sobota, 18 października 2014

Rozdział 12 "I miss u"


                   Chłopak obrócił się do mnie twarzą, a ja nie wiedziałam czy zapaść się w tym momencie pod ziemię czy uciec jak najdalej się da.
- P-przeraszam j-ja myślałam..jesteś taki podobny do mojego przyjaciela – ułożyłam wargi w cienką linie i spuściłam głowę.
- Naprawdę musiałem się zmienić skoro ty mnie nie poznajesz – zaśmiał się kręcąc głową.
- A skąd miałabym cię znać? – spojrzałam zawstydzona na chłopaka - przepraszam, ale może mnie z kimś pomyliłeś jestem tu naprawdę bardzo rzadko.
- Nie pomyliłem, Rose – patrzył na mnie z niedowierzaniem – jestem Jake  Colleman, teraz pamiętasz?
- Tak, Jake przepraszam – zaśmiałam się tuląc go na przywitanie – już tak długo się nie wiedzieliśmy.
- Od jakiegoś dwunastego roku życia, trochę się zmieniłem – zaśmiał się głaskając moje plecy – ale ty nadal  jesteś tak samo słodka jak sześć lat temu.
- Myślałam, że wyrosłam z kucyków – odsunęłam się czując jego cieple dłonie – wiesz co? Ja muszę już uciekać, bo zapewne babcia i Alison już mnie szukają, jeszcze raz przepraszam za tą pomyłkę.
- Wpadnę wieczorem jeśli tylko chcesz – uśmiechnął się szczerze w moją stronę.
- J-jasne, jeśli tylko chcesz – szłam patrząc na oddalającego się Jake’a.
                Jego  jedna wizyta zamieniła się w jakiś cykl przychodzenia codziennie niby pod pretekstem pobiegania razem i potowarzyszenia mi, ale i tak Ali sądziła coś innego. Nawet byłam z nimi na kilku imprezach na osiedlu i chłopcy z Florydy są naprawdę nawet całkiem fajni.Na jednej z nich Jake poprosił mnie bym wyszła się z nim przejść na wieczorny spacer brzegiem morza. Byliśmy w dość dusznym domu państwa Cohen i tam aż prosiło się o wpuszczenie świeżego powietrza ze względu na to, że prawie wszyscy palili. Przystałam na propozycje Jake’a  i ruszyliśmy brzegiem. Wieczór był cudowny, a posiadanie domku przy plaży to coś cudownego i chwała za to tym, którzy to wymyślili. Idąc słyszeliśmy muzykę, która wydobywała się z domku w którym odbywała się impreza.
- Podoba ci się tu u nas w Miami? – spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, które w ciemności wieczora bardzo się odznaczały.
- Jest fajnie, w końcu odpoczywam – uśmiechnęłam się lekko starając się na niego nie patrzeć.
- A w Stratford nie odpoczywałaś? Czemu? – zapytał po raz pierwszy od naszego spotkania gdy za nim goniłam.
- Miałam trochę spraw, które sporo mnie kosztowały – westchnęłam na myśl o Justinie.
- A jakie o sprawy? Nie mów jeśli nie chcesz, ale wiesz rozmowa bardzo pomaga w pozbyciu się złych emocji.
                Opowiedziałam mu całą historię choć momentami było mi bardzo ciężko. Wtedy poczułam, że te przypuszczenia, że Justin jest mi już obojętny po prostu zniknęły nigdy nie przestane go kochać. Spojrzałam na  Jake’ a który łudząco w tym świetle przypominał Justina. Chciałam żeby Justin był tutaj ze mną, na pewno w tym momencie nakrzyczałabym na niego powiedziała bym  mu jak bardzo tęskniłam, a potem przytuliła bym  go bardzo mocno i szepnęła bym, że go kocham. Tylko był jeden bardzo duży problem, nie było go ze mną już ponad miesiąc.
- No to co Rose? – podszedł do jednego z zarośli i wyjął dwie butelki piwa – napijemy się?
- Nie powinnam – mruknęłam będąc niezadowolona z jego propozycji.
