – k-kocham cię i nie dam skrzywdzić – Alison patrzyła na mnie zszokowana słysząc całą rozmowę.

 _____________________________________________________
Witam wszystkich ♥
Bardzo dziękuje za odwiedzanie mojego bloga, za komnetarze. Gdy go zakładałam nawet nie miałam pojęcia, że tak szybko znajdę czytleników :')
Dziś podziękuje moim przyjaciółkom ♥
@biebsiuch i @biebllins jesteście dla mnie wszystkim x i nie chce by coś niszczyło się między nami. Ten tytuł pisałam z myślą o was x
Bardzo wam dziękuje, że wierzyliście we mnie od zawsze ♥ 
Pamiętajcie jeśli chcecie coś osiągnąć warto zaryzykować ♥
Życzę wam ciepłego wieczoru mimo dzisiejszej jesiennej pogody 
Kochająca was @hug_me_justin_b 

3 komentarze:

  1. Wreszcie coś się dzieje :D

    OdpowiedzUsuń
  2. o ja :OO Justin! kiedy następny!? o jaaa aż mam ciary!

    OdpowiedzUsuń
  3. True love never dieS powinno być.

    OdpowiedzUsuń