Chłopak obrócił się do mnie twarzą, a ja nie wiedziałam czy
zapaść się w tym momencie pod ziemię czy uciec jak najdalej się da.
- P-przeraszam j-ja myślałam..jesteś taki podobny do mojego
przyjaciela – ułożyłam wargi w cienką linie i spuściłam głowę.
- Naprawdę musiałem się zmienić skoro ty mnie nie poznajesz
– zaśmiał się kręcąc głową.
- A skąd miałabym cię znać? – spojrzałam zawstydzona na
chłopaka - przepraszam, ale może mnie z kimś pomyliłeś jestem tu naprawdę
bardzo rzadko.
- Nie pomyliłem, Rose – patrzył na mnie z niedowierzaniem –
jestem Jake Colleman, teraz pamiętasz?
- Tak, Jake przepraszam – zaśmiałam się tuląc go na
przywitanie – już tak długo się nie wiedzieliśmy.
- Od jakiegoś dwunastego roku życia, trochę się zmieniłem –
zaśmiał się głaskając moje plecy – ale ty nadal
jesteś tak samo słodka jak sześć lat temu.
- Myślałam, że wyrosłam z kucyków – odsunęłam się czując
jego cieple dłonie – wiesz co? Ja muszę już uciekać, bo zapewne babcia i Alison
już mnie szukają, jeszcze raz przepraszam za tą pomyłkę.
- Wpadnę wieczorem jeśli tylko chcesz – uśmiechnął się
szczerze w moją stronę.
- J-jasne, jeśli tylko chcesz – szłam patrząc na
oddalającego się Jake’a.
Jego jedna wizyta zamieniła się w jakiś cykl
przychodzenia codziennie niby pod pretekstem pobiegania razem i potowarzyszenia
mi, ale i tak Ali sądziła coś innego. Nawet byłam z nimi na kilku imprezach na
osiedlu i chłopcy z Florydy są naprawdę nawet całkiem fajni.Na jednej z nich
Jake poprosił mnie bym wyszła się z nim przejść na wieczorny spacer brzegiem
morza. Byliśmy w dość dusznym domu państwa Cohen i tam aż prosiło się o
wpuszczenie świeżego powietrza ze względu na to, że prawie wszyscy palili.
Przystałam na propozycje Jake’a i
ruszyliśmy brzegiem. Wieczór był cudowny, a posiadanie domku przy plaży to coś
cudownego i chwała za to tym, którzy to wymyślili. Idąc słyszeliśmy muzykę,
która wydobywała się z domku w którym odbywała się impreza.
- Podoba ci się tu u nas w Miami? – spojrzał na mnie swoimi
błękitnymi oczami, które w ciemności wieczora bardzo się odznaczały.
- Jest fajnie, w końcu odpoczywam – uśmiechnęłam się lekko
starając się na niego nie patrzeć.
- A w Stratford nie odpoczywałaś? Czemu? – zapytał po raz
pierwszy od naszego spotkania gdy za nim goniłam.
- Miałam trochę spraw, które sporo mnie kosztowały –
westchnęłam na myśl o Justinie.
- A jakie o sprawy? Nie mów jeśli nie chcesz, ale wiesz
rozmowa bardzo pomaga w pozbyciu się złych emocji.
Opowiedziałam
mu całą historię choć momentami było mi bardzo ciężko. Wtedy poczułam, że te przypuszczenia,
że Justin jest mi już obojętny po prostu zniknęły nigdy nie przestane go
kochać. Spojrzałam na Jake’ a który
łudząco w tym świetle przypominał Justina. Chciałam żeby Justin był tutaj ze
mną, na pewno w tym momencie nakrzyczałabym na niego powiedziała bym mu jak bardzo tęskniłam, a potem przytuliła
bym go bardzo mocno i szepnęła bym, że
go kocham. Tylko był jeden bardzo duży problem, nie było go ze mną już ponad
miesiąc.
- No to co Rose? – podszedł do jednego z zarośli i wyjął
dwie butelki piwa – napijemy się?
- Nie powinnam – mruknęłam będąc niezadowolona z jego
propozycji.