- A ja myślę, że trochę się rozluźnisz po tej smutnej historii – uśmiechnął się otwierając jedną z butelek zębami – nie po to cię tu ciągnąłem tyle czasu żeby teraz siedzieć i gapić się w morze.
- Daj – mruknęłam wyciągając rękę po butelkę gapiąc się pusto w przestrzeń przede mną.
                Było tak samo jak na wycieczce w drugiej klasie, wszyscy pili tylko ja byłam jak wyrzutek i patrzyłam jak żłopanie napojów alkoholowych sprawia siedemnastolatkom większą radość niż przejażdżka różowym kucykiem pięciolatce. Postanowiłam się ulotnić i nie wracać jak najdłużej się da. Wybiegłam z pokoju i po chwili ujrzałam jezioro, które przy pełni księżyca wyglądało magicznie. Ostrożnie weszłam na mostek i usiadłam na nim, delikatnie machałam nogami wpatrując się w odbicie księżyca w jeziorze.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? – zaśmiał się głos za mną obróciłam się szybko i o mało nie wpadłam do wody – uważaj Rosie – Justin przytrzymał mnie za rękę.
- Ale mnie nastraszyłeś, Jus – zaśmiałam się, a moje serce o mało nie wypadło z klatki piersiowej – nie chciałam uciekać dla mnie to po prostu dziecinada i dlatego nie będę tam siedzieć.
- Ja też się tam dobrze nie czuje – usiadł bliżej mnie – fajnie tu, tak zupełnie cicho – zamknął oczy rozkoszując się dźwiękami przyrody.
                Wtedy miałam największą ochotę go pocałować. Idealna sytuacja, sami w miejscu, które oświetla tylko księżyc. Moje serce wariowało, a oddech stał się szybszy gdy patrzyłam na jego już dojrzalszą buzie, mały, zgrabny nosek i piękne wydęte, różowe wpadające w malinowy kolor usta. Zawiał chłodniejszy wiatr, który potargał jego krótko ostrzyżoną grzywkę, a na moim ciele pojawiła się lekka gęsia skórka. Justin otworzył oczy i przyłapał mnie na tym, że wgapiam się w niego.
- Aż tak idiotycznie wyglądam? – zaśmiał się przyglądając mi się – chyba jest ci chłodno, Rosie – wyjął zza siebie moją bluzę – wziąłem dla ciebie – założył mi ją na ramiona.
- N-nie, wygladasz.. jest okej – zaśmiałam się – dzięki – szepnęłam.
                Czułam się wtedy dla niego taka ważna mimo, że tak nie było. Wyobrażałam sobie, że mnie porwał i trzyma tylko dla siebie, a mi wcale nie jest tak źle z tym, że mnie porwał. Do dziś się zastanawiam dlaczego mu wtedy nie powiedziałam przecież to był dobry moment. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że mój strach jest ode mnie silniejszy. Przytuliłam się wtedy do niego i na tym się skończyło nie było ani mojego wymarzonego pocałunku, ani wyznania uczucia.
-Czemu nie pijesz? Serio jesteś aż tak sztywna, Rose  - dogryzł mi złośliwie Jake.
- Daj mi spokój – mruknęłam rzucając pełną butelką w krzaki i ruszyłam w stronę domu w którym była Alison.
- P-poczekaj Rosie, prooszę – wstał lekko chwiejnie idąc za mną – jestem idiotą, przepraszam.
- NIE NAZYWAJ MNIE ROSIE! – wrzasnęłam, czując jak łzy ściskają mi gardło.
- Rose proszę! – szedł za mną lekko bełkocząc przez alkohol, który wypił.
- Pieprz się i już daj mi święty spokój – mruknęłam ocierając łzy, które spływały z moich oczu.
                Jake złapał mnie za nadgarstek i odwrócił mnie twarzą do siebie. Patrzył na mnie pijackim wzrokiem, którego od zawsze się brzydzę.
-Jak mnie nie puścisz zacznę wrzeszczeć o pomoc – wycedziłam przez zęby wprost w jego twarz.