- A ja myślę, że trochę się rozluźnisz po tej smutnej
historii – uśmiechnął się otwierając jedną z butelek zębami – nie po to cię tu
ciągnąłem tyle czasu żeby teraz siedzieć i gapić się w morze.
- Daj – mruknęłam wyciągając rękę po butelkę gapiąc się
pusto w przestrzeń przede mną.
Było
tak samo jak na wycieczce w drugiej klasie, wszyscy pili tylko ja byłam jak
wyrzutek i patrzyłam jak żłopanie napojów alkoholowych sprawia
siedemnastolatkom większą radość niż przejażdżka różowym kucykiem pięciolatce.
Postanowiłam się ulotnić i nie wracać jak najdłużej się da. Wybiegłam z pokoju
i po chwili ujrzałam jezioro, które przy pełni księżyca wyglądało magicznie.
Ostrożnie weszłam na mostek i usiadłam na nim, delikatnie machałam nogami
wpatrując się w odbicie księżyca w jeziorze.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? – zaśmiał się głos za mną
obróciłam się szybko i o mało nie wpadłam do wody – uważaj Rosie – Justin
przytrzymał mnie za rękę.
- Ale mnie nastraszyłeś, Jus – zaśmiałam się, a moje serce o
mało nie wypadło z klatki piersiowej – nie chciałam uciekać dla mnie to po
prostu dziecinada i dlatego nie będę tam siedzieć.
- Ja też się tam dobrze nie czuje – usiadł bliżej mnie –
fajnie tu, tak zupełnie cicho – zamknął oczy rozkoszując się dźwiękami
przyrody.
Wtedy
miałam największą ochotę go pocałować. Idealna sytuacja, sami w miejscu, które
oświetla tylko księżyc. Moje serce wariowało, a oddech stał się szybszy gdy
patrzyłam na jego już dojrzalszą buzie, mały, zgrabny nosek i piękne wydęte,
różowe wpadające w malinowy kolor usta. Zawiał chłodniejszy wiatr, który
potargał jego krótko ostrzyżoną grzywkę, a na moim ciele pojawiła się lekka
gęsia skórka. Justin otworzył oczy i przyłapał mnie na tym, że wgapiam się w
niego.
- Aż tak idiotycznie wyglądam? – zaśmiał się przyglądając mi
się – chyba jest ci chłodno, Rosie – wyjął zza siebie moją bluzę – wziąłem dla
ciebie – założył mi ją na ramiona.
- N-nie, wygladasz.. jest okej – zaśmiałam się – dzięki –
szepnęłam.
Czułam
się wtedy dla niego taka ważna mimo, że tak nie było. Wyobrażałam sobie, że
mnie porwał i trzyma tylko dla siebie, a mi wcale nie jest tak źle z tym, że
mnie porwał. Do dziś się zastanawiam dlaczego mu wtedy nie powiedziałam
przecież to był dobry moment. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że mój strach
jest ode mnie silniejszy. Przytuliłam się wtedy do niego i na tym się skończyło
nie było ani mojego wymarzonego pocałunku, ani wyznania uczucia.
-Czemu nie pijesz? Serio jesteś aż tak sztywna, Rose - dogryzł mi złośliwie Jake.
- Daj mi spokój – mruknęłam rzucając pełną butelką w krzaki
i ruszyłam w stronę domu w którym była Alison.
- P-poczekaj Rosie, prooszę – wstał lekko chwiejnie idąc za
mną – jestem idiotą, przepraszam.
- NIE NAZYWAJ MNIE ROSIE! – wrzasnęłam, czując jak łzy
ściskają mi gardło.
- Rose proszę! – szedł za mną lekko bełkocząc przez alkohol,
który wypił.
- Pieprz się i już daj mi święty spokój – mruknęłam
ocierając łzy, które spływały z moich oczu.
Jake
złapał mnie za nadgarstek i odwrócił mnie twarzą do siebie. Patrzył na mnie
pijackim wzrokiem, którego od zawsze się brzydzę.
-Jak mnie nie puścisz zacznę wrzeszczeć o pomoc – wycedziłam
przez zęby wprost w jego twarz.
- Chce ci coś powiedzieć – pogłaskał mnie po policzku i
uśmiechnął się idiotycznie – jesteś śliczna i przepraszam, nie powinienem
urażać tak pięknej damy jak ty – zsunął się drugą dłonią na moje biodra przez
co stałam się jeszcze bardziej wściekła.