- Chce ci coś powiedzieć – pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się idiotycznie – jesteś śliczna i przepraszam, nie powinienem urażać tak pięknej damy jak ty – zsunął się drugą dłonią na moje biodra przez co stałam się jeszcze bardziej wściekła.
- Mam  w dupie twoje słowa, a Rosie może mówić do mnie tylko ktoś, kto na to zasługuje – kiedy próbowałam się wyswobodzić z objęć Jake’a poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim pośladku –jesteś podły – wymierzyłam mu soczystego liścia prosto w policzek i uciekłam do domu.
                Gdy wróciłam do domu babcia już spała, a Ali właśnie brała prysznic. Leżałam w pokoju i wgapiłam się w sufit. Myślałam o tym co by zrobił Justin gdyby zobaczył to co właśnie zrobił mi Jake. Tęskniłam. Za wszystkim i tym co było wcześniej, nie mogłam zapomnieć o nim ani na chwilkę. Mimo, że byłam daleko moje uczucie nadal były takie same, a teraz jeszcze poczułam się jak lalka do macania. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź Ali – usiadłam zaciągając koc na siebie.
- Przepraszam, że zostawiłam cię z tym pajacem sama, nie powinnam – usiadła na skraju łóżka – znowu czytasz? – skinęła głową na mój pamiętnik na co odpowiedziałam jej skinieniem głowy –w sumie nie mówiłaś mi co to jest?
- To mi pomaga odszukać Justina – przytuliłam pamiętnik do swojego serca – Ali? A co jeśli jest już za późno? – szepnęłam przerażona.
- No co ty gadasz, Rose – pogłaskała mnie pocieszająco – na pewno gdzieś jest i czeka na ciebie, jest bezpieczny, nie martw się – zmieszała się lekko i zamilkła.
- Skąd możesz to wiedzieć? A co jeśli dzieje mu się krzywda? Biją go i nie dają jeść.
- R-rose, jestem już bardzo zmęczona, a rano musze pomóc babci – musnęła czubek mojej głowy i wyszła bardzo szybko z mojego pokoju co wydało mi się dziwne.
                Szybko zignorowałam zachowanie Alison i leżąc już w ciemnym pokoju wyciągnęłam rękę po telefon, który leżał na stoliku nocnym. Wybrałam numer Justina, a serce biło mi jak oszalałe. Byłam pełna nadziei, że odbierze szczęśliwy i powie, że jest dobrze i nie może się doczekać kiedy się zobaczymy. Po kilku sygnałach odezwała się sekretarka, ale chociaż wtedy mogłam usłyszeć jego głos. Lubiłam go słuchać, gdy przeszedł mutacje jego głos stał się niski, męski i z lekką chrypką którą lubiłam, gdy się śmiał wtedy wydała się bardziej ujawniać i strasznie przez to zarażał śmiechem.
Tu Justin. Jeśli masz jakąś miłą wiadomość zostaw ją po sygnale, a jeśli to coś złego po prostu się rozłącz.
- Hej Jusy, bardzo długo tego nie robiłam, bo ponad miesiąc, ale wciąż mam nadzieję, że odbierzesz – głos zadrżał od napływających łez – podążam za wspomnieniami i nie poddaje się, na pewno niedługo się spotkamy – zachlipałam cicho – nie płacze nawet tak nie myśl, po prostu daj mi jeszcze jakąś wskazówkę, bo ja już nie wiem, coraz bardziej tęsknie i już nie wiem co mam robić. Nie wiem gdzie jesteś więc jeśli kładziesz się spać życzę ci spokojnych snów i całuje w policzek, a jeśli wstajesz życzę ci miłego i spokojnego dnia Jusy – rozłączyłam się czując się kompletnie zrezygnowana, po jakimś czasie zasnęłam zmęczona płaczem.
______________________________________________________
Hej kochani x 
Przepraszam was za to, że nie było tyle rozdziału,ale klasa maturalna więc zrozumcie ♥ '
Postaram się wstawiać rozdziały bardziej regularnie, ale nie mogę nic obiecać x
Czekam na komentarze dotyczące rozdziału i dziękuje za poprzednie ♥
Wasza @hug_me_justin_b