- Mam w dupie twoje
słowa, a Rosie może mówić do mnie tylko ktoś, kto na to zasługuje – kiedy
próbowałam się wyswobodzić z objęć Jake’a poczułam jak jego dłoń zaciska się na
moim pośladku –jesteś podły – wymierzyłam mu soczystego liścia prosto w
policzek i uciekłam do domu.
Gdy
wróciłam do domu babcia już spała, a Ali właśnie brała prysznic. Leżałam w
pokoju i wgapiłam się w sufit. Myślałam o tym co by zrobił Justin gdyby
zobaczył to co właśnie zrobił mi Jake. Tęskniłam. Za wszystkim i tym co było
wcześniej, nie mogłam zapomnieć o nim ani na chwilkę. Mimo, że byłam daleko
moje uczucie nadal były takie same, a teraz jeszcze poczułam się jak lalka do
macania. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź Ali – usiadłam zaciągając koc na siebie.
- Przepraszam, że zostawiłam cię z tym pajacem sama, nie
powinnam – usiadła na skraju łóżka – znowu czytasz? – skinęła głową na mój
pamiętnik na co odpowiedziałam jej skinieniem głowy –w sumie nie mówiłaś mi co
to jest?
- To mi pomaga odszukać Justina – przytuliłam pamiętnik do
swojego serca – Ali? A co jeśli jest już za późno? – szepnęłam przerażona.
- No co ty gadasz, Rose – pogłaskała mnie pocieszająco – na
pewno gdzieś jest i czeka na ciebie, jest bezpieczny, nie martw się – zmieszała
się lekko i zamilkła.
- Skąd możesz to wiedzieć? A co jeśli dzieje mu się krzywda?
Biją go i nie dają jeść.
- R-rose, jestem już bardzo zmęczona, a rano musze pomóc
babci – musnęła czubek mojej głowy i wyszła bardzo szybko z mojego pokoju co
wydało mi się dziwne.
Szybko
zignorowałam zachowanie Alison i leżąc już w ciemnym pokoju wyciągnęłam rękę po
telefon, który leżał na stoliku nocnym. Wybrałam numer Justina, a serce biło mi
jak oszalałe. Byłam pełna nadziei, że odbierze szczęśliwy i powie, że jest
dobrze i nie może się doczekać kiedy się zobaczymy. Po kilku sygnałach odezwała
się sekretarka, ale chociaż wtedy mogłam usłyszeć jego głos. Lubiłam go
słuchać, gdy przeszedł mutacje jego głos stał się niski, męski i z lekką
chrypką którą lubiłam, gdy się śmiał wtedy wydała się bardziej ujawniać i
strasznie przez to zarażał śmiechem.
Tu Justin. Jeśli masz
jakąś miłą wiadomość zostaw ją po sygnale, a jeśli to coś złego po prostu się
rozłącz.
- Hej Jusy, bardzo długo tego nie robiłam, bo ponad miesiąc,
ale wciąż mam nadzieję, że odbierzesz – głos zadrżał od napływających łez –
podążam za wspomnieniami i nie poddaje się, na pewno niedługo się spotkamy –
zachlipałam cicho – nie płacze nawet tak nie myśl, po prostu daj mi jeszcze
jakąś wskazówkę, bo ja już nie wiem, coraz bardziej tęsknie i już nie wiem co
mam robić. Nie wiem gdzie jesteś więc jeśli kładziesz się spać życzę ci
spokojnych snów i całuje w policzek, a jeśli wstajesz życzę ci miłego i
spokojnego dnia Jusy – rozłączyłam się czując się kompletnie zrezygnowana, po
jakimś czasie zasnęłam zmęczona płaczem.
______________________________________________________
Hej kochani x
Przepraszam was za to, że nie było tyle rozdziału,ale klasa maturalna więc zrozumcie ♥ '
Postaram się wstawiać rozdziały bardziej regularnie, ale nie mogę nic obiecać x
Czekam na komentarze dotyczące rozdziału i dziękuje za poprzednie ♥
Wasza @hug_me_justin_b